T.W. (I) (21) — Topa Kompolti — część I
(Przedsłowie: Chciałbym tutaj świat realny, rzeczywisty, uwtręcić wstawkami co nieco z pogranicza fantastyki. Proszę o wyrozumiałość dla być może miałkiej treści czy wysoce kalekiego słowotwórstwa).
Trening Wyobraźni (I)
Gatunek: Horror/Fantasy
Postać: Tłusty wampir
Zdarzenie: Ucieczka z...
Link do drugiej części: https://t3kstura.eu/pokaz_tekst.php
Hej, Średniowzgórze. Hej, Karpaty władne.
Kark ku wam schylam. Dla was też upadnę.
Chwała wam szczyty. Dynarskie bezdroża.
Góry Zepleńskie w tym kraju bez morza.
Cześć ci, Dunajcu. Porywisty, lichy.
Kraju Zadunajski. Panońskie rozkwity.
O międzyrzeczu pięknej naszej Cisy.
Bukowe Zbocza bez uszczerbku rysy.
Wam daję siebie, bo na zawsze z wami.
Trup mój przykryty zasłon aluwiami.
Topa Kompolti — część (1z?)
Zima.
Na północ, patrząc od strony wielkiej Niziny Węgierskiej, a z kolei na wschód, spoglądając od pogórza Cserhát, rozciąga się Mátra – pasmo zdradliwych turystycznie gór. Wiosną pozimowe ślizgawice są przyczyną niejednego strzaskanego karku. Kominy, tuleje, rękawy, czy w końcu szczelinne rynny, czyli pokryte cienką warstwą śniegu górskie dziury, stają się grobem dla niejednego pechowego zielarza, nierozsądnego przepatrywacza czy choćby nawet zaprawionego w bojach myśliwego. Na domiar nieszczęść wszelakich strzelistość bukowych lasów o nader wczesnej porze dnia zasłania słońce, czyniąc noce dłuższymi niż zazwyczaj, zaś podróż niebezpieczniejszą. A jakby i tego było mało, półtora dnia pieszej drogi za niebieską górą Kékes rozpościerają się tak zwane Papierowe Ziemie – ponad dwudziestokilometrowy łańcuch naszpikowany niebezpiecznymi wzniesieniami. Na obszarze tym z nie do końca ustalonych przyczyn gleba dużo gorzej odbija słoneczne światło, zdradliwe niebo pęka od nachmurzeń, a zimą nawet biel śnieżnych czap nie jest w stanie rozwidnić otoczenia. Ciągle jest ono mocno przydymione, ciemne i nad wyraz gęsto osmolone, choć głównie w pozazmysłowym odczuwaniu. W węchu czy choćby smaku często dymnej szadzi nie uświadczysz. Lokalni utkali nawet dla tego niepokojącego wrażenia porzekadło. "Nie nosem i nie językiem: Papierowe Ziemie tylko na trzecim oku obejść dasz".
I to właśnie zaraz po wkroczeniu na tereny Papierowych Ziem feralnie nastąpnięta dziura zabrała grupie mapnika, niejakiego Ferdidiego-Doce, a jako że po Ultanie Paszy, który uległ dni temu kilka śmiertelnemu zatruciu, ukradkiem skonsumowawszy przeznaczoną na wabiki zielno-kożuchową kiełbasę, z początkowej dziewiątki dzielnych ludzi kompania stopniała do zaledwie czterech umęczonych mężczyzn, to jest: Pomysłodawcy i organizatora, Hrabiego Pavla Szandora; Jego hulaszczo usposobionego do życia syna, Gabora Surtaia Szandora; starszego przewodnika Fahara oraz olbrzymiego najemnika Gerszacha, na którego wszyscy wołali Strach. Trójka innych, jeszcze na bardzo wstępnym etapie wymarszu, nie mogąc dogadać płatności, zawróciła ku uciechom naddunajskich tawern.
— Requiem aeternam — rzucił bez zbędnego rozżalenia Pavel Szandor, przystając nad czernią dziury, której bezdeń ledwie co zwracała wkrzyknięte doń echo. — Dona ei domine. Światło ci, panie Doce.
— Amen — mruknął przewodnik, pomimo prawie dwudziestostopniowego mrozu ściągając futrzaną czapę z łysej głowy.
— Już go diabły obracają w tańcu — wtrącił bardzo wylęknionym głosem gigant Strach. — Mapy są?
