Trupa cz. 4
Na podstawie zestawu TW:
Postać: Dziewczynka w masce
Zdarzenie: Zakopałem ją
Poprzednia część: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=951
_____________________
Wstęp (mający na celu wizualne wydłużenie tej krótkiej treści):
Otóż! Przyznaję bez bicia, że zestaw wmontowany na sztukę. O loboga jak on jest wmontowany na sztukę, to jest szok. Na usprawiedliwienie zaznaczę, że jest to tekst umordowany po ponad dwóch miesiącach przerwy. Pierwszy napisany bez papierosowej asekuracji. Było mi ciężko i źle. Należy mi współczuć. Proszę nie liczyć na kontynuację serii, za bardzo pod górę, za bardzo pod wiatr. Poza tym powinno być git. Pierwsze kłoty za płoty, itd.
***
Gdzieś pomiędzy zarankiem a południem, kilka mil dalej w jeszcze bardziej nieznane, etapami powracała świadomość. Świdrowała w trzeźwiejących umysłach, przerzucając slajdy kolejnych spraw. Położenie, brak planu, rosnący marazm. Punkt zwrotny. Kłopoty.
— Arlekin, odpowiedz mi na jedno zasadnicze pytanie. Jakim cudem ta cipa nie zrobiła tego, co powinna i pozwoliła się… przepiłować? — ciężar pytania Tony’ego osiadł na ostatnim wypowiedzianym słowie. — A potem — urwał, upijając łyk piwa — a potem rozdarła się jak zarzynana świnia. — Znów pauza, butelka zawisła w połowie drogi do ust, a zmarszczone czoło świadczyło o batalii, jaką w tym momencie toczyły jego myśli. — I tu przechodzimy do kolejnego pytania. I to pytanie jest jeszcze ważniejsze. Jeszcze, kurwa, ważniejsze! — ryknął równolegle z brzękiem puszki uderzającej w ścianę obok kosza. — A mianowicie… dlaczego ciąłeś dalej?! — wypowiedź zwieńczył sardonicznym uśmiechem.
Rozmówca odpowiedział tym samym, radosno-cynicznym wyrazem twarzy.
— Chłopie, rżnąłeś piłą bebech dziewczyny na oczach dziesiątek ludzi, w tym jej starego, który teraz marzy jedynie o tym, by nas zajebać.
— Mnie.
— On nie odróżni, który z nas to ty. Tylko mnie kojarzy, bo jestem starszy. I może jeszcze Klowna, bo jest obleśny. Reszta mu się myli. Odpowiesz mi na pytania?
— Taaa. Nie zmieniła pozycji i pozwoliła się przepiłować, bo była naćpana, naprana jak meserszmit i może, duże prawdopodobieństwo jest tego, że usnęła. Tak mi się wydaje. A ciąłem, bo… bo nigdy nie zrobiłem czegoś takiego... aż tak… takiego…
— Jakiego? Pokurwionego?
— Pokurwionego. Hm… Jebać to.
— Jak jebać, co jebać?! Joker nas…
— Nie histeryzuj. — Przykrył twarz gazetą, układając się do drzemki.
K’nife tymczasem podrzucał puszki coli. Jedna, druga, trzecia, znów pierwsza, druga, ostatnia, i jeszcze raz.
— We łbie mi się kręci, jak na ciebie patrzę — warknął Klown. Zwykle późno się budził, a do południa nie dało się z nim wytrzymać.
Mina żonglera wyrażała beznamiętne: „trudno”. Jedna z puszek poleciała w kierunku pretensjonalnego kompana. Miał do wyboru złapać lub oberwać w pysk. Poćwiczył refleks, to go trochę rozbudziło.
— Po co wzięliście tę cizię?
— Co? Nie brałem żadnej cizi.
— Śpi w furgonetce — wyjaśnił Scapio. Cztery pary oczu wlepiły w niego wzrok. Wzruszył ramionami.
— Po co ją wziąłeś? — naciskał Klown.
Odpowiedź poprzedził syk otwieranej puszki coli.
— Wytłumaczę ci. Wiesz, jakich kobiet najbardziej nie lubię? Kalkowatych, mdłych cip, które naśladownictwem próbują ubrać się w osobowość. Które histerią na modłę rozgorączkowanych szlachcianek próbują zwrócić na siebie uwagę, jednocześnie uzurpując sobie niezbywalne prawo do ostentacyjnej pretensjonalności, mylnie zakładając, że stanowi ona interesującą, baa, kuszącą część ich charakteru. Rozumiesz, o czym mówię, Klown?
— Zrozumiałem, Scapio, w tym całym pierdoleniu, że nie podoba ci się ta panna. — Skinął głowa w kierunku wozu. — O to chodziło?
— Wręcz przeciwnie. Chodziło mi o to, że ta dziwka jest ciekawsza, niż niejedna z tych babek, które mijasz w kolejce po browar w przydrożnych sklepikach.
— Nooo, to żeś zabłysnął, stary — zarechotał. — Wiadomo, że ciekawsza.
— No właśnie nie wiadomo. Skąd wiadomo? Dla ciebie ciekawsza, bo się lepiej rżnie, a ja mówię o czymś więcej, pogadałem z nią chwilę i…
— A może jak ona jest taka zdolna — wtrącił — mądra i utalentowana, to może by się do cyrku nadała, hm? Zdaje się, że Joker ma przez nas braki w załodze.
— Braki w załodze ma obecnie też alfons tej cizi — syknął K’nife.
Drzwi otworzyły się i zamotana w barłogowe bety dziewczyna zaspanym wzrokiem spojrzała na towarzyszy. Pomysł Klowna zdążył jednak zakiełkować również w głowach pozostałych. Zaciekawiony Arlekin zsunął gazetę z twarzy. Pyton odpalił papierosa.
— Dajcie spokój — warknął.
Dzień mijał na snuciu planów i odpoczynku. Na przechodzeniu od stanów względnej trzeźwości, do tych bardziej znieczulonych. Na cieszeniu się zaletami rudej dziwki z Lohan i zamartwianiu konsekwencjami przepiłowania córki Jokera. Prości ludzie, proste problemy.
Popołudniu Arlekina trzasnął nowy pomysł. Szturchnął drzemiącego na rozkładanym, wysłużonym leżaczku K’nife’a.
— Chcę ją nauczyć połykać ogień — zakomunikował.
— Już nie biegać?
Sceptycyzm.
— Nie. Połykać ogień.
— Jak?
— Co jak?
— Jak to się robi?
— Normalnie. Podpalę coś i wdmucham jej do buzi.
— To chyba nie na tym polega. Gdzie jest myk?
— A gdzieś… powinien być?
K’nife pokiwał głową. Zrozumiał.
Opierać zaczęła się dopiero, gdy ona także zrozumiała. Gdy do niej dotarło. Gdy uświadomiła sobie, że żaden nie zareaguje. Że K’nife i Arlekin zwariowali. A być może zawsze byli wariatami. I że strzępki docierających do jej świadomości słów stanowią sprzeczne, wykluczające się informacje.
Żadna kobieta tego nie potrafi. Jesteś wyjątkowa!
Zapłacimy.
Kupimy ci piękną maskę, dołączysz do naszej trupy.
Poparzone gardło stłumi ewentualne krzyki. Najwyżej ją zakopiemy, co nie K’nife?
Scapio śpi, ale jak wstanie, potwierdzi, że jesteś wspaniała.
Będziesz pierwszą wydmuszką. Tak cię nazwiemy.
Tak ją nazwiemy.