Protuberancja TW #09
Postać: ożywiony Marco Polo
Zdarzenie: pożar szkoły
Zewnętrzne poszycie statku od wielu godzin płonęło żywym ogniem, jednak główna czasza wciąż pozostawała nienaruszona.
Detektory zlokalizowane na jej powierzchni bluzgały biliardami płomiennych danych, przesyłając je do kokpitu sterowniczego. Centrala, zlokalizowana w ciemnym, chłodnym pomieszczeniu przetwarzała je dalej na setki wykresów w migotliwych panelach rozpostartych wokół segmentów kabiny.
Dowódca statku otulony ich zimnym, błękitnym światłem, analizował w skupieniu dynamiczne histogramy. Chłodny umysł, bez zbytniej egzaltacji penetrował wskazania dotyczące śmiercionośnego uroku korony słonecznej. Skupiony na rodzącej się w magnetycznych bólach protuberancji, pozwolił, aby kosmiczna szalupa sunęła po obrzeżach czeluści rozbryzgującej plazmy koronalnej.
Okręt, smagany jęzorami obłoku gazów wyrzucanych ponad chromosferę, z wolna pogrążał się w odmętach rozognionego wyrzutu pola magnetycznego.
Protuberancja z każdą chwilą nabierała mocy a Dowódca patrzył i podziwiał, jak jej lubieżne ramiona prześlizgują się po poszyciu okrętu i dalej, spływają ku powierzchni gwiazdy.
***
40 lat wcześniej…
Pokaleczony ostrymi cierniami, postanowił przyklęknąć na polanie i opatrzyć rany. Dezynfekujące działanie śliny nie przyniosło odczuwalnych efektów, a rozlewający się unerwionymi szlakami ból sprawiał, że chłopiec lekko się krzywił.
Sielska atmosfera letniego przedpołudnia, zagłuszana żywiołowymi odgłosami rozpalonej promieniami słońca przyrody, koiła jednak ponury nastrój malca. Spojrzał w błękitne niebo, i osłoniwszy dłonią rażącą tarczę dziennej gwiazdy, przyglądał się przez chwilę puszystym obłokom, sunącym niewinnie wietrznym szlakiem. Zauroczony widowiskiem, wsłuchał się w szeleszczącą fonię drgających liści, szczebiot rozśpiewanego ptactwa, kołyszący szum traw smaganych rozgorączkowanymi, słonecznymi luminacjami.
Dysharmoniczna fonia, która nieopatrznie wdarła się w sielskie tony, początkowo nie wzbudziła jego uwagi. Dopiero przemieszczanie skrzypiących poddźwięków, sunących wzdłuż linii elektroenergetycznej, wybiło go z zamyślenia i rozbudziło zaniepokojoną uwagę.
Odwrócił głowę w kierunku odległej instalacji i zamarł. Wśród szczęku błysków i iskrzeń, materializowały się wyładowania elektrostatyczne. Świetlne smugi piorunów smagały raz po raz instalację przesyłową lub rozpływały się w atmosferze, tworząc kanały plazmy, w których zjonizowana materia ulegała niekontrolowanemu rozproszeniu.
Niepokojące zjawisko mknęło po sieci przesyłowej w kierunku domostw zlokalizowanych za wzgórzem.
Chwilę później powietrze rozdarły odgłosy wybuchu i głośna wrzawa wystraszonych mieszkańców wioski.
— Pali się! Szkoła się pali! — wibrujący odgłos nawoływań, niesiony z wietrzną falą zza wzniesienia, wyrwał chłopca z letargu.
Wstrząśnięty burzliwym widowiskiem i harmiderem, szybko się podniósł i pobiegł w ich kierunku. Nie dotarł jeszcze na szczyt, gdy idylliczny nieboskłon zasnuła gęsta ćma dymu, a wiatr poza zapachem duszącej spalenizny, zaczął przenosić narastający pogłos chaosu.