Pan hrabia, a także sponsor i zarazem jeden z trójki sędziów w sprawie Baltazara Topy z rodziny Kompoltich orzekających, klepnął pazuchę szytego na miarę futra z owczej wełny.
— Bezpieczne w ciepłocie serca. Glejty, listy i mapy, panie Strach. Wszystko ocalone. Poleciał jedynie dziennik opisujący.
— I sporo żarcia — dodała trzy zgniłe grosze chudsza i młodsza wersja Pana Pavla. Czerwony nos opoja wystawał spod bawełnianego szala, który nieco wytłumił gniewny syk. Widać jednak było pretensje w czarnych paciorkach oskarżycielsko spoglądających oczu.
— Nie tak znowu dużo — wytonował zachmurzenie ojciec. — Namodliliście się?
Odpowiedziały mu dwa nieznaczne skinienia i jeden beznamiętnie wlepiony w dal wzrok. Pavel Szandor, nieco podupadły majątkowo, ale wciąż szanowany potomek możnowładców zadunajskich, nakazał grupie iść dalej. Biegły do końca nie był, ale – jeśli ufać temu nieszczęsnemu kartografowi – do ruin zamku w Markaz mieli mniej więcej dzień drogi.
***
Na pitkę i dojedzenie zacumowali pod nadszczerbionymi głazami dużych skał. Przestrzelone od wiatru żłobienia lizały karki wręcz piekącym zimnem. Tutejszy dziki wiatr z prawdziwą gracją i najwyraźniej bez trudu omijał fortyfikacje śnieżnych ścian, jakimi przedłużyli nazbyt płytką wnękę, wślizgując się pod kapoty i w kalesony. Nad małym szczenięcym ogniem wzlatywał dym. W cynowym kociołku bąblowała gotowana woda. Wódka ze śnieżną roztopiną w sobie zbliżonych proporcjach stała im pomysłem odpowiednim.
Rozmawiali.
— Sorpiaca Bielli ją zwali i była kurwą spod mostu. Zwyczajną taką. Choć raczej zwyczajną to i może nie. Szła nie tylko za miedziakowy pobrzęk, ale i czasem za jadło czy noc pod dachem. Dobra kobieta, choć kurwa.
Młody Szandor szarpał w ciszy zasuszone mięso, ogrzewając napuchnięte dłonie o miedziany kubek. Człek zwyczajny pewnie zaniósłby się krzykiem od gorąca, lecz Gaborowi często puchły ręce albo, najczęściej rankiem, odbierało czucie w obu stopach. Ochuchiwał więc kuban w zamyśleniu i dojadał porcję wołowiny. Przewodnik Fahar wsparty o skalną ścianę czyścił ze szronu rozklekotany karabin, model Gawehr98. Na dialogowym placu pozostał tylko pan Pavel, któremu nie w smak były gawędy o wiejskich dziewkach. Spotkał jednak skupiony na sobie wzrok i z politowania dla rozmówcy oraz szacunku dla wspólnego trudu spytał:
— Byłeś z nią?
Rosły najemnik otworzył usta w podziurawionym dla tych wspomnień, pełnogębowym uśmiechu. Oczy zasrebrzyły esencją miłych chwil, które, sądząc po oszramionej twarzy, musiały być zaledwie kroplą w morzu jego pełnego trudów życia.
— Abo to raz, jaśnie panie sędzio. — Monstrualne dłonie znalazły się w klaśnięciu. — Abo to raz.
Szła do nich noc. Wręcz biegła im na spotkanie. Trzeba było szybko podjąć decyzję. Idziemy czy zostajemy. Organizator wyprawy zwrócił oczy ku milczącemu mężczyźnie w średnim wieku, który – gdyby osiodłać w wierze galopujące plotki – przeżył ponoć dwukrotnie lodowy oddech Burana.
— Panie Fahar? — spytał.
Starszy przewodnik zebrał się do drogi. Strach bez słowa zabrał kocioł z badylej gałęzi, zadeptując lichy ogień butem.
© Copyright - wszystkie prawa zastrzeżone.
Zgodnie z polską ustawą, przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej
o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Prawo autorskie działa automatycznie
– ochrona praw autorskich rozpoczyna się z chwilą ustalenia utworu, bez konieczności spełnienia jakichkolwiek formalności. Utwór nie musi przy tym być skończony.
Komentarze.

