Część 2:
https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=5503
***
Słońce wychodzące zza drzew odbijało się na jesiennych liściach, wyłożonych na ściółce jak dywan. Marek z daleka zobaczył już taśmy policyjne i technika kryminalnego robiącego zdjęcia. Zaczął iść w ich stronę, łamiąc przy tym drobne gałązki. W powietrzu unosił się leśny zapach.
— Co my tu mamy? — zapytał, gdy podszedł do ekipy i stanął nad zwłokami młodej dziewczyny. Na oko miała może z osiemnaście lat.
— Młoda dziewczyna. Nieznana tożsamość. Została prawdopodobnie uduszona — odpowiedział technik i uklęknął z aparatem przy zwłokach. — Patrz — Wskazał na ręce dziewczyny. — Była chyba więziona przez długi czas. Ma ślady po wiązaniach i wygląda na zaniedbaną.
Mężczyzna zaczął z uwagą słuchać Eryka Dębskiego, przyglądając się ciele dziewczyny. Starał się nie zwracać uwagi na mocny, nieprzyjemny zapach zwłok.
— Kto ją znalazł? — zapytał, kierując wzrok na otyłego kolegę.
— Czeka tam — Wskazał na mężczyznę stojącego pod drzewem. Obok niego był już jego partner.
Marek dotknął ramienia Eryka i zaczął iść. Mężczyzna, którego miał przesłuchać wyglądał na typowego pijaka. Nosił zaniedbane ubrania, w ręce trzymał reklamówkę z piwami i raz na jakiś czas lekko się zataczał. To, że był pod wpływem, potwierdził w końcu zapach alkoholu, wydzielający się z jego ust.
— Dzień dobry.
— Dobry, panie władzo. A może nie taki dobry... — Mężczyzna zaczął płakać. Marek zastanawiał się czy to przez znalezienie zwłok, czy przez alkohol, dzięki któremu mógłby go wzruszyć nawet leżący samotnie na drodze liść.
— Spisałem już dane pana — oznajmił jego kolega Łukasz.
Chwila ciszy, zagłuszona została jedynie przez szloch mężczyzny.
— Co pan robił w lesie o tej godzinie?
— Szłem se do domu, bo tutaj mam krócej niż jakbym szedł ulicą i... patrzę, a tu... ta dziewczyna — Mężczyzna trzęsącymi się rękoma wyciągnął z kieszeni fajkę. — Macie ognia?
Łukasz sięgnął po zapalniczkę i odpalił papierosa. Zataczając się, wziął bucha i kontynuował.
— Myślałem z początku, że jakaś pijana, że z imprezy wracała i no... Ale zobaczyłem te ślady na szyi i rękach. Boże, co na tym świecie się wyrabia najlepszego...
— Widział pan kogoś w lesie? Choćby jakiegoś grzybiarza? — spytał Marek, patrząc uważnie na każdy jego ruch i mimikę twarzy.
— Nie, nie widziałem. Matko, taka młoda dziewczyna — Mężczyzna wziął kolejnego bucha i oparł się o drzewo, płacząc.
— Poprosimy jeszcze zapewne pana na komendę, aby spisać zeznania. Na razie dziękujemy.
Marek odwrócił się i poszedł w kierunku technika. Wiedział, że ta sprawa szybko obiegnie media. Że czeka ich prawdziwa lawina wywiadów, że ludzi to wstrząśnie. Od lat przecież nie było w tym małym miasteczku żadnego morderstwa.
***
Kobieta całe dnie leżała na łóżku i patrzyła w sufit. Mroczne scenariusze wypełniały jej głowę. Czy Kasia jeszcze żyła? Gdzie ona teraz jest? Jej twarz oplotły tłuste włosy, a na ciele miała jedynie pogniecioną, starą koszulkę. Wyglądała jak alkoholiczka. Ten dom był teraz taki pusty. Za oknem drzewa, pozbawione liści zaglądały do mieszkania, a wiatr szarpał oknem, którego nawet nie chciało jej się zamknąć. Nie była w stanie. Ta sytuacja odebrała jej możliwość wykonywania nawet najprostszych czynności.
