Niebieska lekkość bytu #konkursbizarro
Jakże wielka była radość małego Piotrusia, kiedy niespodziewanie znalazł w parku Niebieski Balonik. Był to jeden z tych latających, napełnionych helem. W odleceniu w przestrzeń, do Balonowego Nieba, przeszkodziły mu gałęzie drzewa, które usilnie, lecz bezskutecznie, próbował rozgarnąć swą balonową obłością. Pięciolatek w dziurawych spodenkach pokrzyżował mu plany i złapał za zwisający z balonowego „ogonka” sznureczek. „Dobrze, skoro tego chce Wielki Dmuchacz, niechaj będzie”, pomyślał Niebieski. Przez chwilę dał się chłopcu prowadzić, usłużnie falował i tańcował na wietrze. Jakież było zdziwienie Piotrusia, gdy nagle balonik uwolnił się i odleciał w siną dal, pożerając z mlaskiem jego dziecięcą rączkę. Donośny dźwięk miażdżenia zębiskami młodych kosteczek słychać było jeszcze przez dobrą chwilę. Nim Balon zniknął za horyzontem, dziecko pomachało mu jeszcze kikutkiem na pożegnanie.
Niebieski zamyślił się, przeżuwając resztki. Był przekonany, że odsłużył swoje. Myślał, że Balonowe Niebo stoi już przed nim otworem. Że będzie do końca świata pił miód z towarzyszami, śpiewając pieśni. Zastanawiał się, dlaczego Wielki Dmuchacz zmienił co do niego plany. Balon nie był jednak typem filozofa i pogodził się z losem. Widocznie musi dokonać bardziej wzniosłych czynów.
I tak oto Niebieski zaczął odhaczać na liście kolejne ofiary. Kasia, Grzesio, Martusia, Jasio, dwóch Michałków, Antoś, Brajanek. Jak na taśmie produkcyjnej. Najczęściej czaił się w parkach i na placach zabaw. Tam było najłatwiej o zdobycz. Pożerał kolejne kończyny z radością – w ciągu ostatnich tygodni zdążył zapomnieć, jaka to wspaniała zabawa. Najbardziej lubił rączki – uwielbiał pożerać małe, kruche paluszki, uważał je za prawdziwy rarytas. Jego brzuch robił się coraz większy i Niebieskiemu przestały wystarczać dzieci. Zaczął czaić się na dorosłych. Jednak oni już nie tak chętnie wyciągali rękę po sznureczek. Trzeba było zmienić nawyki.
Balon wiedział, że czasy są, jakie są i że dziś nie wypada rodzicom ot tak zdradzać płci swojej przyszłej pociechy. Teraz robi się „gender reveal party” i tam w spektakularny sposób przekazuje się zainteresowanym szczęśliwe nowiny. Na przykład szykuje się różowy i niebieski balonik i przebija odpowiedni, z którego następnie wylatuje konfetti w stosownym kolorze. Domyślnie niebieski to chłopiec, a różowy dziewczynka. Balon nie był do końca przekonany, czy w obliczu ilości różnych płci, jakich ostatnimi czasy obficie wysypało, dwa kolory nie przestaną ludziom wystarczać. Nie miał jednak powodu do obaw. Tradycyjnie używało się właśnie dwóch baloników, co jemu całkowicie odpowiadało – nie chciał dzielić się kończynami, a im więcej mu podobnych, tym mniejsza szansa na łakomy kąsek. Niebieski przeszedł do czynów.
Nawiedzał kolejne imprezy i odgryzał kolejne kończyny. W niedługim czasie wprowadzono podobno zasiłek dla jednorękich rodziców. Z nostalgią wspominał opowiadane mu przez dziadka historie o czasach, w których Balony wspierały stróży prawa w walce z przestępczością. Wtedy jednoręcy bandyci cieszyli się dużą popularnością. No cóż, czasy się zmieniają.