Witamy nowy tekst!

Odpowiedz

Trening wyobraźni I??? To ten teraz już? od Nowa liczymy tak? Jeszcze nie czytam, wrócę jak się obudzę bardziej...
Odpowiedz

nooo, tak to liczę, ale bo ja wiem
Odpowiedz

Klimat zupełnie inny, opowiadanie jakby nie Twoje. Z początku trochę się gubiłam, ale od drugiej części już szło lepiej. Przypomniał mi się ten film o wampirach, w którym zagrał Polański.
Ciekawa jestem jak wpleciesz w to wszystko postać wampira.
Odpowiedz

Docwałuję tu.
Odpowiedz

Bardzo trafne Adelajda. Fakt, trochę chciałem na modłę Nieustraszonch Pogromców Wampirów - Polańskiego, ale bez pastiszowycj wstawek.
Jest jak jest. Chwilowo mam chęć to kończyć. 3,4,moze 5 części i kaniec.
Dzienks za wizytex.
@Ritha,docwałuj
Odpowiedz

"— Sorpiaca Bielli ją zwali i byłą kurwą spod mostu" - byłą czy była?
No ciekawe, na pewno inne, gęsta narracja, dopieszczona jak zawsze, tyle że w trochę inny niż zawsze sposób. Opko stylizowane, choć elementy spójne z Canulardzim stajlem dostrzegalne – pora roku, wataha, dialog, który (pomimo trudnych zwrotów akurat w tym opowiadaniu) czyta się sam. Bedę to oczywiście śledzić

Odpowiedz

Naprawię błęda. Wiem, że inne. 1002 twarzy Canulardo. Napiszę całe, a potem pokończę inne serie.
Dzienks, miis (R)
Odpowiedz

Hej, Canu. Będę wredny, co? To jadziem:
Hej[,] Średniowzgórze. Hej[,] Karpaty władne.
Cześć ci[,] Dunajcu
czyniąc noce dłuższymi niż zazwyczaj[,] zaś podróż niebezpieczniejszą
utkali nawet dla tego niepokojącego wrażenia porzekadło[:] "Nie nosem i nie językiem
...a jako że[,] po Ultanie Paszy, który uległ dni temu kilka śmiertelnemu zatruciu[...] z początkowej dziewiątki dzielnych ludzi kompania stopniała do zaledwie czterech umęczonych mężczyzn – tu nie ogarniam zwrotu "a jako że", bo tak zaczęte zdanie wymaga rozwinięcia: A jako że coś tam, coś tam, to coś tam, coś tam. Zaryzykowałbym tu "I tako że, po Ultanie Paszy...".
...stopniała do zaledwie czterech umęczonych mężczyzn[,] [t]o jest: [p]omysłodawcy i organizatora, [h]rabiego Pavla Szandora[;] [j]ego hulaszczo usposobionego do życia syna, Gabora Surtaia Szandora[;] [s]tarszego przewodnika Fahara oraz olbrzymiego najemnika Gerszacha, na którego wszyscy wołali Strach. – rozdzieliłeś ich wszystkich kropkami, a to przecież nie są zdania ani nawet równowążniki, więc najlepsze byłyby przecinki, ale jest ich tu mnóstwo, więc zaryzykowałbym średniki pomiędzy osobami.
panie Docce... – wcześniej masz: niejakiego Ferdidiego-Doce... – chyba że to nie ten sam.
wtrącił bardzo wylęknionym głosem, gigant Strach – tu bez przecinka.
Pavel Szandor, nieco podupadły majątkowo, ale wciąż szanowany potomek możnowładców zadunajskich[,] nakazał grupie iść dalej – co by do końca wyodrębnić wtrącenie.
Biegły do końca nie był, ale [–] jeśli ufać temu nieszczęsnemu kartografowi [–] do ruin zamku w Markaz mieli mniej więcej dzień drogi. – "jeśli ufać" to wtrącenie, a żeby nie mnożyć przecinków, zaszalałbym z półpauzą. No i chyba lepsza będzie forma: ...bo – jeśli ufać[...] – do ruin... itd.
Z cynowego kociołka bąblowała gotowana woda – jeśli bąble unosiły się nad garnkiem jak bańki, to tak. Byłbym jednak za opcją: W cynowym kociołku bąblowała...
Na dialogowym placu pozostał tylko Pan Pavel – a czemu tu "pan" jest dużą?
... który [–] gdyby osiodłać w wierze galopujące plotki [–] przeżył ponoć dwukrotnie lodowy oddech Burana.
Ładnie budujesz ten język, kreujesz historię i od razu dajesz odpowiedni klimat, ni to archaiczny, ni to wydumany, ale oryginalny. I to jest w tym fragmencie super sprawa. Do tego dochodzą liczne smakołyki zabarwione humorem, drobiażdżki hecne. Czyta się smakowicie dzięki temu.
Odpowiedz

