#(Cod-03) — E.P. & Mały Boo "Parter"
E.P. wystawał pod wejściem upocony jak gówno w Wielkanoc. Oczywiście samo porównanie miało mniej sensu niż mysi okruszek, ale jemu — przypomnijmy, Earlowi Pickertonowi — wyprawiało we łbie galimatias. Stał zatem dalej miętoląc jamochłonem orbitówkę i drapiąc do taktu jajko. Lewa grabulka spoczywała już na zimnej gałce klamki, lecz akt otwarcia w dalszym ciągu przyozdabiał strach.
"Bo może zdarzyć się tak, że otworzeniu drzwi zatowarzyszy zgrzyt. Zgrzytowi zatowarzyszy szczęk uwolnionej zapadki, a szczękowi uwolnionej zapadki zatowarzyszy wystrzał. Ostatnią kostką domina będzie trup. Trup o imieniu Earl".
Taką właśnie precyzyjną historię przedstawił mu Mały Boo raptem okrągłych kilka minut temu. Opowiedział hipotetyczną anegdotkę i ruszył schodami, węszyć piętro wyżej. Schodami dosyć stromymi i o drewnopodobnej konsystencji. Na tych — nie bójmy się tego powiedzieć: jebanych — schodach odłogiem leżał żółciachny dywanik, smażąc włosie w pazernym odbiciu sufitowych lamp.
— Tak się dzieje, gdy Agatka Christie wejdzie w banię za mocno albo przećpiesz Raymonda Chandlera! — krzyknął E.P., albowiem tak już miał, że z głośnym artykułowaniem przemyśleń sztywno trzymał sztamę. Zazwyczaj rozdzierał mordę, nie czekając na powód. Stał więc pod drzwiami i krzyczał, gromiąc spojrzeniem wspomniane już wcześniej — lecz nie bójmy się ponownie przypomnieć — odrażające w swym żółtym majestacie dywanicho.
Nic. Cisza. Pustka. Mały Boo nie odpowiedział na ten i inne krzyki.
— Zaraz wchodzę, zaraz wchodzę, będę leżał na podłodze!
Nic. Cisza. Pustka. Mały Boo miał go wyraźnie gdzieś.
— Gówno, twoja mać, Mały Boo. Krzyknę tak do ciebie tryliard razy, a potem jeszcze pięć!
Nic. Nawet ciszy i pustki, nie wspominając o Niewielkim Boo.
Earl otworzył drzwi.
"Na spalonych koszach siedzieliśmy w czworo. Spytaj, spytaj, spytaj, gdzie jest dziesięcioro?"
Wszedł wolno, wycierając buta w miłe włosy białego dywanu. Bosą stopę trzymał na podłodze, chcąc pozostać w kontakcie z niezakłamaną temperaturą pomieszczenia. Poczłapał w zgarbionej pozie wprost pod duże i trójkątne lustro. Machnął dłonią i z wyższością w spojrzeniu przeczytał dokładnie napis jeszcze raz:
"Na spalonych koszach siedzieliśmy w czworo. Spytaj, spytaj, spytaj, gdzie jest dziesięcioro".
A potem przeczytał od tyłu.
Dziesięcioro jest gdzie, spytaj, spytaj, spytaj. Czworo w siedzieliśmy koszach spalonych na.
Później spróbował jeszcze po literce.
"Oroicęiseizd tsej eizdg, jatyps, jatyps, jatyps. Orowzc w ymśileizdeis hcazsok hcynolaps an".
A potem z kolei... ale to już może w domyśle. W każdym razie troił się i czworzył. Myślał, kombinował, drapał lewe jajko, żując lepką gumę albo drapał lewą gumę, żując lepkie jajko. W końcu wrócił z góry Mały Boo.
— Jedna martwa. Gołe cyce. Gacie rozmiar dentystycznej nici. Zajebana pod koniec pacierza.
— Umarła w modlitwie?
— Zajebana na amen.
— Chociaż ładna?
— Nie ma łba.
— Ja, jak widzisz Boo, studiuję ten napis.
— Ten na lustrze?
— Na? Myślałem, że "W".
— Nie. Jest napisany kredką, detektywie Earl, a więc znajduje się: "Na". Czemu nie masz jednego buta?
— Nie spytasz czemu jednego mam?
Boo pokręcił całym ciałem Boo.
— Jak ci idzie?
— Dobrze. Zszedłem już do półtorej paczki. Myślę też nad programem crossfitowym z YouTube, ale mam ograniczony przesył danych i boję się, że mi zeżre cały transfer.
— Ok... a jak ci idzie z napisem?
— Też dobrze. Próbowałem od przodu, próbowałem od tyłu, próbowałem też...
— Pięknie. Doszedłeś zatem do ostatniej bazy. Zaraz mi powiesz, że już ruchałeś to lustro. Odkryłeś coś w ogóle?
— Tak. Niezależnie czy czytasz od przodu, czy od tyłu słowo "w" nie zmienia znaczenia.
Boo podszedł i spojrzał oczami Boo.
— Dwa błędy. Pierwszy: Powinno być "we czworo, nie w". Drugi: Na końcu brakuje znaku zapytania.
— Aaa, taa, wiem. Starłem i zastąpiłem kropką, bo nie pamiętałem co to i mnie rozpraszało. A jak jest na piętrze, Mały Boo?
— Wyżej niż tu, plus jedna baba, minus jedna bania. Idziesz?
— Byle nie przez ten żółty dywan.
Boo odwrócił całe ciało Boo. Wprawił nogi w chód.
— Trzecia baza, trzecia baza — powtarzał za nim Earl. — Znaczy, że co? Czy jak basebolista zdobywa trzecią bazę, może zerżnąć innego basebolistę?
— Musi — odparł Boo prosto ustami Boo.
A potem była już tylko masa śmierci.
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Dołącz do nas na: https://t3kstura.eu/
"Codziennostrzał — 200 mililitrów słowa pisanego dziennie" to nowa inicjatywa literacka Treningu Wyobraźni mająca na celu wypracowanie systematyczności i regularności w pisaniu.