TW#3 Wrota czasu
Postać: Niemiecki emeryt
Zdarzenie: Źle położona tapeta
Efekt: Niech tekstem będzie list samego siebie do siebie z poziomu + 20 lat.
W chwili, gdy piszę te słowa, jest 29 listopada 1956 roku, dokładnie dwadzieścia lat po tym, jak pochowałem żonę.
A przecież zamordowałem ją ledwie siedem godzin temu.
Znowu. To już dziewiąty raz w ciągu ostatniego miesiąca.
Oto ja, Abelard von Wartenburg, przyznaję się do wielokrotnej zbrodni.
Jak zwykle dziwnie mi czytać to wyznanie, kiedy wracam do czasów młodości i widzę ją znów po raz pierwszy, na balu u przemysłowca Bernharda Radtke.
Stała się miłością mego życia od pierwszego wejrzenia. I od dwudziestu lat hipnotyzuje mnie niezmiennie refleksami światła odbijanego w załamaniach wiązek diamentów w starym szlifie brylantowym, idealnie osadzonych w platynie najwyższej próby. Jej zwieńczeniem jest platynowa syrena opleciona wokół rzadkiego różowego brylantu.
Najdoskonalsze dzieło stworzone ludzką ręką, w którym zaklęta została niezwykła moc, spoczywało tamtego wieczora na dekolcie córki przemysłowca – panny Hilde.
Miałem wówczas dwadzieścia cztery lata, byłem utracjuszem, bon vivantem, wiecznym studentem i nieuleczalnym pijakiem. Swoją część majątku roztrwoniłem na alkohol, opium i konie. Na szczęście rodzice byli zapobiegliwi i odkąd cesarz Wilhelm wprowadził obowiązkowe ubezpieczenie, skrupulatnie opłacali składki na mój fundusz emerytalny. I mimo kryzysu lat dwudziestych oraz reformy walutowej w czterdziestym ósmym roku, stać mnie teraz na całkiem przyzwoity żywot, choć nigdy w życiu nie splamiłem się pracą zarobkową. Kochany Vati i najdroższa Mutti – Panie, świeć nad ich duszami!
Radtke był jednym z najzagorzalszych popleczników kanclerza. Bajecznie bogaty wdowiec, sprytny geszefciarz, marzył wejściu w konszachty z arystokracją, by podnieść swój prestiż w oczach dyktatora, dlatego ślub ukochanej córki z hrabią był mu bardzo na rękę. Prócz tytułu szlacheckiego i środków finansowych zamrożonych w funduszu, nie miałem nic, jednak panna Radtke zakochała się we mnie po uszy. Jakże dziwna jest natura kobiet! Oddają serce najgorszym nicponiom, znosząc w małżeństwie udręki zdrad i hulanek, odrzucając zaś uczucia mężczyzn o łagodnej, jasnej naturze...
Skwapliwie przystałem na kontrakt małżeński, myśląc tylko o kolii. Owładnęła mną, nie mogłem myśleć o niczym innym.
Niezwykła biżuteria była dziełem największego złotnika i maga wszech czasów, Alphonse'a Touretta. Szkice i wzmianki o niej znalazłem w manuskryptach ocalałych z Biblioteki Aleksandryjskiej przechowywanych w potężnych sejfach teścia. Simul Viator, czyli "podróżnik w czasie" – jakże przewrotna nazwa dla zdradzieckiego naszyjnika!
Hilde po ślubie okazała się jeszcze bardziej odstręczająca niż w okresie narzeczeństwa. Wysoką cenę musiałem płacić każdego dnia pożycia małżeńskiego za swoją namiętność do jej kolii! Potrafiła urządzić koszmarną awanturę o byle co: choćby źle położoną, jej zdaniem, tapetę na ścianach. Ze światem porozumiewała się tylko wrzaskiem: rugała służbę, najemnych robotników, kurierów, dorożkarzy, subiektów... Mnie także nie oszczędzała, a jakże. Tyle była warta jej miłość!
