Filujących zza meblościanki:
Liczba użytkowników online w ciągu ostatnich 60 min.
1. Arystokrata 152. Arystokrata 143. Arystokrata 134. Arystokrata 125. Arystokrata 116. Arystokrata 107. Arystokrata 98. Arystokrata 89. Arystokrata 710. Arystokrata 611. Arystokrata 512. Arystokrata 413. Arystokrata 314. Arystokrata 215. Arystokrata 1

8 / 15

Arystokrata 9
<
Arystokrata 7
>

Arystokrata 8

Odwróciła się i zeszła po schodach, uważając, aby się nie potknąć. Wszystko w niej wrzało, była rozdygotana do granic ostateczności. Seks z Kajem, do którego nie powinna była dopuścić; decyzja o sprzedaży człowieka, który przyszedł do jej łóżka i pokazał, co może niewolnik dla przyjemności, oraz świadomość tego, jak potraktowała Martina…

Dość! Dość! Musi wziąć się w garść! Rozpoczęła coś i nie może się wycofać z jakichś nieistotnych powodów. Ma cel, do którego będzie dążyć bez względu na ofiary… Skierowała się do baru, potrzebowała napić się alkoholu. Jeśli miała przetrwać dzisiejsze popołudnie i wieczór, to zdecydowanie musiała się znieczulić… No, nie! Co się z nią działo?!

– Do kurwy nędzy! – skarciła sama siebie. Jest przecież Martą Rays! Wyniosłą, dumną arystokratką, pewną swej wartości i siły, dla której nie liczy się nic, co nie jest dobre dla domu i rodziny. Ma świat u stóp i… obowiązki. Poświęci wszystko, aby osiągnąć cel! Dosyć użalania się nad sobą. Pozostało tylko wejść w swoją rolę…

Sięgnęła po kolejny kieliszek i wypiła duszkiem jego zawartość. Zerknęła w lustra ustawione na łączeniu budynków. Na szczęście, po ubraniu nie było znać niedawnego zbliżenia. Jedynie parę kosmyków wymknęło się z misternie zaplecionego warkocza, ale te luźne pasma dodawały akurat uroku… twarzy stężałej w zimną maskę zadowolonej z siebie kobiety.

Upiła kolejny łyk i dostrzegła zbliżającego się Kantera w towarzystwie jej byłego pracownika. Widok zwalistej sylwetki sprawił, że momentalnie stała się zła; oczami wyobraźni widziała, jak pulchne wielkie łapska obmacują pożądliwie Kaja, jak… Stłumiła w sobie przekleństwo, stając się czujną i ostrożną, aby w chwili, kiedy podszedł do niej, przyoblec na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech.

– Maks! Kochany, jak dobrze cię widzieć! – Nienawidziła w tym momencie samej siebie.

– Witaj, Piękna! – Objął ją w pasie i cmoknął w policzek wilgotnymi wargami. Z najwyższym trudem powstrzymała się, aby nie wytrzeć ręką tego miejsca. – Jesteś nieuchwytna dzisiaj – wysapał z udawanym wyrzutem. – Powoli traciłem nadzieję na spotkanie z tobą.

– Obowiązki, sam rozumiesz. Mam nadzieję, że dobrze się bawisz? – odparła rozbawiona, wspinając się na wyżyny własnych możliwości, aby zachować zimną krew. – W ten szczególny dla mnie dzień masz obowiązek dać mi zarobić – zaszczebiotała obłudnie.

– Kochanie, o wydawanie pieniędzy zadbała już moja małżonka, ja chętnie spełniłbym inne życzenia – znacząco zawiesił głos, a Marta z trudem zapanowała nad chęcią dania mu w twarz. – A propos powinności: domyślam się, że znasz mojego młodego przyjaciela – wskazał z nieukrywaną satysfakcją na towarzyszącego mu mężczyznę. – Paul Stern moja prawa ręka.

Partner Kantera wyciągnął do niej dłoń w geście powitania, lecz Marta, chcąc zamanifestować swoją niechęć do pełnego buty mężczyzny, odwróciła się w stronę korytarza, którym właśnie w tym momencie był prowadzony przez dwóch strażników Kaj. Szedł ze spuszczoną głową, boso, ubrany jedynie w czarne obcisłe jeansy, ze skutymi z tyłu rękoma i szeroką skórzaną obrożą na szyi. Gwałtownie wypuściła powietrze, poczuła, jakby ktoś ją uderzył w głowę. Paul, widząc jej reakcję, rzucił okiem na niewolnika, a potem na Martę. Wymienili się szybkim porozumiewawczym spojrzeniem.

