List do Miasta
Witaj, moje Miasto kochane
nie, nie tęsknię już za Tobą wcale
mieszkam między zboża łanami
nie brak mi blokersów z golonymi łbami.
nie tęsknię za czterdziestką ósemką
w M-3 na dziewiętnastym piętrze
gdzie sąsiad ziewaniem z rana
przestraszyłby samego mistrza – pawiana
przed arią ulgi na sedesie w ciszy
niejeden lokator ościenny usłyszy
zmagania ze sofą małżonków nierówne
w stan konsternacji wprowadza ogólnie
małe lolitki z mysimi ogonkami
czarują panów przewracając oczkami
słodkie dziewczynki z obitymi kolanami
dręczą sąsiadów rzępolonymi gamami
przed blokiem, na trawniku
atrakcji i zabaw – bez liku
tu puszka, butelka, tam worek z dzieciątkiem
policja (bo nie śmieciarka) nie zdąża z porządkiem
na Starym Rynku nieustanny gwar
młodych wagarowiczów i uroczych par
czasami student pod wpływem ekstazy
tryka Koziołki na dzień kilka razy
tu mam niebo, pola i łąki
zapach kwiatów, śpiewne skowronki
wieczorem, wśród mgły z wonią plastiku
brak mi (częściej niż w Mieście) pomysłów bez liku.
Roześmiane, moje Miasto kochane
nie, nie tęsknię już za Tobą wcale
mieszkam między zboża łanami
tylko zgiełku ulicznego brakuje czasami.