Na wzgórzu przystanął, porażony widokiem. Cała wieś płonęła. Przeraził się bardziej, gdy dostrzegł, że niecodzienne zjawisko rozprzestrzenia się wzdłuż okablowań linii elektroenergetycznej dalej.
I dalej.
— Na litość boską, wezwijcie straż! — rozpaczliwy krzyk mieszał się i niknął w fali innych, równie rozgoryczonych.
Straż pożarna nie przyjechała.
Ani tamtego dnia.
Ani długo później.
Liczne iskrzenia i zwarcia instalacji dosięgły sporą część kuli ziemskiej, odcinając społeczeństwa od źródeł zasilania, niszcząc urządzenia elektroniczne i pozbawiając warunków życia, jakie dotychczas znali. Zjawisko poraziło instalację naziemną i nadziemną, czyniąc z satelitów gruzowisko odpadów i uniemożliwiając komunikację jakiegokolwiek zasięgu. Przemysł zasnął, a mimo to do atmosfery dostała się niekontrolowana ilość odpadów radioaktywnych z uszkodzonych brakiem chłodzenia reaktorów atomowych.
Dopiero kilka miesięcy później chłopiec dowiedział się, że przyczyna tkwiła w gigantycznym wybuchu koronalnym Słońca, jakich raz na czas doświadcza nasza gwiazda. W małej główce dziecka, wpatrzonego w płomień świecy, zakiełkowała niewinna ciekawość, która pielęgnowana i podsycana późniejszą edukacją i zmaganiami całych społeczeństw, nakierowanymi na powrót do życia sprzed uderzenia burzy słonecznej, urosła do rangi życiowego celu.
***
Dowódca, wybudzony z kilkutygodniowej drzemki w komorze stazy, niczym ożywiony Marco Polo sunął szlakiem znaczonym rozżarzonymi kroplami krwi martwych poprzedników; kosmicznych włóczęgów, tyczących szlaki i w sukurs nauce, zgłębiających informacje o najbliższej nam gwieździe.
Zdawało się, że wpatrzony w bluzgającą żarem powierzchnię Słońca, jak poprzednicy, witał się ze śmiercią. Eksperymentalna wyprawa, mająca na celu sprawdzenie działań osłon przed zabójczymi skutkami burz słonecznych wchodziła w decydujący etap. Stateczniki, zwinięte w embrionalnych kokonach, czekały na rozkaz wynurzenia i odrzucenia okrętu ze strefy rażenia.
Dowódca usiadł na masywnym fotelu i zapiął pasy bezpieczeństwa. Z uwagą obserwował wskazania detektorów monitorujących gorejące poszycie statku. Tak jak wtedy, na wzgórzu, gdy stał wpatrzony w płonącą wioskę, próbował nie poddawać się psychozie strachu.
Ciemna kabina, wypełniona blaskiem monitorów i szumem wentylatorów tłoczących powietrze, wzbudzała złudne poczucie bezpieczeństwa. Jeśli innowacyjne osłony nie zadziałają, stateczniki się nie wynurzą, silnik nie wskoczy na wyższy bieg, Dowódca wraz z całym okrętem utonie w plazmie przeznaczenia.
Problem pozostanie nierozwiązany.
Gdy nadeszła pora, podniósł dłoń i przekręcił dźwignię startu, wzbudzając potężne turbiny statku i oprzyrządowanie do działania.
Okręt zawył, rażony katorżniczym wyzwaniem.
Magnetyczne jęzory protuberancji kończyły zlizywanie poszycia, a ich ogniste wije poczęły smagać powłokę głównej czaszy. W kabinie odezwały się alarmy.
Dowódca wydał kolejną dyspozycję.
Okrętem wstrząsnęła seria wycieńczających drgawek.
Podziękowania dla Grzegorz Sęk (Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne w Niepołomicach) za merytoryczną pomoc.