TW#4 – Dom na polanie
Postać: Bramkarz w klubie
Zdarzenie: Wszystko się zmieniło
Efekt: Niechaj w tekście zaistnieje zbliżenie lub pocałunek z zarysowaną sferą emocjonalną innej płci i z innej niż Twoja perspektywy.
W sypialni panuje przyjemny chłód letniej nocy. Zasłona lekko powiewa to ukazując, to zasłaniając ciemny prostokąt ze srebrną broszką wpiętą w nocne niebo. Łagodny szelest liści miesza się z piskami myszy, przemykającymi po poszyciu w poszukiwaniu jedzenia. Puszczyk bacznie obserwuje poruszenie, jednocześnie przygląda się łasicy, podchodzącej zbyt blisko jego gałęzi. Nastroszył pióra, po czym przeciągle zahukał, dla pewności kilka razy, by odstraszyć konkurentkę. W oddali słychać wycie samotnego wilka. Sarny zastygły. Nasłuchują albo liczą w ciszy, jaka odległość dzieli je od drapieżnika.
Przejmujący skowyt obudził Igora. Uniósł głowę i spojrzał na pogrążoną w głębokim śnie kobietę. Jej naga skóra wydała mu się trupio blada w poświacie księżyca. Przysunął się bliżej i uniósł rękę, by położyć dłoń na jej udzie. Skóra kusiła wspomnieniem wieczornego seksu, kiedy smakował ją, penetrując łapczywie ustami wzniesienia i krągłości. Rozpalone ciało łatwo poddało się długim i niespiesznym pieszczotom, aż z ust kobiety wydobył się jęk rozkoszy. Wtedy wszedł w nią stanowczo, a jej ciało przyjęło go ekstatycznym uniesieniem. Przez chwilę zapragnął wrócić do tamtej chwili, być w wilgotnym wnętrzu, poczuć ciepło i ruch bioder kochanki.
Wycie wilka rozległo się bliżej domu. Tym razem odpowiedziały mu podobne głosy z daleka. Igor wstaje, podchodzi do okna, spogląda na ciemne wierzchołki drzew. Jest cicho, jakby wszystko zamarło w oczekiwaniu na coś, co nieuchronnie zbliża się, zwiastując zło.
– Nie śpisz? Wracaj do łóżka – szepnęła rozbudzona Iga.
– Wilki podchodzą. Wezmę Gastona do domu.
Wychodzi na dwór. Okrąża dom, jednocześnie zamykając okiennice. Drewniane ściany budynku mają wypalone znaki. Zdaje się, że pochodzenia słowiańskiego. Między nimi przewijają się postaci. Jakaś kobieta z upiornymi psami, stary, jakby cały z gałązek dziad, mężczyzna z głową wilka na tle księżyca, inny – z głową bawołu albo czegoś podobnego. Są też młode kobiety, dzieci i bliżej nieokreślone stwory. Igor kupił chatkę od starszego człowieka, który przeprowadzał się do rodziny. Sprzedawał dom w pośpiechu, więc trafiła się okazja za niewielkie pieniądze. Odludne miejsce było potrzebne Igorowi, by zmienić otoczenie, zniknąć znajomym z oczu. Jeśli wilki dopadną sarnę w pobliżu domu, może być jatka. Lepiej tego nie oglądać. Od samych odgłosów walki z ofiarą włos jeży się na głowie. Po kilku miesiącach spędzonych na odludziu, w życiu mężczyzny wszystko się zmieniło.
*
Wyżeł ma swoją historię. Znaleziono go sponiewieranego, ze zdartą skórą na grzbiecie i prawym boku. Walczył z większym od siebie zwierzęciem, może z człowiekiem, a potem w lecznicy – o życie. Weterynarz, który usypiał przyniesionego przez Igora wiekowego owczarka niemieckiego z paraliżem tylnych łap, zaprowadził go do klatek i wskazał wylęknionego psa z głębokimi ranami.
– Wyliże się?
– Może tak, może nie. Ale za tydzień wpadnij. Nie chcę, by trafił do schroniska albo jakiegoś pojeba z lunetą i tłumikiem na zwierza. Weźmiesz go do siebie i zajmiesz się nim najlepiej jak potrafisz. Już zawsze będzie się bał.
