Restauracja
Elegancki mężczyzna wszedł do restauracji i zbliżył się do atrakcyjnej blondynki stojącej nieopodal drzwi.
– Dobry wieczór, miałem rezerwację na godzinę osiemnastą. Nazwisko Amaretto.
Ubrana w dopasowaną czarną sukienkę dziewczyna uśmiechnęła się i postukała w monitor.
– Zgadza się, panie Amaretto, proszę zostawić tu płaszcz. Pokażę panu pański stolik.
Poprowadziła mężczyznę do dwuosobowego stolika znajdującego się pośrodku sali restauracyjnej.
– Za chwilę podejdzie do pana kelner i przyjmie zamówienie. Tu jest menu. Czy będzie pan sam, czy może…
– Będę sam – uciął gość.
Pan Amaretto otworzył menu, poprawił okulary i zaczął przyglądać się proponowanym daniom.
– Dzień dobry! – Głos kelnera, który zmaterializował się niespodziewanie tuż przy stoliku, sprawił, że zaskoczony Amaretto aż podskoczył na krześle. – Nazywam się Michael, będę pana obsługiwał.
Gość zmarszczył brwi i spojrzał na uśmiechniętego intruza. Ponownie poprawił okulary, które przekrzywiły się w wyniku nagłego podrygu.
– Czy udało się już panu coś wybrać? – dopytywał pracownik restauracji. – Serdecznie polecam chamburgera, to u nas nowość.
Amaretto jeszcze raz spojrzał w kartę.
– Dobrze, poproszę tego chamburgera. Może być medium rare. I żeberka w sosie wątrobowym.
– Doskonały wybór! – zaćwierkał kelner. – A jakieś dodatki?
– Nie, nie lubię się zapychać dodatkami.
– Rozumiem. To może coś do picia? Zaproponuję Chateau de Boucher, idealnie pasuje do mięs.
– Świetnie, niech będzie.
Michael tanecznym krokiem oddalił się do kuchni. Za chwilę wrócił z przystawkami i butelką zamówionego przez klienta trunku. Postawił wszystko na stoliku, nalał krwistoczerwonego wina do pękatego kieliszka i zniknął.
Pan Amaretto został sam, tak jak lubił najbardziej. Wziął łyk alkoholu, potrzymał w ustach, by jak najlepiej poczuć głęboki bukiet, po czym pozwolił Chateau spłynąć do żołądka. Mężczyzna przymknął oczy i delektował się smakiem płynu, który rozlał się po jego ciele przyjemną falą ciepła.
– Pana zamówienie! – zaszczebiotał kelner, który znowu pojawił się nie wiadomo skąd, a Amaretto o mało nie udławił się winem. – Najmocniej przepraszam, czy wszystko w porządku?
– Tak, tak, nic się nie stało – odburknął czerwony z zakłopotania i irytacji gość, jednak za chwilę dodał już ostrzej: – Ale niech mnie pan nie zachodzi cichcem jak jakieś zwierzę, mogłem się zakrztusić!
– Bardzo pana przepraszam, nie miałem w zamiarze pana przestraszyć. Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
– Nie, to wszystko. Proszę mnie zostawić w spokoju.
– Jak pan sobie życzy. Już znikam. Życzę smacznego!
Michael odwrócił się na pięcie, ale zanim wtopił się w tło, zdążył jeszcze wyciągnąć z kieszonki malutki notesik i coś w nim zapisać. Jednak pana Amaretto to nie interesowało. Był głodny i chciał wreszcie zjeść. Nie po to tłukł się samochodem przez pół miasta, żeby konsumować zimne dania.
Amaretto zdjął pokrywę z pierwszego półmiska i jego oczom ukazały się parujące, apetycznie wyglądające żeberka. Solidna porcja mięsa skąpanego w obiecującym brunatnym sosie – tego mu było trzeba.
Kiedy talerz zdobiły już tylko czerwonawe kleksy i kilkunastocentymetrowe ogryzione kości, gość wytarł usta serwetką. Westchnął z zadowoleniem, dolał sobie wina i sięgnął po drugi półmisek.
Pod pokrywką znajdował się spory burger. Rumiana bułka upstrzona ziarenkami sezamu otulała to, co stanowiło clue całego dania. Wściekle zielona sałata, krążki aromatycznej czerwonej cebuli, plaster żółtego sera, jasny chrzanowy sos i oczywiście gość honorowy – gruby, soczysty kotlet, na którego sam widok ślinianki szalały w dzikiej orgii, a kubki smakowe rozpaczliwie domagały się napełnienia. Pan Amaretto patrzył z podziwem i już wiedział, dlaczego chamburger był popisowym daniem restauracji. Kto by się spodziewał, że kanapka może być tak zachwycająca?
Klient chwycił bułkę, oblizał wargi i wziął spory kęs. Przeżuwając, zmarszczył brwi i w zamyśleniu wodził oczami po wnętrzu lokalu. Przyjrzał się kotletowi, którego smakowita brązowawa powierzchnia otulała lekko różowawy rdzeń. Amaretto zauważył przemykającego między stolikami Michaela i przywołał go gestem.
– Czy wszystko w porządku? Smakuje panu posiłek?
Gość patrzył sceptycznie na kelnera.
– Wyczuwam jakieś dziwne nuty w tym burgerze. Czy on powinien być tak gorzki?