— Mamo... — Patryk siedział przy mamie i próbował z nią rozmawiać, lecz ona nie kontaktowała. Była w swoim świecie. — Mamo... — powtórzył, a ta spojrzała na niego pustym wzrokiem. — Musimy być dobrej myśli, słyszysz? Znajdą ją. Rozumiesz? — Dotknął jej ramienia. — Znajdą ją.
Kobieta odwróciła się do niego plecami, a chłopak głęboko odetchnął. Wstał i podszedł do okna, aby je zamknąć, a następnie udał się do swojego pokoju. Usiadł przy biurku i spojrzał na rodzinne zdjęcie, na którym był on, Kasia i mama. Ojca nie było. Odszedł po narodzinach Kasi do nowej rodziny. Znienawidził go za to. To było dziwne, ale w tamtym momencie czuł, że potrzebuje ojca. Męskiego, twardego autorytetu, który mógłby pocieszyć mamę, bo sam nie dawał rady i czuł, że on też powoli spadał na dno.
Tykający zegar wypełniał ciszę. Przerażał go ten dźwięk. Zrozumiał jak straszne jest poczucie bezradności. Ta niepewność. Czekanie na każdy telefon i stres, gdy ktoś dzwoni. Położył głowę na kolanach i zaczął płakać.
***
Ciemność, łamana lekko przez światła. Chłód i wilgoć. Dźwięk noża, przesuwanego delikatnie po ścianie. Krzywe literki powoli się rysowały, a dziewczynka z ciekawością na nie patrzyła.
— Kasia — powiedziała głośno, gdy mężczyzna skończył.
Uśmiechnął się.
— Dlaczego napisałeś tam moje imię?
— Bo to teraz twój dom.
Poczuła niepokój. Dziecięce niezrozumienie. W głowie pojawiły się setki pytań. Spojrzała na niego zdziwiona.
— Ale jak to? Moja mama i brat tu przyjdą? Będziemy mieszkać w jaskini? — Nie dowierzała.
— Wątpię.
— Dlaczego?
Mężczyzna uklęknął przy Kasi.
— Widzisz, skarbie... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Będzie im lepiej bez ciebie.
Dziewczynka momentalnie wstała. Zadrżały jej wargi.
— Ale jak to?! Nie rozumiem! — Zaczęła płakać.
— Oddali cię mnie. Nie chcą cię już. Ale nie martw się, nie zasługiwali na ciebie.
— Moja mama nigdy by mnie nie oddała!
W jaskini rozchodziło się echo jej krzyków. Wpadła w prawdziwą furię. Nie podobało mu się to. Uniósł brwi i podniósł w górę dłoń.
— Csiii — Zamknął oczy. — Doceń to, że ja cię chciałem. Czy chcesz czy nie, jestem teraz twoim jedynym przyjacielem. — Zimno tu, chcesz coś ciepłego do picia? — powiedział, po czym otarł o siebie ręce.
Dziewczynka tylko płakała. Łzy na tle złotego światła błyszczały. Mężczyzna podszedł do niej i ją przytulił.
— Ludzie są podli. Naprawdę są podli — powiedział, gładząc ją po włosach, po czym szeroko się uśmiechnął.
***
Marek odpalił papierosa pod komisariatem. Dni mijały. Nieubłagalnie. Małe miasteczko stało się źródłem sensacji. Morderstwo i zaginięcie dziecka w jednym momencie. Policja jakby odżyła. Do tej pory zajmowali się kradzieżami, pijakami w parku i raz na jakiś czas niegroźnymi pobiciami. Teraz wszystko to straciło znaczenie. Zza budynku naprzeciw rozchodziło się różowe niebo, pokryte chmurami. Gdy wyrzucał do kosza niedopałek papierosa, poczuł na ramieniu czyjś dotyk. Momentalnie się odwrócił.
— Nie uwierzysz.
Mężczyzna wpatrywał się w technika kryminalnego, czekając na informacje.
— Nie uwierzysz! — powtórzył, gestykulując rękoma.
