TW#8 Demoniczna Wieża część 2
Część 1: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=2754
Postać: Zamknięty w celi
Zdarzenie: List z datą śmierci
Efekt: Budzisz się po stu latach (naciągany i raczej ciężko go uznać)
Na szczycie wzgórza blisko miasta, ale wypychana z całych sił poza nie, stała mroczna kamienna wieża. Siedliszcze potężnej złej siły. Gwałtownej, dzikiej, a przede wszystkim gwałcącej. Dumnie wznosiła swe mury pod samo niebo, czasem drapiąc chmury. Monumentalna postura groźnie spoglądała na otoczenie, porośnięte starodrzewiem. Adoptowała zamkowego ducha. Powstała z ruin starej fortecy. Nikomu niepotrzebne fortyfikacje przekształcono w zbędną wieżę. Szkoda było wyrzucić na śmieci solidne pięknie ciosane kamienie. Kiedy ukończono budowę, nikt nie miał pojęcia, co z nią począć dalej. Porzucono gotowy budynek z instalacją gazową, licząc, że problem rozwiąże się sam. Tak się poniekąd stało…
Na miejsce przybył gigantyczny jegomość. Z miejsca pokochał cudowną posesję. Szczególnie zauroczyły go głębokie wilgotne lochy, niezbędne do realizacji skrytych pragnień owego olbrzyma.
— Idealne tłumienie dźwięku — mruczał zachwycony, wędrując podziemiami.
Dziwił się, że nie zastał właściciela. Oznaczało to o wiele prostszą robotę. Nie potrzebował z marszu witać się małymi torturami czy morderstwem, ale przydałoby się kilku niewolników. Postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Wziął głęboki wdech i poczuł zapach różnych słodkich młodych stworzonek, które miał niedługo posiąść.
Dopiero co opuścił więzienie i wszelkie kontakty w przestępczym półświatku mogły lekko przyrdzewieć, ale jeden niezawodny musiał zadziałać. Pewien stary niebieski skurwysyn miał u niego olbrzymi dług do spłacenia. Wkrótce dostanie rachunek za beztroskie życie w sercu pradawnego lasu. On i wszystkie niebieskie bękarty mocno pożałują absosmerfnego sielankowego życia. Dawno temu zalany w trupa Papa Smerf uczynił ich małymi smerfimi kurwiszonami. Podpisał kontrakt, którego warunki miały nigdy się nie spełnić. Niestety wykolegowany wspólnik właśnie wyszedł z pierdla za dobre sprawowanie.
— Och, mój biedny brzuszek dopomina się o miodek! — krzyknął Puchatek, unosząc głowę. — Jestem tak głodny jakbym spał sto lat! Dlaczego nie mogę otworzyć oczu? Ciągle jest ciemno.
Mały żółty miś spróbował usiąść, ale nie dał rady, uderzył głową w bardzo niski sufit. W oczka wpadł mu kurz i spróchniałe drzazgi. Ostatnie co pamiętał to wielki straszny typ, ciągle wołający „NA PIESKA, NA PIESKA, W DUPIE MAM TWOJE MIODOWE FETYSZE!!!”, mimo że miał do czynienia z uroczym niedźwiadkiem. Co prawda miód był jak najbardziej na miejscu, ale nazwanie pieskiem przekraczało wszelkie dopuszczalne granice przyzwoitości. Istniało prawdopodobieństwo, że spotkał cudzoziemca nieobeznanego w lokalnych zwyczajach. Nawet taka myśl nie pozwalała tolerować mu owej zniewagi.
Wymacał brzegi pomieszczenia. Ściany były tak wąskie, że nie udało się nawet wyprostować łapek. W nóżkach znalazł skórzany woreczek z resztką świeczki, pudełkiem zapałek i butelką. Odzyskał nadzieję, może w odrobinie litości dostał flaszeczkę bimberku i zamiast umrzeć w smutku i samotności, odejdzie wesoły i pijany? Zapalił świeczkę i o mało się w nim nie zagotowało. We flaszce był list i ani kropli alkoholu! Wściekły roztrzaskał szkło o drewnianą podłogę i zaczął lekturę.
„Najukochańszy, zmysłowy i seksowny Puchatku!
Musiałem Cię zabić, to uczucie, które tak nagle mnie poraziło niczym grom z jasnego nieba, było złe! Wszyscy koledzy z więzienia śmialiby się ze mnie. Żaden czarnoksiężnik nie dałby mi nigdy zlecenia. Ale ten ból w samym środku serca, tam, gdzie trafiła mnie strzała Amora. Wykrwawiałem się, rozdarty emocjami. Rwałem włosy z głowy. Próbowałem rozwiązać problem moralnie i zgodnie z sumieniem, szarpiąc płatki słonecznika. Kocha, nie kocha, zajebać szpadlem czy być pośmiewiskiem. Myślę, że wiesz, co wylosowałem. To było najgorsze, co mogłem zrobić w życiu [tutaj tekst był rozmyty i niewyraźny przez jakieś dziwne żelowatobiałe łzy]. Nie mam pojęcia, jak zapłacę za tę okrutną zbrodnię. Może usmażę się w tym wielkim palniku na szczycie wieży? Nie, nie zrobię tego, zwycięży miłość. Poślubię Twego przyjaciela Krzysia i zakończę szemrane interesy z Papą Smerfem, tak jak ustaliliśmy. Sprawię, że Twoje marzenia się urzeczywistnią. Myślę, że jesteś wielkim szczęśliwcem, o ile jeszcze nie umarłeś, otrzymałeś teraz list z datą własnej śmierci. Cóż może nie jest to dokładna data, a przybliżona czas, no w każdym razie — za chwilę.
Zawsze kochający Pasibrzunio :*** ”
— ZDRADZA MNIE Z KRZYSIEM!!! — zaryczał jak niedźwiedź — Z KRZYSIEM, SKURWYSYN!
Puchatek dobył z łapki ostre jak szabelki pazurki i potężnym ciosem wybił rękę aż na powierzchnię ziemi.
— Dziś na kolację nie będzie miodku — rzekł, oblizując błyszczące kły.