Miasteczko (cz. II)
Link do cz. I : https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=2010
— Terrence Smith — wyrecytował, wymieniając z postawnym mężczyzną o rozbieganym wzroku mocny uścisk dłoni.
— Carter Davis. Cześć, chłopie. Okej! Dobrze, że się zgłosiłeś, bo mam wrażenie, że im bardziej chcemy to wszystko uporządkować, tym większy chaos powstaje. Rozbiliśmy tutaj, jak widzisz, obozowisko wartownicze. Takie same powstały przy trzech pozostałych drogach wjazdowych. W niebieskim namiocie siedzi kobieta, idź najpierw do niej i odpowiedz na wszystkie pytania, okej? Wiek, pochodzenie i przede wszystkim zawód wyuczony i zawód wykonywany.
— Rozumiem, że próbujecie prowadzić dokumentację kadrową?
— Próbujemy się jakoś policzyć. Coś na kształt spisu ludności. Zaczęliśmy monitorować napływ. Wczoraj zatrzymaliśmy jednego faceta, wydawał się zdrowy, ale to, co mówił...
— Co mówił?
— Wiesz, przybył z epicentrum tego całego gówna. Dużo widział, dużo mówił, dużo wie. Sam go możesz zapytać. Leży w polowym — zatrzymał się, robiąc palcami symboliczny cudzysłów — szpitalu.
— Mamy lekarza?
— Jest jeden dentysta i pielęgniarka. Póki co musi wystarczyć. Okej, Smith, warta od dwudziestej drugiej do szóstej rano, nie zaśniesz?
— Nie.
— Broń dostaniesz za parę dni, gdyby coś się działo dziś, obudzisz mnie. Staramy się ufać sobie nawzajem, ale sam rozumiesz, każdy nowy człowiek w danym fachu, to wciąż tylko nowy — podkreślił ten przymiotnik — człowiek. Oswój się i zobacz, czy ci to w ogóle leży. Okej?
— Okej.
— Fajne buty. Się mogą pobrudzić, zdaje się.
— Okej.
Piękna noc. Wszyscy wokół śpią, ciekawe, czy Iga też śpi. Kwiaty w jej kwiaciarni pewnie pozamykały już pąki. Nie poszedłem do tego faceta, co go trzymają w szpitalu. Trochę się boję, a trochę nie wiem właściwie po co. Założyłem, że już po wszystkim i chyba wolę żyć w tej ułudzie niż słuchać jakichś niepokojących rzeczy. Carter ma dużo pomysłów, całkiem ogarnięty gość. Trochę ma swój świat, ale dobrze sczytuje nastrój i potrzeby społeczne. To jak ci ateiści, którzy świetnie znają Biblię. Czuć Boga w tej nocy. Często go ostatnio wyczuwam, jakby był bliżej. Cieszę się, że nie mam broni, nie chciałbym musieć do kogoś strzelać. Rano wrócę do domu, pośpię. Potem ją odwiedzę i razem pójdziemy na wieczorną mszę. Może znów mnie zaprosi! Czterdziestopięcioletni szczeniak! Mógłbym spędzić u niej noc, bo kolejną wartę mam dopiero pojutrze w dzień. Życie znów kształtują ramy obowiązków. Być może ich potrzebowałem. Ile można spacerować i myśleć, jaki to wszystko miało cel albo chociaż... sens? Matka uczyła mnie, żeby nie skupiać się na problemach tylko na ich rozwiązaniu. Działanie ma zbawienny wpływ, niesie moc zmian, jakby człowiek formował rzeczywistość. Ty wstajesz i działasz, problem wciąż siedzi. Potem zaczyna cię gonić i w końcu przestaje doganiać. I tak myślałem i myślałem, i wszystkie drogi zaprowadziły mnie do jednego wniosku, że jeśli głównym zmartwieniem jest to, że przestał istnieć stary świat, to jedynym rozwiązaniem jest uformować nowy. Ten facet w szpitalu był podobno głodny i bardzo zdziwiony, że mamy tutaj wszystkiego pod dostatkiem. On przyszedł z innych stron, zdobią go ślady walki i... Wraca ten temat, choć próbuję go zmieniać. Iga ma miękkie ciało, miękką skórę. Zastanawiam się, czy byłaby ze mną, gdybyśmy spotkali się w innych warunkach.