– Chyba nie masz do mnie pretensji, że zatrudniłem twojego dyrektora?! – Kanter wyglądał na przejętego, źle interpretując jej zachowanie.

– To nie jest już mój dyrektor – zaakcentowała ostatnie słowa, siląc się na beztroskę w głosie.– Zapomniałeś? Wcześniej go zwolniłam…

Na hali przez chwilę rozległa się wrzawa. Nie trudno było się domyśleć, że spowodowało ją wprowadzenie na podium Kaja oraz słowa Martina, nie wiedzieć czemu osobiście rozpoczynającego prezentację.

– Mam zaszczyt zaprosić państwa do licytacji ostatniego, dwudziestego drugiego niewolnika. – Zarządca odnalazł ją wzrokiem. – Z uwagi na podniosłą atmosferę dzisiejszego popołudnia, a także w podziękowaniu za tak liczne przybycie na inaugurację sezonu, panna Marta Rays, debiutująca w roli gospodyni na tak ważnej dla nas wszystkich imprezie, postanowiła dodatkowo wystawić własnego niewolnika!

Jeden rzut oka na Martina, wskazującego dłonią Martę, wystarczył, żeby zorientowała się, że celowo skierował uwagę wszystkich zebranych na nią. Nie spuszczając z niego oczu emanujących zimną wściekłością, podziękowała za owacje na stojąco, wznosząc toast kieliszkiem szampana podanym przez Paula Sterna. Kiedy gwar ucichł, ponownie dotarł do niej drżący głos Martina.

– …niewolnik dla przyjemności, wykształcony, o niebagatelnej urodzie i rzadko spotykanych u ludzi z południa starego kontynentu jasnych włosach… – w chaosie kłębiących się w głowie myśli, docierały do niej urywki słów zarządcy – … trenowany jako niewolnik… z bogatym wnętrzem… dla przyjemności i… – ta prezentacja trwała wieczność, mówił to wszystko specjalnie, aby ją ukarać – …inteligentny i wierny… oddany właścicielowi duszą i ciałem… Proszę państwa najlepszą rekomendacją niech będzie fakt, komu służył do tej pory!

– Polecasz go? – zapytał Maks, wyrywając ją z otępienia. Zignorowała pytanie. Widziała, jak wlepiał ślepia w Kaja, odkąd tylko go ujrzał; prawie że zaczął się ślinić na sam widok niewolnego.

– Oczywiście, że poleca, to jej najlepszy niewolnik – szybko odpowiedział za nią Paul, poufale klepiąc po ramieniu swego nowego pracodawcę. – I to bardzo osobistej przyjemności!

Ochłonęła na tyle, aby posłać mężczyźnie mordercze spojrzenie, które zgodnie z oczekiwaniem wychwycił Kanter. Jednocześnie była pełna podziwu dla Paula, nawet ona nie umiałaby lepiej kłamać.

– Panno Rays, posiadam już twojego dyrektora i tak sobie pomyślałem, dlaczego nie sprawić sobie jeszcze twojego osobistego niewolnika? – Chciał być zabawny, więc wbrew sobie roześmiała się.

– Z największą przyjemnością będę obserwowała twoje zmagania. – Siliła się na opanowanie i rozbawiony ton. – Niezwykle ciekawa jestem, czyj portfel podoła dzisiaj memu wyzwaniu.

Usłyszeli sygnał informujący o rozpoczęciu licytacji i podaniu minimalnej kwoty wywoławczej.

– Mocne wejście – zwrócił uwagę Paul. – Dom Rays potrafi się cenić.

Ogłoszona cena wyjściowa za niewolnika była kwotą zaporową, w normalnych warunkach nie do przebicia. Czyżby Martin liczył, że nikt nie kupi Kaja?

– Pozwolisz, że oddalę się, aby z bliska popatrzeć na to szaleństwo, bo coś mi się zdaje, że długo to targowanie nie potrwa. – Kanter myślami błądził zupełnie wokół czegoś innego, a raczej wokół kogoś i wolała nawet o tym nie myśleć. Skłonił się i zwrócił do mężczyzny: – Tobie, młody człowieku radzę, udać się ze mną, chyba że chcesz pozostać z Martą sam na sam, a to absolutnie nie jest dobrym pomysłem.

