Truskawki
wskaż mi drogę bo zbłądziłam
daj mi wody abym mogła napoić siebie i
wszystkie moje uschnięte kwiaty
zwróć mi głos abym mogła krzyczeć
To lato jest inne. Bardziej chłodne, blade, zaspane. Doskonale pamiętam każde poprzednie, każdy poprzedni sierpniowy dzień, błysk słońca, słońca... którego już nie ma. Gdzieś przepadło. Zbłądziło. Nie dotarło na czas.
To trochę śmieszne. Wiem, wiem, nie powinnam się z tego śmiać, w umieraniu nie ma nic zabawnego, ale wiesz, to mnie jednak trochę bawi. A może zwyczajnie mi odbiło? I już nie rozróżniam dobra od zła, nieskazitelnej bieli od czerni, truskawek od... krwi? Karmiłeś mnie truskawkami, obrzydliwe czerwonymi, obrzydliwe słodkimi truskawkami. Sok spływał nam po palcach. Spijaliśmy go z siebie.
Wiesz, ona… przychodzi do mnie w nocy. Ma na sobie tą samą, jaskrawo zieloną sukienkę. Śniadą twarz okalają złote loki. Łapie mnie za rękę. Budzę się i już nie zasypiam. Idę do kuchni napić się wody. Piję prosto z kranu, bo zbyt bardzo się trzęsę, aby móc utrzymać szklankę. Zapalam wszystkie światła w domu. Siadam pod ścianą i czekam, czekam na wschód słońca.
zerwijmy z nieba słońce
odzyskajmy światło
które zgasło dla nas
zeszłego lata
przetnijmy kraty za którymi
samotnie umieramy
Pamiętasz jak się mazała? Błagała nas, abyśmy nie robili jej krzywdy, naprawdę nie chciała umierać. Po obrączce na palcu można by sądzić, że była szczęśliwą mężatką. Ciekawe, jakie tamtego wieczoru mieli plany? Czemu się tak spieszyła? Może... romantyczna kolacja przy świecach? Wyszła wcześniej z pracy, aby kupić wino, on był już w domu, też wrócił wcześniej, chciał wszystko przygotować. Może był kucharzem i każdego dnia rozpieszczał ją swoimi potrawami? Myślisz, że lubili truskawki?
Szarpała się, a wtedy ty skręciłeś jej rękę. Ochhhh, to było piękne. Jej krzyk. Wsłuchiwaliśmy się w niego, a kiedy nastała cisza, ja skręciłam jej drugą. Płakała czarnymi łzami. Z pękniętej wargi sączyła się krew.
Jeszcze czasami za nami tęsknię. Wytatuowaliśmy sobie na nadgarstkach nasze inicjały. Przysięgaliśmy, że to będzie na zawsze, że my... Cóż za bzdura. Nic nie jest wieczne. Topniejemy jak śnieg, wypalamy się jak ogień w kominku, umieramy jak wyrzucone z gniazda pisklęta.
Wypijmy za to, skarbie, za wszystkie stracone noce, wypijmy ten ostatni raz, bo w piekle, alkohol kosztuje krocie. I nawet diamenty, które zerwaliśmy z szyi tej kobiety, nie wystarczą, ani na kropelkę.