Problemy
- Cholerny kutas - rzekł Mariusz. Do kogo to powiedział? Nie wiadomo. Mariusz to był Mariusz. To był dopiero Mariusz. Nosił okulary i brodę. Nigdy nie mył włosów i zębów. Wcinał kanapeczki z pomidorem i sałatą. Nie gardził też tuńczykiem.
Nasz Mariusz często miewał biegunkę. No i moczu. Moczu nie trzymał w ogóle.
Uwielbiał samochody. Marzył o czerwonej furze, żeby zaimponować kobiecie. Kobieta Kinga lubiła Mariusza. Kinga była dziewczyną, lat trzydzieści pięć, brunetką o fioletowych oczach. Kiedyś przyszła do Mariusza.
- Cześć Mariusz - rzekła ona.
- Cześć Kinga - rzekł (zgadnijcie kto).
- Jak mija dzionek? - Mariusz zamiast udzielić Kindze odpowiedzi, poszedł do łazienki, siadł na tronie i zaczął karmić kibel brązowym jadłem.
- Co tam robisz? - pytała dziewczyna oparta o drzwi łaźni.
- A nic takiego, siedzę sobie i myśle. - Kilogramy kału wlatywały do sedesu.
- O czym tam myślisz, Mariusz?
- W sumie to o dupie marynie. - Cała masa odchodów zatykała rurę.
- Marynie? Czy znam tę niewiastę? - Mariusz wyskoczył z toalety jak Filip z konopii i ogłosił:
- Nie mogę zatamować wodospadu! - Kinga doskoczyła i próbowała ręką zatamować ten nagły wypływ wiadomo czego.
- Nie potrafię zatamować tego potoku! - Kinga zaczęła płakać, gdyż poczuła bezradność.
- Przynieś korek z wanny - wrzeszczał Mariusz. Dziewczę pobiegło i po upływie sekundy wróciła z korkiem.
- Zakorkuj - krzyknął facet. Ona zakorkowała.
- Dzięki - wyszeptał Mariusz.
- Spoko. Musisz teraz się wymyć i posprzątać ten syf.
Mariusz wziął prysznic, potem mopem zrobił porządek. Kinga też musiała wziąć prysznic. Prysznic dobrze robi, gdy człowiek jest uplamiony.
Usiedli przy stole i pili kawę przygotowaną przez biednego chłopca. Biednego, bo nie umiał powstrzymywać.
- Jesteś biednym chłopcem - powiedziała Renata. Żart. Kinga.
- No.
Ponurość zawładnęła umysłem Mariusza. Mariusz wziął łyka i po chwili kawa wypłynęła mu z buzi.
- Kawa wypływa mi z buzi - wybełkotał, a kawisko non stop lało się z otworu jego gębowego.
- O Boże! - wrzask Kingi przeraził samego Mariusza.
- Co? - zapytał biedny chłopiec.
- Kawa wypływa ci z buzi!!!
- Tak? - Mariusz starał się dłonią zatamować kawowy wodospad, lecz było to niemożliwością aby mała rączka coś tu wskórała. To było straszne. Można powiedzieć, że rzygał czymś brązowym, czymś okropnym, czymś nieludzkim.
- Rzygasz czymś brązowym, czymś okropnym, czymś nieludzkim! - lamentowała Kinga. Wtem wpadł jej do głowy pomysł. Korek! Szukała drugiego korka i nie mogła znaleźć. W kuchni ujrzała jabłko. Błyskawicznie wzięła owoc i wepchnęła go do buzi Mariusza.
Spokój, sytuacja opanowana. Sprzątali wymiociny, pucowali, szorowali podłogi. W końcu padli zmęczeni na kanapę.
- Boże, Mariusz, co z tobą? - chłopak nie mógł odpowiedzieć, ponieważ miał jabłko wepchnięte w usta.
Po paru minutach...
Puchł. Robił się coraz grubszy i grubszy.
- Mariusz? - Kinga przeczuwała najgorsze. Chłopak przypominał balon. Rósł.
Głośny wybuch wystraszył sąsiadów Mariusza. Najbardziej przestraszona była jednak Kinga. Biegła chodnikiem do psychologa.
W gabinecie psychologicznym Kinga rozwalona na kozetce. Psycholog zatroskany, współodczuwający:
- Co pani teraz czuje?
- Łajno.
- Krowie?
- Nie, ludzkie.
- Pani nie lubi krów?
- Lubię.
- Doiła kiedyś pani krowę?
- Tak.
- Wie pani co to znaczy?
- Co?
- Że jest pani dojarką.
Kinga zaczęła drżeć. Dojarka? Jeszcze tego brakowało. Nigdy nie chciała być dojarką. Nie namyślając się zbytnio, wstała i weszła na parapet.
- Cóż pani... - psycholog nie dokończył. Kinga wyskoczyła. Na szczęście gaabinet mieścił się na parterze i Kinga nic sobie nie zrobiła. Wpadła w depresję z powodu dojenia.