Kiedy odeszli obaj, oparła się bezsilnie o stół, samotnie spoglądając na rozgrywające się wokół niej szaleństwo. Kwoty szybko szły w górę. Wśród licytujących dostrzegła wiele kobiet, skuszonych atrakcyjnością niewolnika. Stojący w lekkim rozkroku, półnagi młody mężczyzna prezentował się doskonale. Wysoki i smukły nie musiał być podpięty do słupów, aby wyeksponować rozbudowane wielogodzinnymi treningami mięśnie torsu. Twarz o nietypowych rysach, okolona jasnymi włosami, sięgającymi karku, z kosmykami spadającymi na szczególnie piękną oprawę oczu, w których nietrudno było zauważyć bystrość i inteligencję, przyciągała uwagę również mężczyzn. Istotną rzeczą, obok niewątpliwego uroku wystawionego do przetargu chłopaka, był fakt, do kogo należał. Przypadek, kiedy wystawiano osobistego niewolnika, będącego własnością członka rodziny, był ewenementem. Z pewnych względów, między innymi bezpieczeństwa, takie sytuacje nie miały miejsca, a już na pewno wystrzegano się takich precedensów w Radrays Valley. Marta łamała nie tylko konwenanse, ale i zasady .

– Wy, Raysowie, to potraficie zaskakiwać, jak mało kto! – Nie wiadomo skąd, pojawiła się koło niej Wiktoria, z wypiekami na twarzy i z małą zadyszką. – O mały figiel, a taka zabaweczka umknęłaby mi sprzed nosa!

Rudowłosa kobieta próbowała odgrywać rolę dobrej przyjaciółki, cmokając w policzek i głaszcząc poufale po ramieniu. Marta była tak zdumiona jej widokiem i zachowaniem, że pozwoliła się nawet podprowadzić pod samo podium. Patrząc, jak włącza się do licytacji, gorączkowo zastanawiała się, jak doszło do tego, że Wiktoria się tu znalazła. Osobiście przecież wykluczyła ją z listy zaproszonych, przewidując ewentualne kłopoty.

– Życz mi, kochana, powodzenia! – zwróciła się do oniemiałej Marty niskim, chropowatym głosem, posyłając pełen triumfu, wredny uśmiech.

Jak to się stało?! Nie powinno jej tu być, nie dziś… No tak! Nagle przyszło olśnienie: to sprawka Suzann. To ta mała suka dała jej zaproszenie! Bezwarunkowo powinna była zrobić z nią porządek. Cholera, teraz była zmuszona ratować sytuację. Sprawy zaczynały się toczyć nie po jej myśli. Nie miała wątpliwości, że Wiktoria za wszelką cenę będzie chciała kupić jej osobistego, a to byłoby porażką nie tylko misternie ułożonego planu, ale przede wszystkim osobistą. Rozejrzała się po sali. W grze pozostały już tylko cztery osoby: Kanter, jakiś biznesmen, którego nazwiska nie pamiętała, Luis Legrand, ostatni z wielkiego rodu wschodniej arystokracji, dziwak i kolekcjoner niewolników różnych ras, oraz Wiktoria. U wszystkich czworga widziała obłęd w oczach.

Marta z trudem przełknęła ślinę, ogarniała ją panika, miała pustkę w głowie. Cena za Kaja była już ogromna, zdała sobie sprawę, że w rozgrywce będą się liczyć tylko Maks i Wiktoria. Nie spodziewała się, aby pozostałych stać było na dalsze podbijanie stawki. Niepokoił ją Kanter, jego twarz z dawno zastygłym uśmiechem była oblana potem. Zaczynał myśleć, a to był zły znak. Jeszcze rządziły nim emocje napędzane adrenaliną, ale w każdej chwili mogło przyjść opamiętanie. Kwota osiągnęła już nieprawdopodobnie wysoki pułap. A Wiktoria? Była w stanie zrobić wszystko, aby dostać to, co należało do któregoś z rodzeństwa Raysów. Pytanie tylko, ile był w stanie poświęcić dla niej mąż?

Nie mogła ryzykować. Odszukała wzrokiem Paula. Stał z dala od reszty, całkowicie pochłonięty rozgrywką, w której właśnie Legrand spasował.

– Ona nie może go kupić. – Oświadczyła, stając obok mężczyzny.

Paul zaskoczony przez chwilę jej obecnością, nie odpowiadał, dopiero po chwili zwrócił uwagę:

– Miało jej tu nie być.

– Miało… Stać go na to, żeby przelicytować tę dziwkę?

Mężczyzna nie odwracając się, odpowiedział skinieniem głowy.

– Dobre pytanie. Na swoich przyjemnościach nie oszczędza, ale czy teraz będzie chciał tyle wydać?

– Więc co mam teraz zrobić? – Marta, zdenerwowana, bezwiednie potarła drżącą dłonią policzek.

– Wycofaj go z licytacji – poradził Paul – Maks jest niepewny.