– Czego? Hałasu, wystrzałów?
– Wszystkiego. Rany są nie tylko widoczne na ciele. Ktoś złamał jego psychikę.
Marka poznał w nocnym klubie. Dorabiał jako bramkarz do marnej wypłaty asystenta lecznicy dla zwierząt. Nosił ksywkę Wet. Zdarzało się, że razem wpuszczali małolatów do klubu, za drobiazgi i przysługi. Marek lubił brunetki z ciałem, nie lubił kościstych. Kiedy taką wypatrzył w kolejce, robiło się z tego przedstawienie. Spacerował wzdłuż kolejki, mrugał do niej okiem, ustawiał i wyrzucał podpitych albo awanturujących się szczawików. Naprężał bicepsy. Potem porywał panienkę za róg, zadzierał jej sukienkę, opierał o ścianę klubu, zsuwał swoje spodnie i grzmocił ją, aż panienka piszczała. Z początku Igor myślał, że Wet krzywdzi te małolaty, ale one do niego wracały, czasami same właziły w zaułek, ciągnąc go za koszulkę. Za dnia empatyczny weterynarz, ratujący każde stworzenie, nocą – bramkarz posuwający panienki. Kiedy Igor kupił pierwszego Malucha, pojechali razem na wycieczkę. Mało brakowało, by wylądowali w rowie. Wtedy poszła linka od rozrusznika. Marek poszukał kij, otworzył klapę od silnika i zaczął majstrować wewnątrz badylem. Silnik zaskoczył, a kij wylądował na tylnym siedzeniu Fiacika, jako nieodłączny element wyposażenia. Potem pojechali zrobić sobie dziary. Wówczas nie było zaplecza, ani maszynerii. Koleś potraktował ich kolką. Z czasem dało się to naprawić u profesjonalnego tatuażysty.
*
Pies wita Igora radośnie, podchodzi ostrożnie, zachowując uległą postawę. Mężczyzna przywołuje go do siebie, głaszcze i poklepuje. Mimo to zwierzę jest przerażone odgłosami wydobywającymi się z ciemności. Igor łagodnie zachęca psa, by wszedł do domu i znalazł sobie wygodne miejsce do spania. Sprawdza zamek u drzwi, dodatkowo rygluje mosiężną zasuwą. Słyszał kilka opowieści o tutejszych wilkach, ich sile i mądrości. Pojawiają się znienacka i całą watahą okrążają okolicę. Prawdą jest, że nie atakują ludzi, nawet do zwierząt hodowlanych nie podchodzą. Mają lasy pełne pożywienia, ale nigdy nie wiadomo, co takiemu przyjdzie do dzikiego łba. Kilka razy widziano ich cienie, ukradkiem przemykające skrajem lasu. To wystarczy, by wzbudzić panikę wśród mieszkańców okolicznych domów i gospodarstw.
– Włącz lampkę, Iga. Przez zamknięte okiennice ciemno tu jak w czarnej dupie.
– Wracasz do łóżka, czy resztę nocy spędzisz na dole?
– Włącz, kurwa, tę cholerną lampę – w ciemności mężczyzna obija się o meble, dając upust przekleństwom.
Słaby blask lampki postawionej przy balustradzie schodów prowadzących na piętro, daje niewiele światła, jednak zarysy mebli majaczą wyraźniej, niż w zupełnej ciemności. Przez szpary w okiennicach prześwituje księżyc. Igor usiadł na kanapie i włączył telewizor. Przegląda programy i znudzony nocnym repertuarem rozrywkowym, uruchamia laptop. Od niechcenia czyta wiadomości ze świata: kłótnie polityków, głód na wschodzie, wojna na południu, kataklizmy na zachodzie i tylko północ, prócz kilku zamieszek, pogrążona w spokoju. Już miał zamknąć urządzenie, gdy w oczy rzucił się komunikat krajowy:
"Dzisiejszej nocy doszło do dziwnych zachowań zwierząt na terenach leśnych całego kraju. Łagodne i trzymające się z dala od ludzkich osad, zaczęły podchodzić do domów. Widziano je na ulicach wsi, miasteczek, jak i dużych miast. Zalecane jest niezbliżanie się do zwierząt, gdyż mogą być chore lub agresywne. Państwowy Instytut Weterynaryjny będzie badał, co może mieć wpływ na zachowanie zwierząt, po odstrzale prewencyjnym. Nie wyklucza się, że to wścieklizna na szerszą skalę. Do tego czasu zaleca się pozostanie w domach".