Terry
W drodze powrotnej do domu minął kobietę z niebieskiego namiotu. Uśmiechnął się serdecznie. Chodziła od domu do domu, dając ludziom namiastkę poczucia, że nie spisano ich na straty. Że ktoś jeszcze nad czymś czuwa, że jeszcze komuś się chce. W domu zauważył, że kończy mu się pasta do butów, więc po drodze do kwiaciarni postanowił wstąpić do sklepu i wziąć sobie kilka opakowań na zapas. Być może weźmie też coś dla Igi, może jakieś doniczki. Poszuka czegoś wyjątkowego, teraz przecież tak łatwo dawać prezenty. Opowie też, jak było w "pracy".
Kurz. Zanotował w głowie, by zapisać w jutrzejszych notatkach, że w tych dniach chodniki pokrywał kurz. Nikt ich już nie zamiatał i tylko przed kwiaciarnią chodnik był czysty. Zrobiło mu się miło na sercu, gdy zobaczył kobiety pomagające Hedwidze ustawić stolik i krzesła. Spostrzegła go i od razu podbiegła, całując w policzek. Było w niej coś niewinnego. Mogła mieć z dwadzieścia pięć lat, może mniej. Mikołaj miał podobno dwa.
— Poznaj dziewczyny. — Skinęła głową w kierunku koleżanek, pomachały Terry’emu, nie pozostał dłużny. — Postanowiłyśmy, że to nie będzie tylko kwiaciarnia, a coś więcej!
— Tak? Ooo, a co?
— Jeszcze nie wiemy, może takie miejsce spotkań, może taki klub czy coś!
Taki klub czy coś – powtórzył w myślach.
— I będziemy się tutaj po prostu spotykać, pić kawę, rozmawiać i wokół będą kwiaty, i będziemy o nie razem dbać i każda będzie sobie codziennie brała świeże do domu. Żeby w każdym domu było jak najwięcej życia!
Jak najwięcej życia – powtórzył w myślach.
Poczęstowały więc gościa rzeczoną kawą i zabawiły rozmową, a gdy w końcu zostali we dwójkę, opowiedział o Carterze, nocnej warcie i rannym człowieku. Zatroskała się. Poprosiła, by zajrzeli do niego po mszy. A raczej zajrzał, bo ona się boi, poczeka może w pobliżu. Wtedy odkrył, że nie bardzo potrafi jej odmówić.
— Czemu ten szpital nie jest w budynku prawdziwego szpitala? — zapytał pielęgniarki, za którą dreptał do właściwego namiotu.
— Bo w budynku prawdziwego szpitala jest kostnica. Choć może bardziej — zamyślała się na kilka sekund — cmentarz — przekręciła twarz w jego stronę, uśmiechając się ironicznie.
— O. Czyli, że tam...
— Taa. Szukali ratunku. Poza tym chcemy być, wiesz, na granicy w razie, gdyby... coś.
W razie, gdyby coś – powtórzył w myślach.
Wszedł. Leżący na łóżku facet spał. Był jednak dość czujny, bo obudził się w mniej niż dwie minuty. Skrzyżował z nim wzrok.
— Cześć. Jestem Terrence, a ty?
— Była ze mną dziewczyna, gdzie ona jest?
Za oknem zaskrzeczał jakiś ptak.
— Nic nie wiem o żadnej dziewczynie. Przyszedłem, bo chciałem się dowiedzieć, skąd przybywasz i co przeszedłeś. Próbujemy się tutaj odbudować i wiesz...
Przerwał mu śmiech. Chłopak był szczerze rozbawiony.
— Przybyłem z nieistniejącego świata. Jak my wszyscy. Powiedz gdzie dziewczyna.
— Nie wiem. To jakaś twoja kobieta?
— Nie, ale się nią opiekuję. Zdefiniuj odpowiedzialność.
Terry pokiwał głową, chłopak kontynuował.
— Więc lepiej, żeby była cała i zdrowa, bo inaczej...
— Bo inaczej co, żołnierzu? — wszedł mu w słowo.
— Wet za wet.
— O! Powiedz pełnym zdaniem.
W międzyczasie sięgnął po tabliczkę w nogach łóżka. Odczytał nazwisko Hughes i jakieś pomiary – temperatura, ciśnienie. Odwiesił z powrotem.
— Proszę bardzo. Opiekuję się nią, więc lepiej, żeby była cała i zdrowa, bo inaczej zaopiekuję się twoją.
— Zabawne. Skąd wiesz, że jakąś mam.
— Każdy coś oswoił.
— Wojak z ciebie. Opowiesz mi, co się działo tam, skąd pochodzisz.
Chłopak wzruszył ramionami.
Link do cz. III: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=2162