Marta pokręciła głową w bezsilnej rezygnacji, bezwiednie obracając pierścionek na palcu.

– Nie mogę, Paul! – Czuła jak zasycha jej w gardle. Zabije Suzann, nie daruje jej tego! – Nie mogę przerwać, to licytacja bez protestu…

Odetchnęła głęboko, kiedy dopiero po drugim wywołaniu usłyszała, jak przewodniczący Kanter przebija ofertę Wiktorii. Musiała coś zrobić, naprawdę zaczynał się łamać.

– Ona nie może go dostać w swoje łapy… – szepnęła z paniką w głosie. Nerwy miała napięte niczym postronki; jeszcze chwila, a ze złości się chyba rozpłacze. Na twarzy Marty Rays można było wyczytać wszystko: bezsilność, gniew, frustrację, a przede wszystkim strach. To było do niej niepodobne.

Niespodziewanie Paul odwrócił się do niej i bez uprzedzenia pocałował w usta.

– Jesteś mi winna przysługę – oznajmił i bardzo spokojnie, pewnym krokiem oddalił się w kierunku podium. Zaskoczona, prawie bez sił podążyła za nim. Stern w samą porę wszedł do licytacji, w ostatniej chwili przebijając ofertę rudowłosej kobiety i podgrzewając atmosferę wśród obserwującej publiczności. A mina osłupiałej Wiktorii? Bezcenna. Marta zbliżyła się do potężnego mężczyzny, wspięła na palce i musnęła zewnętrzną stroną dłoni gładki, tłusty policzek.

– Czy mi się zdaje? Czy mój były dyrektor posiądzie mojego byłego niewolnika? – szepnęła zmysłowym, jedwabistym głosem. – Kto by pomyślał?

Odwracając się w kierunku wyjścia, posłała Wiktorii leniwy i arogancki uśmiech.

* * *

Dotarła do saloniku, w którym siedziała Suzann i małomówny, zawsze znudzony mąż Wiktorii. Oboje śledzili przebieg licytacji na dużym monitorze. Byli tak pochłonięci rozwojem sytuacji, że nie zauważyli jej wejścia. Usiadła wyczerpana w głębokim fotelu. Natychmiast pojawił się niewolnik z obsługi. Zanim jednak zdążył cokolwiek zaproponować, odesłała go gestem dłoni. Zaczęło schodzić z niej napięcie, Przymknęła na chwilę oczy i położyła głowę na oparciu. Wrażenia, adrenalina i wypity alkohol… Ocknęła się nagle, gdy z niepohamowaną furią do pomieszczenia wkroczyła Wiktoria.

– Jak mogłeś mi to zrobić! – krzyczała do męża już od samego wejścia. – Jeszcze moment i bym przelicytowała tę górę bezużytecznego mięsa! Co ty sobie myślisz, że możesz tak ze mną pogrywać?!

Pasja i wściekłość, z jakimi wykrzykiwała poszczególne słowa, ze wszech miar były godne uwagi.

– Zrobiłeś ze mnie kretynkę i ośmieszyłeś na oczach tylu ludzi! Jesteś skończonym, nędznym fiutem! – Miotając się po pomieszczeniu zauważyła Martę. Jej widok nie tylko nie powstrzymał rozsierdzonej kobiety, ale wręcz rozbudził jeszcze większą furię. – Będziesz się ruchał ze swoją kochanką forsą, bo na pewno nie ze mną! – Rzuciła w mężczyznę torebką, którą z właściwym sobie stoickim spokojem złapał i odrzucił w kąt; jak widać był już przyzwyczajony do takich wybuchów swojej dużo młodszej żony i napady agresji specjalnego wrażenia na nim już nie wywierały.

– Kretynem to byłbym ja, gdybym zapłacił za jakiegoś bezużytecznego darmozjada taką furę pieniędzy – odciął się.

Po minie widziała, że to było chyba wszystko, co miał do powiedzenia w tej sprawie. Na moment zapanowała cisza. Rozzłoszczona kobieta wzrokiem pełnym ironicznej dezaprobaty ogarnęła obecnych, jakby szukając poparcia dla swoich słów.

– I co ten spasiony wieprz będzie z nim robił?!

– Dokładnie to samo, co ty. – Mężczyzna, nie przepuścił okazji aby dopiec swojej zirytowanej małżonce.