Zamyka laptop i patrzy w kierunku zabezpieczonych drzwi. Metalowy rygiel jest na swoim miejscu. Wstaje i zakłada na haki drewnianą belkę z wypalonymi wizerunkami bogów słowiańskich. Teraz taran byłby potrzebny, by dostać się z zewnątrz do środka. Siada na kanapie i nasłuchuje odgłosów nocy. Świat jakby zamarł i zapomniał o szmerze wiatru, plusku deszczu, czy chociaż głuchym pierdnięciu, by człowiek czuł się normalnie na tym zadupiu, zapomnianym chyba przez wszystkich bogów i diabłów. Cisza sączy się uparcie przez drewniane szczeliny i tylko słaby chrobot kilku korników rozchodzi się jako dowód na istnienie życia. Pies śpi w schowku na miotły.
– Iga? Śpisz? – Brak odpowiedzi. – Nie wygłupiaj się.
Zdejmuje latarkę z haka na ścianie, zapala i wchodzi na schody prowadzące do sypialni. Drzwi do pokoju są lekko uchylone, coś je blokuje. Zagląda ostrożnie w szczelinę, oświetlając przy tym podłogę. Widzi tylko drobną dłoń Igi z pomalowanymi paznokciami. Ostrożnie napiera na drzwi, ale stawiają opór. Schyla się i próbuje usunąć przeszkodę, sięga głębiej, by wybadać ułożenie Igi. Jak się tam znalazła? Dlaczego leży na podłodze a nie w łóżku? Nie ma na sobie skrawka materiału, więc nie ma za co chwycić, by odciągnąć ją od drzwi. Jego ręka ześlizguje się przy każdej próbie odsunięcia ciała. Po chwili cofa dłoń i widzi na niej krew. Wstaje i z całej siły popycha drzwi, jednocześnie słyszy ciche mlaśnięcie. Odklejane od stężałej kałuży krwi ciało, przetacza się na bok. Światło latarki pada na ciemną postać pochyloną nad plamą rozlaną na podłodze. Fioletowy język stwora zlizuje krzepnącą juchę, wydając pomruki zadowolenia. Igi głowa i gardło są umazane czerwienią. Burgund – to dobra nazwa dla określenia gatunku wina, które pili jesienią wprost z butelki, nad stawem pełnym zatopionych gwiazd. I dla krwi... Przy szyi inny stwór wbija się zębami w otwartą ranę i łapczywie pije już stygnącą posokę.
Igora przeszył dreszcz. Zmaterializowały się wszelkie strachy z dawnych opowieści, którymi raczyły go ciotki w dzieciństwie. Strzyga z podwójnym rzędem zębów i wampir. Upiory ani myślą odstąpić od ofiary. Nie zwracają uwagi na mężczyznę nawet wtedy, gdy ten sięga w stronę komody, gdzie leżą zapalniczka i ciężka popielnica. Chwyta naczynie i rzuca w stronę strzygi, łapie zapalniczkę i zapala ją przy oczach wampira. Warczenie, syk i wściekły ryk wydobywają się z gardeł intruzów. Wampir jest napity, więc pełznie w stronę otwartego okna. Chce wydostać się na zewnątrz. Strzyga rzuca się w stronę Igora. Atak jest szybki i celnie wymierzony w gardło. Mężczyzna w ostatniej chwili chwyta za drzwi i zasłania się, uderza nimi upiora w łeb. Stwór upadając zdążył jeszcze wbić wszystkie zębiska w łydkę człowieka. Chwilę trwa szarpanina, zanim Igorowi udaje się oswobodzić. Zatrzaskuje drzwi, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę, że to nie powstrzyma bestii przed kolejnym atakiem. Spogląda na nogę, której spory kawał mięsa został w pysku potwory. Kuśtyka w stronę schodów, chcąc dopaść do belki ryglującej drzwi wejściowe. Strzyga rozbija drzwi od sypialni i kieruje się w stronę schodów. Igor jest już przy belce i chwilę się z nią mocuje, próbując zdjąć z haków. Nim stwór zeskoczył na dół, trzyma ją już pewnie w rękach. Przesuwa dłońmi wzdłuż rysunków wypalonych w drewnie, bezwiednie mamrocząc pod nosem zaklęcia mocy. Potwora podchodzi powoli, kłapie ostrymi zębami. Jej szpony są tak długie, że z łatwością tnie dywan na strzępy. Demon to krwiożercza strzyga, uzbrojona i przystosowana do walki z większymi od siebie, stworzona by rozrywać ofiarę na strzępy, żywić się jej mięsem i kośćmi, nie zostawiając po uczcie ani śladu. Człowiek – bezbronny, słaby, powolny, zdolny do paraliżującego strachu lub ucieczki w obliczu potwornego niebezpieczeństwa.
