#Codziennostrzał dzień pierwszy Salonowa rebelia
Mały szary pyłek radośnie skacze po półkach. Maże po książkach i starych fotografiach. Wesoły psotnik grasuje w maseczce. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Nie może pozwolić, żeby inny chochlik dostał się w kurzawę ociupeńkiego życia. Gnieciony ograniczoną wolnością, maltretuje zwiędłego storczyka. Kwiat na dużym liściu przyjmuje niewielkie zgromadzenie. Stadko szarych gałganów. Zrzucają naryjniki, czyniąc przy tym niebywałe swawole. Rozbiegane oczęta szukają, gdzie by tu sprawić kłopoty.
W połowie okurzania biednej rośliny, łobuzy dosięga niespodziewana kara. Wszyscy równo dostają po łbach wilgotną szmatą. Liść odzyskuje oddech i głośno wciąga powietrze. Rojbry szukają schronienia pośród sadzy w kominku, lecz tam szaleje tornado. Większość trafia do wora, a wór do odpadów zmieszanych.
Ostatnie niedobitki fruną na sam szczyt żyrandola. Zerkają ostrożnie. Taaaak, znów są poza zasięgiem. Obłapują bezbronne żarówki, ściągają całuny ciemności na wąski salon. Tak się zmęczyli szalonymi wygłupami, że opadają zupełnie bez sił w cieple sztucznego światła. Wredni egoiści całe wzięli dla siebie. Kilku nocą strąciła zbłąkana mucha.
— Wy wredne niecnoty! — ryknęła oszalała ściera. — Tym razem mi nie uciekniecie, w słonecznym swietle wyłapię was co do jednego i wszystkim skręcę karczątka!
W dramatycznej sytuacji nasz mały pyłek nie zdołał uniknąć niebezpieczeństwa, dokonał żywota w objęciach samotności, obserwując brutalną egzekucję kolegów.