TW#1 Ostatni
Postać: Ślepy demon
Zdarzenie: Świat po apokalipsie
Efekt: Bohater Twojego opowiadania jest poetą specjalizującym się w haiku. Naszpikuj nimi tekst.
Ćśśś… Cicho. Krople deszczu szemrzą w liściach, spływają po splątanych konarach. Wsłuchuję się w jednostajny szmer ulewy. Nasiąkam wilgocią wczesnej jesieni, jeszcze pachnącej ziemią rozpulchnioną aż do przesytu. Zaraz przyjdzie zima, wietrzna, sucha i mroźna, niekończące się samotne trwanie w ciemnościach. A potem wiosenne odradzanie się i letnie owocowanie. Wciąż i wciąż, bez końca.
Jam jest Metuszelah ze szczepu Prometheusa – boska manifestacja Stworzenia, najstarsza żywa istota w królestwie Ziemi. Korzeniami sięgam najgłębiej skrytych tajemnic Życia i Śmierci. Od początku dziejów egzystuję na szczytach świata, na dalekiej, mroźnej północy, na wysokiej skale, zupełnie sam i nikomu niepotrzebny, półnagi, powykręcany szkielet, bardziej martwy niż żywy. A przede mną wieczność.
By wypełnić pustkę, stworzyłem sztukę układania słów. By usprawiedliwić swoje istnienie i wypełnić pustkę samotności.
rosnę bez kontroli, drzewieję
architekt niezadomowienia
jakie to wzniosłe
W moich sędziwych tkankach wciąż mieszka pamięć prehistorii. Gdy pierwszy raz padły na mnie słoneczne promienie, Ziemia była wielką zieloną wyspą, na północy porośniętą gęstym bagiennym lasem, a na południu masywem górskim wysokim na dwanaście mil. Ląd okalał bezdenny ocean – wodne królestwo mięśniopłetwych potworów i ogromnych ryb pancernych.
Ze swego piedestału patrzyłem, jak w głąb wyłaniającego się lądu wędrują pierwsze rośliny. Tam, w ich cieniu, rozwijały się leniwe arachnidy, ruchliwe skoczogonki i wije. I widziałem narodziny ogromnych lasów bagiennych, splątany gąszcz widłaków, skrzypów i paproci, a wokół polany porośnięte urzekająco pachnącymi kordaitami.
A potem widziałem ich umieranie – pierwszą wielką hekatombę w dziejach świata. Lecz wkrótce byłem świadkiem narodzin ogromnych zwierząt lądowych i powietrznych, i słyszałem jak ziemia jęczała wstrząsana ich potężnymi krokami. Je także spotkała zagłada, gdy z niebieskich przestworzy runęła na ziemię skalna bryła wielkości oceanu.
Na dno powstałego krateru upuściłem nasienie, by przywrócić tej planecie pierwiastek życia. I w jej sercu wyrósł mój pierworodny, tak potężny, że koroną sięgał gwiazd, a korzeniami – krańców świata. A wraz z nim rozkwitły drzewa w Rajskim Ogrodzie. W cieniu ich liści pasły się zwierzęta lądowe, w gałęziach – powietrzne, a wszyscy żywili się jego owocami.
białe brzozy nie od śniegu
w nieochotnym olśnieniu
wszystko się uda
Jaskinie u stóp gór zasiedliło homoidalne plemię, żywiące się roślinami, nasionami sosen, oczeretu i larwami owadów. Były to istoty czworonożne, brzydkie, łyse i chorowite, których nędzne cechy potęgowały się w kolejnych miotach. I wkrótce nastąpiła ich zagłada. Dziewięć dni i dziewięć nocy szalały wiatry i deszcze, aż w końcu potop unicestwił wszelkie życie na nizinach.
fajerwerkowa śmierć
między czekaniem a zapomnieniem
nikt już nie ma serc
Gdy wody opadły, na dno kotliny upuściłem nasienie – planeta odżyła. I pojawił się Bóg, i Człowiek, a wraz z nim drzewa pokusy: wiedzy i nieśmiertelności. I widziałem, jak po spożyciu owocu z Drzewa Poznania Bóg urósł w siłę, a dusza Człowieka rozpadła się na milion dusz. Synowie Człowieka płodzili dzieci i sadzili nasiona moich potomków.
Ten świat był lepszy od poprzedniego. Ludzki ród był mądry i pracowity. Widziałem, jak wznoszą osady, budują coraz doskonalsze domostwa, oswajają zwierzęta, by im służyły, hodują jarzyny i zboża, udoskonalając techniki rolnicze. Ludzka społeczność rosła w siłę, póki z jedności nie stała się zbiorem elementów. Ludzie wynaleźli pieniądz, podzielili się na bogatych i biednych, wolnych i niewolników.
w nieznanej dotąd dżungli
ulatuję do poranka
wielka lejkowatość lejka
Pewnego lata przebudził się wulkan oceaniczny. Powietrze wzbiło masy wody, a wiatr szaleńczo ścinał czubki fal. Potężne chmury pyłu zakryły nieboskłon. Zapanowała trwająca dziesięć miesięcy mroczna zima, a woda w moich korzeniach zamarzła.
Wskrzesiły mnie słoneczne promienie. Ujrzałem pustkowie i chaos, ród ludzki zdegenerował się. Ludzie postradali rozum i zwrócili się przeciw sobie, a okrucieństwo ich było wielkie. Patrzyłem na gwałcone kobiety i dzieci, którym następnie rozpruwano brzuchy i obcinano członki, słyszałem wrzask pieczonych żywcem niemowląt. Na polach leżały zwłoki i dogorywający mężczyźni błagający o wyzwolenie z cierpienia. Mieli twarze czarne od much, a w otwartych, zainfekowanych ranach lęgły się czerwie.
Czyż mogłem patrzeć spokojnie, jak sami się zabijali? Oślepłem, nie mogąc patrzeć na zło, które sprowadzili na stworzony przeze mnie świat. Upuściłem na dno kotliny ostatnie nasienie.
świat nie zaczął się wcale
pokręciło mi się w głowie
wszystko takie nowe