Bestia rzuca się na ofiarę i wyrywa z jej brzucha wnętrzności. Odskakuje, wywlekając flaki na zewnątrz. Patrzy z ciekawością w oczy ofiary, przekrzywiając łeb na boki. Staje teraz w rozkroku i tnie łapą zbrojną w pazury gardło leżącej postaci. Wygląda teraz jak strzęp ciała, obdarte, zakrwawione, z wyszarpanymi wnętrznościami. Wszędzie krew.
– Kochanie, czy jeszcze bawisz się z tą maskotką? Może obudzić Gastona, niech dokończy?
U szczytu schodów stoi Iga. Na jej ustach widnieje drwiący uśmieszek. Rany głowy i szyi są jeszcze widoczne. Na jej zawołanie, brzmiące jak gwizd połączony z charczeniem, wychodzi z ukrycia upiorny pies. Jest czarny, jego oczy świecą w ciemności. Zbliża się do leżącego na podłodze ciała i rozszarpuje, rozwlekając wściekle jego resztki po pokoju. Przygląda się temu niedźwiedź stojący na tylnych łapach. Po chwili zmienia się w Igora, który otwiera drzwi na zewnątrz. Pies kończy swoje dzieło i wywleka zezwłok przed dom.
– Gdzie jest reszta twoich kundli? Są teraz potrzebne. - Borowy nie ukrywa rozdrażnienia.
– No wiesz, zapewne bawią się w lesie – odpowiada Południca – lubią sobie pohasać przy pełni księżyca. Zachowują się jak szczeniaki. W końcu należy im się odpoczynek po ciężkiej pracy w samo południe, na polu.
– Czy te durne upiory nigdy nie nauczą się omijać mojego domu? Ile ich jeszcze muszę wytłuc, by się przekonały, że to nie jest ich teren? Mało im widoku polany? Nie czują, nie widzą swoich pobratymców?
– Nie przesadzaj, trochę gimnastyki nam się należy. Psy wracają.
Upiorne wycie rozległo się bliżej polany. Spomiędzy drzew wolno wyłaniają się sylwetki czarnych psów. Podchodzą do kobiety i otaczają ochronnym kordonem. Południca uśmiecha się, a upiorne bestie zmienią się w wyżły. Okolicę zalegają kawałki rozkładających się ciał. Leżą ku przestrodze, chociaż niewiele to daje.
Księżyc oświetla polanę i drewniany dom, otoczone gęstym lasem. Między drzewami panuje mrok, niczym wyrzut sumienia potępionych dusz, sponiewieranych za życia, za występki haniebne i wiarę nie w ten krzyż, który im siłą na barki zrzucano. Wodniki, utopce, rusałki, wszelkie licha, zmory, upiory i demony czekają na zbłąkanych i zagubionych, by wciągnąć ich głębiej w leśne ostępy, bagniska i stawy bez dna. Wampiry i strzygi bliżej ruin starego zamczyska czatują na turystów, którzy nie zdążyli przed zmrokiem wrócić do hotelu. Rozbijają namioty w pobliżu rumowiska, nie wiedząc, co ich czeka nocą.