Trupa cz. 3
Poprzednia część: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=821
— Biegłeś kiedyś, Scapio? Na pewno biegłeś. Każdy kiedyś biegł.
— Przestań, stary, naprułeś się w cztery dupy.
— Biegaliśmy w dzieciństwie, ale to nie to samo. — Arlekin wyraźnie się nakręcił. — Taka zabawa, tu pobiec, tam pobiec. Popierdułki. Mnie chodzi o taki bieg z całych sił, ile pary w nogach. Aż życie zapulsuje w żyłach.
— Idź spać.
— Kurwa, posłuchaj mnie chwilę!
Furgonetka podskakiwała na wertepach. Tony przyzwyczaił wzrok do nieoświetlonych dróg kilka mil wcześniej. Teraz jedynie filtrował chaos wypełniający wnętrze wozu. Pili. Cholernie dużo wypili tamtej nocy. I kilku kolejnych. Jednostki czasu mierzone w dobach zaczęły się zlewać w jeden nieprzerwany ciąg. Klown chciał skręcić tu i tu, i jeszcze tam. Miał parcie na dziwkę, nie odpuściłby, więc Tony ustąpił i jechał zgodnie ze wskazówkami. Klown potrafiłby wytrzasnąć prostytutkę nawet na tybetańskim szlaku. Zawsze i wszędzie.
— Biegłeś kiedyś, K'nife? — chłopak drążył niezmordowany.
— Wypowiedziałeś dziś więcej słów niż przez ostatni miesiąc — zauważył tamten.
— Chodź, pobiegniemy. Za wozem. Poczujesz to, K'nife, pokochasz.
— Zamknijcie się, kurwa — syknął Tony.
— W Lohan mają taką rudą. — Klown planował, sugerował, zachęcał. — Różowe włosy ma, czaisz? Całkiem niezła. — Zamyślił się na moment. — Muszę się odlać.
Kierowca przewrócił oczami. Jako jedyny trzeźwy miał ich absolutnie dość.
— Szczaj! — Arlekin wyczuł okazję. — Wysikasz się i pobiegniemy.
Scapio uśmiechnął się pod nosem, cyrk to dobre określenie, pomyślał. Rozwalony pomiędzy siedzeniami karmił się lekturą Elizabeth Bishop. Jego towarzysze wynaśmiewali się z hobby przyjaciela już dawno temu. Ile można nabijać się z jednego i tego samego? Z braku innych rozwiązań przeszli nad powyższym do porządku dziennego, stwierdzając zgodnie, że grunt, iż nie jest gejem. Przestali zwracać uwagę, że Scapio wszędzie targa ze sobą czytadełka, przyzwyczaili się.
— Różowe włosy? Jak ten kucyk? — rzucił K'nife. — Ile mamy forsy?
— Mało! Nie stać cię. — Tony jako jedyny trzeźwy miał powoli dość.
Faktycznie była ruda. Róż na włosach, granat na powiekach, bordo na ustach. Kolorowe akcenty rozświetlające niepokojącą czerń, z której wtoczyli się do całkiem przytulnej spelunki. Drewniany sufit, drewniane ściany, drewniana podłoga, po kątach świeczki, zapach kadzidełek, otępiający pierdolnik. Zamówili kilka piw. I panią-kucyk dla Klowna.
— Ja drugi — zaklepał K'nife, kiwając głową z miną pełną uznania. Dziewczyna miała na sobie bawełnianą sukienkę, "zgasiła" gumę w popielniczce, chętnie siadała na kolanach. To, że była łatwa, dało się wyczytać z samego sposobu, w jaki patrzyła.
Łatwa, biedna, być może głodna, bez znaczenia.
Tony wyszedł na papierosa. Zbyt długo znał Jokera, by oderwać myśli od poprzedniej nocy. Zbyt długo by to po nim spłynęło. I wreszcie zbyt długo, by wyciszyć pulsującą w głowie pewność, że kłopotów nie zostawili za sobą. Że owe kłopoty podążą za nimi.
Lubił wpatrywać się w mrok. Utożsamiał go z drugim człowiekiem, który wiele skrywa, a odkrycie tej głębi wymaga chwili czasu, odcięcia zewnętrznych bodźców, skupienia. Aż oczy przyzwyczają się i dostrzegą kolejne warstwy. K'nife klapnął na wiklinowej ławce tuż obok.
Milczeli przez chwilę, wpatrując się w warstwy mroku. Druga w nocy. Wilgoć.
— Joker miał zapłacić po występie — w połowie stwierdził, w połowie spytał.
— Taa.
— Czyli nie zapłacił.
— Czyli nie zapłacił. A wy wydaliście ostatni szmal na dwa cycki i jedną...
— Daruj sobie — przerwał. — Gorzej bywało.
— Gorzej będzie jutro o tej porze, jak do twoich bebechów zapuka głód.
— Wiesz co, Pyton? Gdybym miał gitarę...
— Hm...?
— To bym na niej grał. — Uśmiechnął się, dał sobie chwilę na nostalgię i łyk piwa. — Zagrałbym tu, zarobił coś, patrz jakie gówno puszczają. To nawet nie jest muzyka.
— Ty jesteś całkiem niegłupi, K'nife — stwierdził mężczyzna. — Ulepiony z niespełnionych marzeń. Skołuj gitarę. Graj. Wyjedź daleko stąd. Daleko od nas. Jesteś młody. — Mrok wchłonął rzucone przez mężczyzn pety. Zgasiła je wilgoć. — Ja, gdybym miał marzenia, to bym je spełniał. — Zatrzymał się na moment w rozważaniach. — Gdybym je miał...
— Nie wierzę w to, Tony. Nie ma marzeń, nie ma innych dróg, a Bóg jest kłamcą. Kiedyś próbowałem. Wołałem wszystkich bogów. Ale ich nie ma, jest jeden. I ten jeden jest kłamcą.
Wstał, zanurzając się w mrok.
Kobieta w różowych włosach wyszła na werandę, usiadła w wiklinowym fotelu, pachnącym wilgotną nocą. Ona też pachniała wilgocią. Nie miała na sobie koca czy czegoś w tym stylu. Jedynie bawełnianą sukienkę. Po czym rozpoznać porządną kobietę od nieporządnej? Tej pierwszej zawsze jest zimno. Każdej w miarę normalnej kobiecie jest zimniej niż, biorąc pod uwagę te same warunki atmosferyczne, facetowi. Tymczasem Tony'emu było zimniej niż tej rudej dziwce.
Odpaliła papierosa, a jakże, założyła nogę na nogę, zmrużyła oko, przechyliła głowę i poklepała miejsce obok, najwyraźniej mając ochotę na jeszcze. Po Klownie nikt by nie miał ochoty na jeszcze, pomyślał Tony. Musiała być nienormalna.
— Pokołyszesz się ze mną?
Spojrzał, nie zrozumiał.
— To huśtawka. Można się kołysać.... Pokołyszesz się?
— Nie.
Wchodząc z powrotem do knajpy, minął w drzwiach kompana, który łupnął na ławce i odbijając się stopami, sprawił, że wiklinowe wahadło rozsiało wokół jeszcze więcej woni dziewczyny.
— Cześć, mam pytanie — zagaił. — Biegałaś kiedyś?
Kolejna część: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php?id_txt=1139