Suzann parsknęła śmiechem. Marta, gdyby nie chodziło o Kaja i nie była tak zmęczona, zrobiłaby to samo. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta słowna potyczka pomiędzy małżonkami, ponieważ Wiktoria już otwierała usta, zapewne z ciętą ripostą, gdyby nie wejście do saloniku starszego pana miarowo stukającego laską. Julien Sanders pojawił się w towarzystwie Martina i niewolnika niosącego na tacy dwa kieliszki czerwonego wina. Emanujący dostojeństwem starszy mężczyzna ignorując towarzystwo, podążył wprost do wtulonej w głęboki fotel dziewczyny.

– Panno Rays, jestem absolutnie pod wrażeniem! – Oddał laskę Martinowi i sięgnął do tacy po kieliszki. Podał jej jeden z nich i wzniósł toast. – Gratulacje! Wypijmy za ten spektakl ludzkiej próżności! To był prawdziwy majstersztyk. – Usiadł obok niej podekscytowany. – Twój dziad byłby z ciebie dumny.

– Dziękuję. – Ten człowiek podobał jej się coraz bardziej. – Jednak uważam, że jest pan dla mnie zbyt łaskawy.

– Moje drogie dziecko, możesz sobie uważać co chcesz, a ja swoje wiem. – Rozparł się wygodnie w fotelu i znudzonym wzrokiem przebiegł po twarzach obecnych. – Nie da się nie zauważyć, że pieniądze potrafisz robić jak mało kto, ale wirtuozeria, z jaką grasz zarówno na ludzkich emocjach, jak i cudzych portfelach, jest nieprawdopodobna.

Dawno nie otrzymała tylu komplementów, co dzisiejszego wieczora, i mile podrażniło to jej kobiecą próżność.

– To prawda, fascynujący wieczór… – wtrąciła ni stąd, ni zowąd Wiktoria, która trochę ochłonęła, chociaż w jej oczach ciągle gościł trudny do określenia błysk – coś pomiędzy zaskoczeniem i gniewną złośliwością. – Wejście z tym niewolnikiem na sam koniec… Po prostu przeszłaś samą siebie. – Wszystkie oczy zwróciły się ku niej, gdy usiadła nonszalancko na krześle podstawionym przez niewolnika i założyła nogę na nogę. – Wyobraź sobie teraz, kochanie, co by się działo, gdybyś wystawiła zupełnie innego niewolnika…

Po tych słowach zapadła dziwna, pełna napięcia i wyczekiwania cisza. Marta ożywiła się i zwróciła na rudowłosą pytający wzrok. Nie miała pojęcia, co ma na myśli, ale ton, jakim wypowiedziała to zdanie, wystarczył, aby skupiła na niej uwagę, na czym prawdopodobnie zależało kobiecie. Nie inaczej zareagowała Suzann i mąż Wiktorii, który jakby zbudził się z jakiegoś letargu. Natomiast reakcja Martina nerwowo przeczesującego włosy i napięte wyczekiwanie Sandersa, który zastygł z kieliszkiem w ręce, była co nieco zastanawiająca…

– Masz na myśli Drugiego? – spytała z ostrożną uwagą. Odniosła wrażenie, że właśnie dotknęła czegoś szczególnego.

Kobieta uśmiechnęła się wrednie.

– Bystra dziewczynka – pochwaliła. – Teraz pomyśl, kto nie chciałby zawalczyć o takiego niewolnika.

– Możesz jaśniej? Nie wiem, co masz na myśli – odparła zgodnie z prawdą. – Jakiego niewolnika?

– No właśnie! Jakiego?!

Jak na komendę, wszyscy odwrócili się w kierunku wejścia. Marta, zdążyła jeszcze ujrzeć, jak z twarzy Wiktorii odpływa wszystka krew i kobieta robi się momentalnie śmiertelnie blada.

Stał w drzwiach, niedbale oparty o framugę, ze zmierzwionymi włosami, kilkudniowym zarostem na ogorzałej twarzy i na wpół rozpiętej wojskowej kurtce. Morderczy, leniwy uśmiech i senne, szkliste spojrzenie złotych oczu skierowane było na jedną osobę…

– Cześć, braciszku!

17596 zzs

Liczba ocen: 0
50%
0%
25%
50%
75%
100%
© Copyright - wszystkie prawa zastrzeżone.
Autor: ~violet
Dodano: 2020-11-16 17:32:49
Kategoria: romans
Liczba wejść:

    Komentarzy: 2

  • ~oko
    3 lata temu
    bardzo ładnie rozwijasz opowieść. jest spójna, wciąga i zastanawia. intryga, seks, pieniądze, a to wszystko napisane ładnym językiem - chce się czytać. czekam na ciąg dalszy.
  • ~violet
    3 lata temu
    oko dziękuję za komentarze, cieszę się, że je zostawiasz.
    Pozdrawiam
Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.