Gdybyś tylko, młody Abelardzie, wiedział, co cię czeka, nie uległbyś zakusom, pozostając wolny jak ptak i bez skazy...
Za pięćdziesiąt sześć minut, dokładnie o dwudziestej trzeciej trzynaście, znowu znajdę się w twoim – naszym! – młodym, choć nieco już steranym nałogami, ciele.
Po przeczytaniu tych słów, jako dwadzieścia lat młodszy, będę chciał jak zwykle zmienić bieg tej historii – i znowu mi się nie uda...
To jest moja kara i przeznaczenie – wieczne przeżywanie na nowo tego piekła. Przeklinam dzień, w którym, będąc zamroczonym solidną dawką opium, odkryłem tajemnicę kolii.
Skąd mogłem wiedzieć, że raz wprawiona w ruch piekielna machina czasu nie da się już zatrzymać?
Tamtej przeklętej nocy wróciłem spłukany po dwudniowej hulance. Zastałem pusty dom. Zaspana służąca oznajmiła, że moja małżonka wyjechała na wieś.
Korzystając z niespodziewanego czasu wolnego od gderania, wyciągnąłem się wygodnie na szezlongu z butelką wybornego wina reńskiego. Opium szumiało mi w głowie, pod powiekami przesuwały się cudowne wizje.
Wziąłem Simul Viator do ręki, wydała się ciepła. Kiedy zacisnąłem dłoń na syrenie wieńczącej kolię, mógłbym przysiąc, że poczułem pulsowanie, coś na kształt bicia serca. Przestraszyłem się i upuściłem klejnot na podłogę. Skarciłem się w myślach za uleganie narkotycznym fantasmagoriom i pochyliłem, by podnieść bezcenny przedmiot. Wtedy zauważyłem uszkodzenie. Kiedy jednak przyjrzałem się z bliska, okazało się, że w rzeczywistości uderzenie ujawniło niewielką skrytkę w oprawie kamienia. Wewnątrz znajdował się cyferblat, jednak nie był to zwykły zegarek. W miejscach godzin wygrawerowano dziwne symbole, przywodzące na myśl jakiś zapomniany, starożytny alfabet. Pośrodku tarczy wyryto niewielki napis. Uzbrojony w szkło powiększające przez kilka godzin studiowałem znalezisko.
Z biblioteki Radkego wyniosłem średniowieczną biblię złotników Hansa Sachsa "Der Goldschmied", mając nadzieję że natknę się na jakąś wzmiankę o podobnym przypadku. Bez powodzenia. Inskrypcja była zatarta, jednak w końcu udało mi się ją rozszyfrować: "Patentibus Nunc Porta".
Wykrzyknąłem ją w podnieceniu.
Wtedy poczułem swąd spalenizny. Spostrzegłem, iż chusta, na której położyłem kolię, tli się. Różowy diament oplatający syrenę był rozgrzany do czerwoności. Nie wiedząc, co począć, wrzuciłem kolię do szklanki z winem. Byłem tak przerażony, że trząsłem się jak galareta. Otworzyłem na oścież okna. Nagłe uderzenie lodowatego listopadowego powietrza spowodowało, że padłem zemdlony.
Kiedy się ocknąłem, na dworze szalała burza śnieżna. Wiatr szarpał okiennicami, wył straszliwie w gałęziach grabów rosnących w okalającym posiadłość parku.
Naraz usłyszałem nieludzki skowyt i walenie do drzwi sypialni. Zupełnie nie pamiętałem, żebym je zamykał! Jednak pamięć tego przeklętego dnia pełna jest czarnych dziur i niedopowiedzeń. Bez namysłu chwyciłem sztylet do rozcinania listów...
Jeśli czytasz te słowa, młody Abelardzie, to znaczy że historia znów zatoczyła koło, a wrota czasu są ponownie otwarte.
Nic nie jest w stanie zatrzymać tej przeklętej machiny...
Niech Pan Bóg ma mnie w swej opiece!