Rankor — część 13
Poprzednia część: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php
Saskatoon, prowincja Saskatchewan, Kanada
Charles czuł się zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Ta dziewczyna, albinoska, w pewien sposób, na granicy świadomości, przyciągnęła go aż tutaj. Nie mógł uwierzyć, że to ona. To musiała być ona. Ile jednookich albinosek jest na świecie? Nie miał złych zamiarów, już nie. Mógłby być jej ojcem. Teraz to nie miało kompletnie żadnego znaczenia. Natomiast sam fakt, że przyjechał do domu, w którym zapanowała żałoba, na dodatek z nieokrzesaną Ellie, wytrącił go z poczucia jakiejkolwiek kontroli nad sytuacją. Nie dość, że jego towarzyszka była specyficzna, to mieszkająca tu kobieta wydawała się lekko, a może nawet bardzo szurnięta. Jackie się posypał, a mulatka miotała bez celu. Charles czuł się piątym kołem u wozu, a mimo to skorzystał z gościny. Postanowił poczekać jeszcze kilka dni, licząc, że chłopak się w tym czasie pozbiera.
W plecaku wciąż miał swój pokryty silikonem strój, tak bardzo prowizoryczny, mimo tego zaskakująco skuteczny. Gdy świat zaczął się zmieniać, Charles pomyślał, że wciąż można jeść ryby. Nadal nie przystosowały się do ludzkiego środowiska, nadal nie potrafiły oddychać powietrzem, nadal wystarczyło je wyjąć z wody, a stawały się bezbronne. Jak mogłyby atakować? Natura zna jednak nie takie sztuczki. Wszystkie ryby stały się niejadalne, wręcz trujące. Ich mięso, nieważne jak przyrządzone, powodowało wymioty, mdłości, gorączkę. Nie były już produktem nadającym się do spożycia. Tymczasem Charles miał ich wówczas całą wannę. Nie pozostało więc nic innego, jak puścić je wolno w najbliższej rzece. Musiał zapolować. Gdy pierwszy raz zapuścił się w gąszcz naszpikowany zdziczałą, zbiegłą z gospodarstw zwierzyną niemal przypłacił to życiem. Nie potrafił upolować tam nawet małego gryzonia. Szybko dopadło go zniechęcenie, jeszcze szybciej głód. Zawsze był silny i odważny, ale las w jakiś niewytłumaczalny sposób za każdym razem potrafił go pokonać. Dlatego wtedy – rozmawiając z Pini – był przekonany, że Jackie nie wróci. Że las go ujarzmi, kimkolwiek jest. Tak się jednak nie stało, a Jackie wyszedł z tego mimo braku jakiejkolwiek ochrony. To go zadziwiło, zaimponowało mu. Sam potrafił już wówczas zdobyć mięso, zabić wszystko od drobiu, przez psy, po konie, dzięki tak błahej i prowizorycznej metodzie jak wzmocnienie stroju. Widział ludzi w handmade’owych zbrojach, którzy zużywali lwią część energii na przejście kilku jardów pośród pełzającego, zacieśniającego się, oplatającego gąszczu. Wiedział wówczas, że nie tędy droga, a podprowadzenie średniowiecznej zbroi z muzeum to wciąż nie to.
Zainspirował się doktorem plagi – instytucją lekarza w okresie epidemii czarnej śmierci, która przekosiła ludność Europy w czternastym wieku. I właśnie ten charakterystyczny strój, jaki dla własnej ochrony nosili wówczas medycy, uświadomił Charlesowi, że powinien radzić sobie z niedogodnościami na każdy możliwy sposób. Maska doktora plagi wyglądem przypominała ptaka. W dziobie znajdowały się przeróżne środku zapachowe, wierzono bowiem, że chronią przed zarazą. Do kompletu nawoskowany płaszcz.
Nawoskowany płaszcz.
Zdefiniuj prowizorkę, Charles.
*
– Cześć. – Po kilku dniach Charles postanowił pomóc Jackiemu względnie się pozbierać, mimo że tamten nie przejawiał żadnych oznak chęci kontaktu. Snuł się jak cień albo zamykał na całe godziny. – Zacznę od tego, że nie, nie wiem, co czujesz, i tak, owszem, jest mi przykro, ale nie w tym rzecz. – Przysunął krzesło i usiadł na nim okrakiem. – Powiem ci tylko jedno, Pini chciałaby, żebyś ją pomścił. Nie musisz definiować, co czujesz i co myślisz, nikt tu nie jest psychologiem, ale musisz być w formie, żeby zrobić to, czego ona by chciała.
Minęło kilkadziesiąt długich sekund, nim rozmówca włączył się do wymiany zdań.
– Chciała ruszyć dalej, to ja się uparłem, żebyśmy zostali, a zaraz potem… sekunda i jej nie ma. Eksplodowała. A ja ją tam zostawiłem… W ogóle nie powinienem się zatrzymywać, prosiła, żebyśmy nie robili już postojów…
– Więc dlaczego się zatrzymałeś?
– Zainteresował mnie rozgardiasz, doszło tam do jakiejś burdy.
– Tam? Czyli gdzie?
– Jakaś wiocha przy osiemdziesiątce trójce, Mound City.
Charles zbladł.
Phil.
Szybki Phil.
Przemilczał to, jednocześnie obiecując, że pomoże wyrównać porachunki. Potem przedstawił Jackiemu swoją propozycję, dobitnie uświadamiając chłopakowi, że ta ewolucja świata roślin i zwierząt jest dla rasy ludzkiej apokalipsą. I że, jak przypuszcza, są w jej początkowej fazie. A będą kolejne. „Przemyślę to” – padło w odpowiedzi na cały obszerny wywód.
– Twoja mama… – zagaił jeszcze, wychodząc.
– Twierdzi, że ma przebłyski z poprzedniego życia i że tamto było lepsze. Po śmierci mojego ojca całkiem się posypała, a potem ubzdurało jej się, że przeskoczyła w inny wymiar. Przeprowadza różne rytuały, żeby wrócić do poprzedniego. Czasem jest całkiem do rzeczy, czasem nie…
– Mówi, że z nim koresponduje.
– Wrzuca listy do jeziora, w którym utonął.
Nie odpowiedział. Skinął tylko głową i wyszedł.
*
Charles przez pół nocy rozmyślał, czy wrócić do Mound City i zabić Phila samemu, czy zostawić tę przyjemność Jackiemu. A może przytargać go tutaj i pozwolić na egzekucję? Przy kobietach? Doszedł do wniosku, że to chyba nie najlepszy pomysł. Poza tym targały nim głębsze dylematy.
Odradzałeś jej zemstę, teraz samemu się mszcząc. Zdefiniuj hipokryzję.
Wariowali. Wszyscy w tym domu wariowali. Każdy na swój sposób.
Ellie spała tuż obok. Miał wrażenie, że z każdym dniem nabierała szczyptę ogłady, jakby pod jego opieką i za sprawą poczucia bezpieczeństwa, jakie jej dawał, zrzucała z siebie wylinkę wyuzdanej wieśniaczki. Była chyba z piętnaście lat młodsza, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Wręcz przeciwnie. Gdy poczuł, że nadchodzi sen, przysunął się bliżej towarzyszki, objął ją i pozwolił sobie odłożyć decyzję w sprawie Phila do rana. Kobieta była ciepła i miękka, a Charles poczuł, że nadchodzi sen. Beztroski i miły.
Sen jest błogosławieństwem.
Kolejna część: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php