Pójdę tam skąd przychodzą ćmy
*
Jeśli wszystko co twoje musi być spalone i czujesz że już niedługo potworna chwila wybierze cię na sługę
A wszystko co robisz musisz robić mocniej i nigdy nie możesz po to mocniej sięgnąć
Jeśli wiesz że jesteś genialnie uzdolniony jedynie w sztuce oczekiwania na lepsze
A uciekać nie masz nie tyle dokąd a skąd
Jeśli jedyne czego właściwie chcesz to tych ruin piwnic
A w nich bicia skrzydeł o znoszoną kurtkę
Jeśli ktoś lub coś chodzi za tobą i szepcze
A kiedy decydujesz się odwrócić głos zamiast echa nosi twoją twarz
Jeśli tak bardzo musisz że aż po prostu z tego musu nie możesz
A diakrytyczność liter układa się w – "ńikogo i ńiczego ńe obejdzie"
Jeśli cierpienie już tak spowszedniało że nawet bomby nie zapewniają zadowalającej liczby kliknięć
Bo zepilodżałeś
I czym bardziej jesteś wszędzie tym wyraziściej nigdzie ciebie nie ma
Jeśli wieczorami czujesz że być może to ostatnie wiatry i niebawem stanie śmigło młyna
Ale zupełnie cię to nie przeraża bo ze wszystkich rzeczy w życiu najmniej właśnie tego życia chcesz
Jeśli patrzysz na dwanaście pustych krzeseł i widzisz po prostu widzisz ale ktoś ci mówi: Hej to tylko liczby
Jeśli coraz ciężej znaleźć już kawałek nierozdrapanej wokół ciebie ściany
A do tego tak bardzo przestałeś dbać o środki estetycznego wyrazu że nawet nie wiesz ile jest w tym wierszo-tekście takich samych słów poza tym że na pewno dużo
Jeśli tracisz definiujący cię dotychczas puryzm nic nie dostając w zamian
No może poza tym że przypadkowo znaleziona piosenka od dobrych kilku godzin leci w bezustannym zapętleniu
Jeśli popycha cię jedynie bilardowy rozpęd oczekiwań i spełniasz je mimochodem
Ale również w międzyczasie zastanawiasz się nad tym czy w oczach osiedlowych sprzedawców szczytujących po tobie paragony nie jesteś postrzegany jako zbyt przewidywalny
Jeżeli coraz bardziej nie pamiętasz wczoraj ale za to pamiętasz że dobre dwadzieścia lat temu spieniona pod klifem woda biła w serca skał
I wkurwia cię to że nikt nie zwraca uwagi na fakt że przecież złoto topi się w tysiąc sześćdziesięciu czterech stopniach a Karl Drogo w jedym z początkowych odcinków Gry o Tron roztopił je w ognisku zmajstrowanym z zaledwie kilku szczap a kiedy ten błąd wytykasz słyszysz: "To jest fantasy do chuja Nie naprawdę" i tak bardzo chciałbyś zapytać co tym fantasy nie jest lecz kiedy pytasz nie ma wokół nikogo
Ponieważ zostałeś sam sobie jak dwie świeże blizny
Jeśli jeszcze coś tam ale już nawet nie pamiętasz co
**
Kiedy odebrałeś sam sobie nawet hostie paprykowych czipsów a na wypłukanie z oczekiwań nie pomaga magnez
Kiedy wiesz że kurewsko ten tekst przegadałeś i już nie jest wierszem ale w tym momencie nie potrafisz przestać bo toczy cię pierwotny automatyzm
I przestać nie chcesz ponieważ nie wiesz co się stanie potem
Kiedy na zewnątrz pada deszcz i wewnątrz też pada deszcz
Kiedy jesteś bierwionem ostrożnie zdychającym pod naciskiem tych badawczych spojrzeń
A coś każe ci sprawdzić czy statki pod wodą również pachną drewnem
Kiedy jeszcze bardzo bardzo dużo
I miałeś te wszystkie kropki i przecinki ale nagle postanowiłeś je usunąć i właśnie to robisz ale jednocześnie zdecydowałeś że zachowasz wielkie litery
Kiedy nie jesteś już siebie pazerny
***
Kiedy droga już została jedna
Pamiętaj
Podobno nawet sam Piłat też nie miał wyrzutów goląc brodę w łazience hotelu