— Dobra, skończ pieprzyć i mów co masz. Teraz już we wszystko uwierzę. To co się ostatnio odpierdziela w tym mieście to jest hit...
Eryk Dębski powiedział mu podekscytowanym głosem, co ustalił.
Miał rację. Marek nie mógł w to uwierzyć.
***
Dziewczęcy pokój, wypełniony pluszakami i naklejkami z księżniczek owiany był pustką. Patryk wypił jednym haustem szklankę wódki, którą wziął pokryjomu z szafki i spojrzał na biurko dziewczynki. Prawie całe było wypełnione rysunkami. Obok nich leżały jesienne ludziki, które miała przynieść na wystawę do przedszkola. Razem zbierali potrzebne do tego kasztany. Biegała i śmiała się. Z takiej drobnostki potrafiło się wytworzyć dziecięce szczęście. Uśmiechnął się smutno. Pamiętał jak wiał wtedy mocno wiatr i ciągle spadała jej czapka. Gonili ją wspólnie, śmiejąc się. Teraz za oknem też zawiał wiatr. Jednak ten był inny. Przypominał o pustce. Zmroziło go. Nie chciał, aby ta wyczuwalna energia w pokoju zgasła. Ona musiała tu wrócić. Wrócić i znowu zrobić bałagan w pokoju, aby wszystko powróciło do normy.
Usiadł na krześle i zaczął przeglądać rysunki dziewczynki. Widać było jak Kasia kochała przyrodę. To głównie ją rysowała. Przy jednym rysunku jednak coś zwróciło jego uwagę. W pośpiechu zaczął przeglądać następne. Wziął wszystkie kartki, nie patrząc co było na nich narysowane i zbiegł na dół.
— Mamo! — krzyknął, trzymając w ręce wypadające kartki.
Kobieta nawet na niego nie spojrzała.
***
— Pokaż mi, młody te rysunki — powiedział mężczyzna.
Patryk podał mu kartki i spojrzał na Zosię, która odwzajemniła jego smutny wzrok. Jej ojciec był szefem policji.
— To mocno niepokojące — stwierdził w końcu, gdy przejrzał je wszystkie. Nic nie mówiła o tym facecie?
— Nie. Ona nigdy nic nie mówi o tym co ją trapi. Po prostu rysuje.
Mężczyzna wziął łyk kawy.
— Jak czuje się mama? — Spojrzał na chłopaka.
Patryk głęboko odetchnął.
— Źle. Bardzo źle. Nie wiem jak mam jej pomóc. Najgorsze w tym wszystkim...
— Będzie dobrze — przerwała mu Zosia i położyła rękę na jego ramieniu.
— Że ja sam tracę nadzieję — dokończył.
Powstrzymał nadchodzące łzy i pozwolił, aby cisza wypełniła pomieszczenie.
***
— To teraz wszyscy razem! — krzyknęła przedszkolanka.
— Na polanie w lesie chodzi sobie jesień! Różne dary niesie, na polanie w lesie! Koral, koral, sznur korali, la la la la la! Las się cały mieni, złoci i czerwieni, czary to jesieni! — Grupka dzieci tańczyła i śpiewała. Nawet nie zauważyła, że do pomieszczenia weszli policjanci. Miały śpiewać dalej, jednak przedszkolanka nagle im przerwała.
— Posłuchajcie! Przestańcie na chwilkę! Panowie mają do was kilka pytań! — próbowała przekrzyczeć przedszkolaków.
Stała się cisza. Policjanci stanęli naprzeciw grupy i pokazali im rysunek.
— Słuchajcie, dzieci. To bardzo ważne. Widzieliście może gdzieś tego pana? — Dzieci z zaciekawieniem przyglądały się rysunkowi. — A może wasza koleżanka Kasia, która go narysowała coś o nim wspominała?
— Wygląda jak mój dziadek — szepnął jakiś chłopczyk. Ledwie go było słychać.
— Możesz powtórzyć? — zapytał jeden z policjantów i podszedł do chłopaka.
— Wygląda jak mój dziadek. On nosi takie kapelusze. Ma ich całe mnóstwo! Skąd Kasia go zna?
***
Część 4: