TW#7: Mięsacz
Postać: Japonka Zdarzenie: Kąpiel we wrzątku
– Japonka, rusz dupę!
Dziewczynka skrzywiła się na te słowa. Nadęła lekko usteczka, odwróciła głowę – bardzo ostentacyjnie, że niby nie słyszała – w drugą stronę i powróciła do zabawy. Porcelanowa baletnica w dłoni małej znowu zanurzyła się w piasku i wykonała dziwaczne piruety. Zabawka była poważnie pokiereszowana – jak niemalże wszystko tutaj. Jej lewa noga jak i część głowy nie przetrwały próby czasu, a Japonka nie pamiętała już, czy lalka zawsze miała taką rozmazaną twarz, czy stało się to dopiero niedawno.
Na progu stanęła kobieta, przewróciła oczami na widok mężczyzny, purpurowego na twarzy, który znowu zbierał się do krzyku.
– Sali, chodź! Zaraz spadnie deszcz – powiedziała do dziecka spokojnym głosem.
Sali nie znosiła, kiedy ktokolwiek nazywał ją „Japonką”, wiedziała, że to wyjątkowo szydercze przezwisko. Kiedyś jej tato pochwalił się, że puknął Azjatkę – cokolwiek to znaczyło – od tego czasu niemalże wszyscy w bazie zaczęli się naśmiewać z Sali. „Faktycznie ma skośne oczy” – zaczął wykrzykiwać Notkis, pstrykając na nią palcami, żeby tylko na niego spojrzała. Rainer, ten gburowaty, parsknął tylko, mówiąc do papy, żeby „Odstawił bękarta tam, gdzie go znalazł i przestał go wkurwiać”. Cokolwiek to znaczyło.
Ale tatuś zmarł, stratowany przez jednego z mechanicznych łosi, kiedy próbował rozmontować z niego części. Od tego momentu Sali zajmowali się wszyscy w bazie. Czyli tak naprawdę nikt nie czuł się odpowiedzialny na tyle, żeby robić coś więcej poza sporadycznym zerkaniem, czy dziewczynka jeszcze żyje.
Sali niezdarnie podbiegła do Jenny, która już weszła do baraku.
– Kupujemy dzisiaj mięsacze? – zapytał Notkis.
– Mhm. – Rainer zamyślił się. Po chwili ze schowka wyjął żetony i położył na stole. – Powinno starczyć na dwa.
Jenna pokręciła nosem.
– Niemalże cały rok harujemy, żeby nie wpierdalać ciągle tych proteinowych batonów i stać nas tylko na dwa?
Sali przestała słuchać. Trzymając w rączce swoją zabawkę, przycisnęła nos do szyby, wpatrując się w burzowe chmury. Uznała, że baletnica też powinna to zobaczyć. Uniosła ją wyżej i upewniła się, że lalka ma dobry widok. Na zewnątrz lunęło. Deszcz spadał sążniście, a krople z głośnym sykiem wypalały jałową glebę.
– Ale kwaśnica, co? – zagadnęła ją Jenna. Dziewczynka poważnie skinęła głową.
– Słuchaj, jak przestanie padać, to zrobimy sobie wycieczkę, ok?
Notkis dźwignął się z fotela i odwrócił głowę w ich stronę.
– Poważnie, kurwa? Chcesz zabrać dzieciaka?
Jenna popatrzyła na niego z pogardą.
– Puścimy ją przodem. Może nas nie ostrzelają – burknęła. I znowu zwróciła się do Sali. – To będzie prawdziwa, bojowa misja. – Puściła jej oczko i rozczochrała włosy.
– Powinna zostać – mruknął Rainer, ale nie dość głośno, żeby ktokolwiek potraktował jego słowa poważnie.
*
– Co to mięsacze? – zapytała Sali, drepcząc przed grupą. Musiała powtórzyć pytanie, aby ktokolwiek zechciał odpowiedzieć.
– Takie zwierzęta – powiedziała obojętnie Jenna.
– Zwierzęta? – Sali zdziwiła się. – Takie jak nasz kot?
– Jollin jest mechaniczna. A mięsacze są…
– Z mięsa – wtrącił Notkis.
Dziewczynka zmarszczyła brwi, zerkając na swoją lalkę.
– I co one robią? – zapytała nagle, a Jenna głośno wciągnęła powietrze.
– Nic. Mięsacze nic nie robią. Je się je.
– Zamknijcie się – rzucił Rainer, wskazując coś przed nimi.
Sali uważnie przygląda się obcej grupce ludzi, którzy mieli ze sobą wózek, a na nim klatkę. W środku coś leżało, jednak dziewczynka nie mogła dostrzec, co.
Bojowa misja okazała się nadzwyczaj nudna, bo dorośli po prostu pokrzykiwali na siebie. Stukali w pręty klatki, jednak stworzenia w niej w ogóle nie zareagowały. Gdy Sali chciała zerknąć, Rainer odtrącił ją stanowczo.
– Ale wychudzone – powiedziała Jenna w drodze powrotnej. – Mogliśmy też od razu wziąć ubite. Na co tam żywe? Tylko trzeba będzie się babrać w tym syfie.
Notkisowi gniewnie zadrgały nozdrza.
– Taa? To może na drugi raz sama coś załatwisz. Zresztą, idiotko, jak weźmiesz ubite, to kto wie jaką padlinę ci wcisną. A jak pakują, to dają głównie kości i flaki. Chcesz wpierdalać gnój? To proszę bardzo. – Wybuchnął. To on załatwił mięsacze, słowa Jenny tylko go drażniły.
Sali znowu zbliżyła się do klatki, ostrożnie, chcąc zobaczyć dziwaczne stworzenie. Rainer boleśnie zacisnął dłoń na jej ramieniu.
– Nie – powiedział, pchając ją na przód grupy.
Japonka naburmuszyła się lekko, ale więcej nie próbowała się podkradać. Na widok znajomych baraków zaświegotała wesoło i pobiegła w poszukiwaniu Jollyn. Chciała tyle opowiedzieć robotowi.
– Weźmy jednego teraz. – Jenna wymownie pomasowała brzuch. Jej sterczące żebra były widoczne nawet przez koszulkę. Notkis ze zwyczajnej przekory nie chciał się zgodzić. Za to Rainer bez słowa poszedł po nóż rzeźnicki. Zaciągnęli wóz wraz z klatką na tyły baraku. Sali natomiast przeszukiwała niewielkie pomieszczenia, nie mogąc nigdzie znaleźć mechanicznego kota.
– To jest czymś zarażone! – warknęła Jenna.
Dziewczynka wychyliła się spod łóżka i po cichu usiadła pod otwartym oknem.
– Normalne, że ma krosty, durna. Mięsacze zawsze je mają – odpowiedział Notkis.
Nagle wydobył się wielki skowyt, nieludzki dźwięk i odgłos szamotaniny. Sali przycisnęła dłonie do uszu, jednak tego nie w sposób było zagłuszyć.
– Trzymaj go! To się rzuca!
– Odepchnij tego drugiego!
– Rainer, kurwa!
Kwik nie ustawał, przeciwnie, przybierał na sile. Serce Sali o mało nie wyskoczyło z piersi. Chciała pobiec, zerknąć, może pomóc, jednak jej drobne ciałko zdawało się wrosnąć w podłogę. Gdy wszystko nagle ucichło, dziewczynka przez chwilę myślała, że umarła ze strachu. W progu stanął Rainer. Bez słowa patrzył na nią. A ona dostrzegła jego zakrwawione rękawy. Coś sprawiło, że cofnęła się w głąb pomieszczenia i spróbowała dać nura pod łóżko. Mężczyzna z łatwością przystąpił dwa kroki, chwycił ją mocno za kostki i wyciągnął. Pisnęła, na co położył jej dłoń na usta.
– Wyciągnij nieoczyszczoną wodę – powiedział tylko. – Dużo wody.
Puścił ją i wyszedł. Sali dygotała na całym ciele, jednak posłuchała. Podstawiła pod szafkę krzesło i zaczęła wyciągać butelki z brunatną substancją. Układała je tuż przy wejściu do baraku.
– Trzeba to wymyć. – Usłyszała głos Jenny. W końcu zjawił się Notkis i wyniósł naczynia na zewnątrz.
Słyszała jak rozpalają ogień i umieszczają nad nim blaszane koryto.
– Woda jest za gorąca – skomentowała po chwili kobieta.
– To co, chcesz zeżreć niemytego wszarza?
– Po prostu mówię, że jest za gorąca, kurwa, Notkis. Czy ty zawsze musisz brać wszystko do siebie?
– I tak potrzeba wrzątku, żeby pozbyć się kłaków – przerwał obojętnie Rainer.
– Gorąca by wystarczyła – warknęła kobieta.
Sali ostrożnie podeszła w ich stronę. Stanęła za dawno obumarłym drzewem i przyglądała się. Na ziemi, w kałuży krwi, leżało coś kudłatego. Dziewczynka bała się wychylić, aby zobaczyć całą istotę. Skołtuniona głowa stworzenia zdawała się wyglądać jak część potwora. Mężczyźni unieśli to coś i wrzucili do blaszanego koryta, wypełnionego wrzątkiem. Jenna nachyliła się, szorując ciało mięsacza, wystające z wody. Nie szczędziła przy tym sarknięć i grymasów. Nagle stworzenie poderwało się z wielkim wrzaskiem. Odepchnęło kobietę i spróbowało uciec z koryta. Jednak Rainer był szybszy. Chwycił istotę i wepchnął ją z powrotem. Notkis spróbował pomóc, jednak tylko krzyknął, gdy dotknął gorącej wody.
Rainer nic sobie z tego nie robił. Choć na jego twarzy gościł potężny grymas bólu. Trzymał miotające się stworzenie, które skomliło, kwiczało i miotało się we wszystkie strony. Drugi mięsacz, ciągle jeszcze w klatce, przyłączył się do tej kakofonii wrzasków.
– Podajcie nóż! – krzyknął Rainer. Notkis zastygnął w miejscu, a Jenna gorączkowo rozglądała się po ziemi. Rainer mógłby przysiąc, że wetknął ostrze za pasek, jednak nigdzie go nie było. Nie pozostało nic innego, jak utopić stworzenie we wrzątku.
*
Sali niemrawo grzebała widelcem w talerzu. Pozostali także byli nadzwyczaj markotni.
– Kurwa, jak tak samo pójdzie z tym drugim, to będzie tragedia. To był, kurwa, koszmar. Ja pierdolę taki interes, wolę już żreć te batony o smaku gówna – rzucił Notkis, jednak nikt nie odpowiedział.
Japonka w ogóle nie tknęła mięsa.
– Sali, jedz – rzuciła Jenna bez przekonania.
– Mięsacza bolało, prawda?
Notkis prychnął w talerz, a Rainer bez słowa obserwował małą.
– No co ty. – Jenna parsknęła wymuszonym śmiechem. – Mięsacze niczego nie czują. To po prostu… Takie zwierzaki. Taka ich natura, kolej rzeczy. Je się po prostu je, bo coś trzeba jeść. A zresztą, i tak są chore. Umrą niedługo. Jak ich nikt nie zje, to będą tylko cierpieć, i po co?
Sali niepewnie wzięła porcję do ust.
– Grzeczna dziewczynka. W nagrodę opowiem ci bajkę, chcesz?
Dziecko pokiwało głową. Jenna przeszukiwała kieszenie i po chwili położyła niewielką figurkę na środek stołu. Żołnierzyk z okrągłym hełmem na głowie groźnie łypał na Sali.
