Komentarze.

dobrze jest dobrze zacząć dzień.

Canulas no bo co? Zawsze ma być cukierkowo?

Nie śpię od 2.30, zatem dość czasu było na potok myśli w ciemności


Nienasycona
Pomost wchodził w jezioro tak wytrwale, jakby chciał zapomnieć o stałym lądzie. Porozsychanymi deskami sięgał widnokręgu - miejsca, gdzie słońce każdego poranka usiłowało wśliznąć się pod pierzynę chmur i przeciągać lubieżnie na ziemskim prześcieradle. Kroki. Niby nic dziwnego, jednak ich negatyw szedł pod deskami, odbijał się czkawką echa od wody i niósł z porannymi mgłami lekko dławiony niekończącą się wilgocią. Słońce, lekko tylko okrwawione po walce z nocą ciskało cieniem daleko, poza granice widzenia. Te kroki były najcichsze. Nie potrafiły namalować nawet zmarszczki na wodzie, która dyszała z pożądania. Kroki w trzech odsłonach wchodziły wciąż głębiej w wodę, a deski pokornie znosiły tę szykanę.
Tuman mgieł nicowanych zimnym promieniem słońca, ukrywał nosiciela dźwięków, a cień był niewiarygodny. Rozciągnięty, rozmemłany i i nieostry. Spod pomostu dochodziło dudnienie, jakby to golem szedł, a nie wyciągnięta, chuda istota. Tam, pod deskami najwyraźniej świat inaczej szafował wymiarami. Pomost zadrżał – ni to z zimna, ni wpadając w wibracje pod wpływem rytmu idącego. Klawisze dawno niestrojnych desek jęczały i trzeszczały nieludzko, jak rozstrojony fortepian. Daremnie. Idący nie pochylił się nad żadnym z dźwięków. Mało tego – przyspieszył i takt zaczął doganiać rytm rozpędzonego pociągu na rozjeździe. Mgły skostniały czekając na kulminację. Niewidoczny skoczył wykorzystując impet. Kroki umilkły. Deski wstrzymały oddech, cień trzymał się kurczowo pomostu.
Mgła pożarła śmiałka z cichym cmoknięciem, ale chyba był niesmaczny, bo wypluła go z pasją. Woda miękko rozstąpiła się i przyjęła do siebie. Życie, cień i echo. W jednym, ostatecznym paroksyzmie.

oko jak miło, że dołączyłeś

Jak zwykle u Ciebie - wiele zmysłowych wrażeń


alka666 skoro się pojawiłaś, to dołączyłem. wcześniej korzystałem z innych adresów.

oko cieszę się, zapraszam wszystkich chętnych


alka666 Ależ gagatek. To słoneczko ze swoimi ciepłymi objęciami.
I gagatka, czy tez gagatnica, potrzebująca plasów na pluszowym dywanie. Sen musiał być piękny, jeśli przez swoje zakończenie zapoczątkował tak wspaniały dzień.
Cudny erotyk pobudzający wyobraźnię tego typu. Betonowa cembrowina głupiego łba, nie oznacza wcale głupoty, tak jak taniec w słoneczku nie oznacza rozwiązłości.
Ja nie napisałem jeszcze codziennego strzału, z pewnych względów. Ale spróbuję dołączyć z czymś tak radosnym.

Alchemik dziękuję
Mogłeś spoko ostrzej. Głupota na końcu dość wymowna. Tak miało być. To, że piszę w pierwszej osobie l.poj. nie znaczy, że to o mnie. Mam dystans.
Pisz swój codziennostrzał. Wrzucaj dziś.

Obudziłem się... nawet nie wiem o ktorej. Słońce napieprzało przez obydwa okienka, choc pod rożnymi katami. Telefon, który służył mi za zegarek rozładował się. Miałem dziś nie siadać do kompa, bo wciaz bylem bardzo wzburzony. Podłączyłem się wiec do ładowarki. Było cholernie, dawno po południu. czułem to w pęcherzu, który był nad wyraz pełny i w trzewiach, które były puste nad wyraz. W końcu złamałem dany sobie wczoraj ślub i odpaliłem kompa. Wszedłem na pocztę mailowa. Potem zatańczyłem w samych bokserkach i na jednej nodze na moim dywaniku z panda. Wcześniej opróżniłem przepełniony pęcherz.
Wrzuciłem na ruszt reszki chleba z margaryna i masa krowkowa.
Przeczytałem codzienny strzał, oko. Jak zwykle dobry, choc mocno depresyjny jak na mój stan. Pozwoliłem sobie bardziej polubić erotyk czech szustek, która odpuściła mnie mój straszny błąd. Mam jeszcze dwa jajka w lodowce, pół litra mleka i pól kilo maki. Zrobie bardzo dobre naleśniki. Mam taki przepis na puszyste. To proste. Dziele jajka na żółtka, które wrzucam do masy naleśnikowej. Białka, tymczasem, ubijam mikserem na sztywno. potem delikatnie mieszam to razem.
Robię dwa rodzaje naleśników. Takie na dużej patelni, smarowanej tylko odrobina oleju. Kiedyś smarowało się skorka od boczku. Te naleśniki składam. Użyje ich potem jako kopert z nadzieniem do zasmażania na oleju. Kruszeją wtedy i są naprawdę smaczne. Drugi rodzaj naleśników, to raczej placki smażone na większej ilości oleju. Te polubiłby Marrocco.
Oj, naszła mnie ślinka. Zabieram się za naleśniki, bo codzienny strzał juz chyba napisałem. A naleśników wystarczy jeszcze do podtrzymania życia, do jutra.
W kwestii znaków. Poprawie później. Tym razem, zamiast do Zsypu dałem pod Tekst Alicji.

Alchemik "zatańczyłem w samych bokserkach i na jednej nodze na moim dywaniku z panda" - kurde! zobaczyłam to...

Ale serio - na naleśniki narobiłeś mi apetytu. A na te, co Marrocco by smakowały - najbardziej.