– Tak, jak najbardziej, proszę pana.
– Dlaczego niby? – dopytywał Amaretto.
– To chamburger, proszę pana – wyjaśnił Michael. – Odmiana manburgera, tyle że mięso pochodzi od wyjątkowo chamskich osobników, stąd czuć wyraźne nuty goryczy. Dlatego najlepiej spożywać go wraz z Chateau de Boucher, które panu poleciłem. Metaliczny bukiet wina wzbogaca smak potrawy.
– Ach tak – mruknął klient i ponownie uniósł kanapkę do ust. Zanim jednak wziął kolejny kęs, spojrzał na kelnera. – To wszystko, może pan odejść. Nie lubię, gdy ktoś nade mną stoi podczas jedzenia. Zawsze potem mam zgagę.
– Ma się rozumieć – odparł Michael, odchodząc i ponownie notując coś w zeszyciku.
Gość odprowadził go wzrokiem i pokręcił głową z dezaprobatą. Potem wrócił do posiłku i siorbiąc Chateau, dokończył jedzenie. Wytarł ściereczką zatłuszczone usta i po raz kolejny kiwnął na kelnera.
– Rachunek! – zawołał, zanim jeszcze Michael pojawił się przy stoliku. Kelner zatrzymał się wpół drogi, odwrócił na pięcie i ruszył podliczyć zamówienie. Wrócił niecałą minutę później.
– Oto i rachunek, proszę pana. Czy jest pan zadowolony z posiłku? Wszystko w porządku?
– Nie było złe, ale ta gorycz trochę mi przeszkadzała.
– Nie tylko panu… – prawie bezgłośnie szepnął do siebie Michael.
– Co proszę?
– Nic nie mówiłem, proszę pana – odparł szybko kelner. – Dziękujemy za wizytę i zapraszamy ponownie.
– Aha.
Gdy znów został sam przy stoliku, Pan Amaretto spojrzał na rachunek, skrzywił się z niezadowoleniem i z głośnym westchnieniem wyciągnął portfel. Rzucił na stół dokładnie wyliczoną kwotę, po czym wstał i skierował się do szatni.
Kiedy tylko mężczyzna się oddalił, Michael błyskawicznie doskoczył do stolika i spojrzał na leżące na nim pieniądze.
– Żadnego napiwku – powiedział do siebie pod nosem.
Schował pieniądze, po raz trzeci wyciągnął notesik i tym razem czerwonym ołówkiem namazał coś na jednej ze stron. Wyłowił z tłumu wzrok kierownika sali i skinął do niego głową. Gdy tylko tamten odwzajemnił gest, Michael ruszył w stronę recepcji.
– Proszę pana, proszę pana – zawołał do Amaretto. – Proszę zaczekać, chcielibyśmy prosić pana o wypełnienie jednej króciutkiej ankiety na temat naszej restauracji.
– Nie mam na to czasu, ani ochoty.
– Każdą taką przysługę honorujemy złotą kartą i wpisaniem nazwiska wypełniającego do specjalnej księgi. Bardzo nam zależy, żeby wzbogacił pan nasz lokal własnym wkładem. A może ma pan jakieś sugestie dla szefa kuchni?
Amaretto przewrócił oczami, ale informacja o złotej karcie okazała się, o ironio, mocną kartą przetargową.
– Właściwie to mam sugestię. Ten chamburger nieco mnie zawiódł. No dobrze, ale tylko pięć minut. Mam jeszcze dużo spraw do załatwienia.
– Oczywiście! – zawołał kelner entuzjastycznie i wymienił porozumiewawcze spojrzenie z recepcjonistką, która przyglądała się całej akcji z boku. – Panna Madelaine zaprowadzi pana do pokoiku, w którym czeka nasz ankieter. Obiecuję, że wszystko pójdzie bardzo szybko.
– Ja myślę – odburknął gość.
Recepcjonistka ruszyła w kierunku znajdującego się naprzeciwko toalet wejścia. Amaretto podążył za nią, skrycie łypiąc na długie, zgrabne nogi dziewczyny. Nadal pożerał ją wzrokiem, kiedy delikatnie pukała do drzwi. Te uchyliły się i w szczelinie pokazała się spocona, ubrudzona czymś czerwonym twarz.
– Pan do ciebie, Bruno. W sprawie chamburgera – rzekła Madelaine i porozumiewawczo mrugnęła do potężnego mężczyzny w (niegdyś śnieżnobiałym) fartuchu.
– Widzę, że strój ankietera też pozostawia wiele do życzenia – narzekał klient. – Jak już wypełnimy ankietę, chciałbym również poprosić o księgę życzeń i zażaleń. I o moją obiecaną złotą kartę rzecz jasna.
– Nie ma sprawy – zahuczał basowo Bruno, po czym wciągnął mężczyznę do pokoju i zatrzasnął, a następnie zaryglował drzwi od środka.
Madelaine wróciła do stanowiska, podniosła telefon i wybrała numer do menedżera restauracji.
– Panie Bessler, kolejny chamburger u ankietera.
– Cudownie, panno Madelaine, Bruno się dziś napracuje.
Pan Bessler odłożył słuchawkę. „Ta kanapka to strzał w dziesiątkę, taka oszczędność!” – pomyślał, wykreślając wieprzowinę z restauracyjnej listy zakupów.