– Jest ołowiany – dodała Jenna. – Ołowiany żołnierzyk.
Mała zerknęła zaciekawiona.
– Dawno temu, był sobie mały, ołowiany żołnierzyk. I on… – Jenna zastanowiła się. – Zakochał się. Tak strasznie zakochał się w…
– Fuj. – Sali skrzywiła się z obrzydzeniem.
– W baletnicy. – Nie dała sobie przerwać kobieta, uśmiechając się szczerze.
– W pasterce – wtrącił Notkis, drapiąc się nerwowo. – W woskowej pasterce. – Głos mu drżał.
– Łeb masz z wosku – zasyczała ostrzegawczo Jenna. – W baletnicy.
Rainer powoli przeżuwał swój posiłek. Przymknął oczy i przez chwilę wyglądał tak, jakby zasnął na siedząco.
– I tak bardzo się chciał do niej zbliżyć, że…
– Wpadł do ognia i zdechł, koniec, kurwa, bajki. – Notkis nagle trzasnął talerzem. – Flaki mi się skręcają od tego pierdolenia. Wiecie, co my dzisiaj zrobiliśmy?
Nikt nic nie powiedział. Sali zaniosła się płaczem. Ścisnęła w dłoni swoją lalkę i pobiegła aby schować się pod łóżkiem.
– Pięknie. – Rainer otworzył oczy. – Powinniśmy częściej urządzać sobie wspólne wieczorki.
*
Sali nie mogła spać. Wierciła się z boku na bok, a do jej umysłu wciąż wdzierał się jazgot z popołudnia. Otworzyła szeroko oczy i nieufnie rozejrzała dookoła. Wystawiła bose stopy na zimną posadzkę i najciszej jak umiała, wyszła z baraku. Coś przyciągało ją do tajemniczej klatki na zewnątrz.
Japonka stanęła przy wozie i z obawą zerknęła na leżące na podłodze, skundlone coś. Było zwinięte i pokaleczone. Wydawało z siebie ciche dźwięki pochrapywania, połączone z bolesnymi jękami. Nagle otworzyło ślepia i spojrzało na Sali z taką gwałtownością, że dziewczynka ze strachu upadła na ziemię.
– Mogę opowiedzieć ci bajkę – powiedziało stworzenie ochrypłym głosem. – Także taką o żołnierzyku, który chciał poświęcić się dla ukochanej. Albo inną. Znam wiele bajek.
Sali ostrożnie przysunęła twarz do prętów klatki. Istota odwzajemniła ruch. Japonka rozszerzyła oczy ze zdziwienia, gdy dojrzała spuchniętą, pomarszczoną twarz starca.
– Mięsacz… – jęknęła boleśnie.
– Nie ma mięsaczy. Są tylko ludzie.
Dziewczynka nie wiedziała, co zrobić. Chciała odwrócić się i uciec, lecz starzec szybko chwycił ją za ramię.
– Opowiem ci bajkę – powtórzył. – O dziewczynce. Dziewczynce z zapałkami, chcesz?
Pokręciła przerażona głową, próbując wyrwać się z uścisku.
– Wiesz, co się stało z dziewczynką z zapałkami? – Jego oczy błyszczały od gniewu. – Wiesz?
Sali zaczęła głośno płakać i w jednej chwili zdała sobie sprawę, że przedtem miała jeszcze szansę. Teraz była już całkiem zgubiona.
– Powiem ci – mówił starzec, wiedząc, że jego też nic nie jest w stanie ocalić. – Więcej, pokażę ci, co dzieje się z małymi dziewczynkami, które znajdują się w miejscach, w których nie powinny być.
Wyciągnął nóż. Ten, który nosił przy pasku Rainer. Ten sam, którym zarżnięto jego przyjaciela.
Małe dziewczynki nie żyją w bajkach.