Liga TW#4 Wypaczenie
Liga TW#4
Postać: Niedosłyszący mędrzec
Zdarzenie: Nieczytelne pismo
Efekt: Niech kawałek tekstu zobrazuje wizję Twojego życia w przyszłości
— Wyskakujące z ciemnego Maroku fotoFantomy, atakują świętą beztroskę życia postapokaliptycznego — brzęczało stare radio, zipiąc resztką sił wytartej kasety. — Jak tak wysokie odmęty absolutu mogą emitować hertzo-błyski niskiej częstotliwości?
Ostatni ocalali skupili się wokół ściano mebla, bezimiennego ołtarza wystawionego dla pradawnych bogów. Nieziemskie istoty, które opuściły padół tysiące lat temu.
Niewielka gromadka wznosiła modły do wyblakłej, prawdopodobnie zielonej, księgi. Bezcenny artefakt spoczywał dumnie na poszarzałej haftowanej serwecie w gablocie za szybą. Pod spodem znajdował się barek, do którego klucz dzierżył stary mędrzec. Był ostatnim Znającym, który posiadał Wyobraźnię. Wewnętrzna siła blokowała MaroczneFantomy, odpierając inwazję na bastion kolorów egzystencji.
Dziadek ostatnio dość często penetrował skład alkoholu. Puste butelki pobrzdąkiwały, kiedy trzęsącą ręką odkładał ostatnią flaszkę, z plumkającą zawartością. Robił to z odpowiednim namaszczeniem. Upijał się, a wszyscy wierni zgromadzeni naokoło, wpadali w religijną ekstazę. Olśniewała ich łuna marzeń, przyćmiewana MarocznymiFantomami. Te ostatnie uderzały przypadkowe osoby, łomocząc pomiędzy uszami. Starannie niszczyły radosne połączenia, przebiegające pomiędzy spokojem i nadzieją. Przeplatały się sporadycznie ze strzępkami. Podartymi szmatkami wiszącymi na pajęczynach, bezwiednie tkwiących w strachu i niepewności.
Szczelny okrąg Trwających prezentował się mizernie, staruszkowie siedzący przy dzieciach. Ciche pokasływanie. Zasępione miny. Pozostał już tylko grymas wyczekiwania. Wysłali przed tygodniem Oddział Zbawicieli, by zbadali połacie pustyni. Liczyli na odnalezienie dawnych ludzkich siedlisk lub nawet, co niemożliwe, żywych przetrwałych. Akcje poszukiwacze stały się bolesną tradycją, dającą złudne poczucie działania.
— Czy powinniśmy już wyjąć Księgę? — zapytał wychudzony chłopiec. — Czy to właściwy moment? Czcigodny starcze.
— Cooo, czego ode mnie chcecie? — szepnął, budząc się ze snu niczym omszały posąg. — Wyjmij ten szmelc i zostaw mnie w spokoju!
Przymknął oczy i odpłynął myślami w dal.
Chłopak niepewnie ruszył w kierunku archaicznej Meblościanki. Odsunął szybę i chwycił Księgę. Nie utkwiła w palcach. Nie ruszyła się ze swojego leża. Rozpadła się w pył. Zmieniła w kupkę szarego kurzu. Ciepły podmuch wiatru porwał resztki w kierunku pustyni. Zdewastowane ruiny koszmarnego świata zawaliły się w przepaść. Nie było już nic. Tylko puste skorupy. I dawno zamęczony Starzec.