Balon rósł w siłę i wielkość. Niespecjalnie przejmował się dietą – nie deliberował nad wartościami odżywczymi ani składem posiłku, zauważył jednak, że gabarytami zaczął odbiegać od normy. Analizując swoje rozmiary, wywnioskował, że ponadprzeciętny rozrost tkanki balonowej musiał osiągnąć w wyniku pożarcia kilku nasterydowanych tatusiowych kończyn. W jego menu trafiali się przecież kulturyści i pasjonaci sportów siłowych. Tak wzbogacone mięsko z pewnością wpłynęło na jego rozwój. Problem w tym, że wraz ze wzrostem masy, Niebieski czuł coraz większy głód i nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Gryzło go to dotkliwie, aż pewnego wieczoru po kolacji wpadł na pewien pomysł, który wydał mu się tak genialny, że od razu zabrał się za wprowadzanie go w życie.
Już po tygodniu Niebieski z dumą przedstawiał się jako pełnoprawny uczestnik zawodów balonowych. Zdrowa rywalizacja nikomu jeszcze nie zaszkodziła, prawda?
Balon nie mógł doczekać się startu. W brzuchu burczało mu tak gwałtownie, że omal przez niego nie odwołano imprezy z obawy przed burzą. Nic się jednak takiego nie stało i już po kilku chwilach Niebieski unosił w górę masywny kosz z podskakującym radośnie wąsaczem. Mężczyzna długo się nie pocieszył, bo jak tylko osiągnęli odpowiednią wysokość, Balon pożarł go wraz z koszem. Odczuwał euforię i wolność, poczuł się jak na haju. Opamiętał się dopiero po zjedzeniu jeszcze kilku koszy z przepyszną, entuzjastycznie pokrzykującą zawartością. Potem odleciał w dal, zadowolony, spełniony.
Wiedział, że nadchodzi jego czas. Słyszał szept Wielkiego Dmuchacza. Ostatnia akcja, ostatnia chwalebna przygoda i będzie wolny. Wiedział już, co musi zrobić.
Słyszał, że kilka lat temu pewien Austriak wykonał skok ze stratosfery. Chodziło o jakiś rekord, czy coś – Niebieski nie pamiętał. Wiedział jednak, że w najbliższych tygodniach planowane jest drugie podejście. Ktoś chciał chyba wlecieć wyżej, nieważne, mało interesowały go szczegóły. Ważne natomiast było to, że ten ktoś musi najpierw dostać się na wysokość prawie czterdziestu kilometrów, a kto lepiej go tam zaniesie, niż Niebieski? Balon zaczął przygotowania.
Nie było łatwo. Musiał się nielicho natrudzić. Niejedną osobę trzeba było przekupić, a i niejedną pożreć po drodze do celu. Niebieski nie należał jednak do tych, którzy sobie łatwo odpuszczają. Dzięki swojemu uporowi, niezłomnej woli i ambicji dopiął swego. Został tym, który wyniesie skoczka na imponującą wysokość.
Oczy całego świata skierowane były teraz na niego. On, Niebieski, dokonał rzeczy, o których wielu jego towarzyszom nawet się nie śniło. Budował historię. W księdze wszechświata zapisywał właśnie swoje imię złotymi literami. Puchł z dumy, wyglądał godnie, dostojnie. Król balonów, król świata!
Wznosił się coraz wyżej i wyżej. Już niedługo mieli przekroczyć granicę czterdziestego kilometra. Śmiałek zaczął się szykować do skoku, ale zanim zdążył wykonać jakąkolwiek akcję, trafił do zębatej paszczy Niebieskiego. Niedoszły bohater został przeżuty i połknięty, a wszystko to uchwyciły wysłane z nimi kamery. Ludzie z całego świata bili brawo i ocierali łzy wzruszenia.
Balon niedługo potem wyszedł z ziemskiej atmosfery. Usłyszał kojący głos i donośny dźwięk klaksonu. Zobaczył wysoko nad sobą ogromną głowę. Biała twarz z czerwonym okrągłym nosem, zielone falujące loki wystające spod żółtego melonika. Oto jest. On we własnej osobie. Niebieski stanął oko w oko z Wielkim Dmuchaczem, który z radością otworzył szerokie, rubinowe usta. Czekał na przyjęcie swego syna. Balon zamknął oczy i wleciał prosto w paszczę Dmuchacza. Poczuł beztroskę, euforię. Osiągnął spełnienie.