Widzę, ze tu smakowite wprowadzonko. To ja se poczekam na więcej :-)
Odpowiedz

@Adam Te - wiesz, no... możesz być wredny częściej. Znów padłem ofiarą zagrania i tekst nie poleżał. Dźwięki Ci piękne, wszelkie kwiatki napeperuję już w domu, ale no, jak jest na tacy, to widać.
Miło mnie wielce z odwiedzin.
@Miss JamCi, nooo okk. Dziś będę dusil pewnie. Na gorąco.
Odpowiedz

Hej, Hej...

Czytałam wcześniej w ciągu dnia i wracam,by zostawić ślad. Po wierszyku się uśmiechnęłam, bo skojarzył się mi z starym poczciwym wędrownym chłopkiem, góraleczkiem, a tu patrzę że szykuję się horror, więc jestem ciekawa co dalej. Podoba mi się, że potrafisz tak gęsto sadzić kwiatki, też bym chciała i żeby mnie to jeszcze nie męczyło i kręgosłup tak przy schylaniu nie bolał

Klimat fajny, dziwny, inny, starodawny. Ciekawy stwór to będzie.
Odpowiedz

Taki drobiazg. Można zrobić przypisy do zwrotów typu "Requiem aeternam ".
Odpowiedz

Wpadła niestety jeszcze pod koła błędów, które zaraz usunę. Dzięki, sam się zastanawiam jak to wyjdzie
Grunt, że znowu mam chęć coś pisać.
Odpowiedz

Można, można, tyle że, kto ciekawy, znajdzie. Ale może i fskt
Odpowiedz

Gdybyś wiedział moje byki :p ps też mnie dziwne twory połączenia w głowie. Chęć jest tylko wszystko do czasu, wyrosnąć z pewnych zabaw... Nie powinnam tego pisać
Odpowiedz

Oj tam, sami swoi, przecież nikt nas nie czyta

Odpowiedz

234 wejścia w tak krótkim czasie. No zadziwiam się i nie zadziwiam jednocześnie. Ale co do tekstu, na początku średnio łapałem ciąg czytania, potem było lepiej. Jest git

Odpowiedz

Włąśnie poprawiłem, chyba trafiłęś jeszcze nawersję z błędami. Najlepsze jest to, że jeśli idzie o klimat tego tekstu, najbardziej bym tutaj zobaczył Fantomasa. No ale oczywiście Marok to również wielce oczekiwany gość. Fajnie żeś podlazł. miałem opór przerwy i kostropatość jeszcze będzie, ale chęciowo mocno zwyżkuję.
Pozdrox.
Odpowiedz

Oj tam, sami swoi, przecież nikt nas nie czyta

Odpowiedz

O , znów zdublowało koment, już chyba wiem czemu, przy odświeżaniu
Odpowiedz

Fanthomas to wybredny czytelnik, chyba tylko na zamówienie czyta
Odpowiedz

Czytają po cichu... Obcy są wśród nas

)
Odpowiedz

Faktycznie liczba wejść

Ej Nuncjusz chyba licznik Ci przekręcił

Odpowiedz

Nie no, już się o to sam pytałem. Jak ktoś ma zmienne IP może naliczaćco wejscie, ale jak ja wchodze, nie nalicza. WOlę wierzyć w tłumną ułudę nieśmiałych wielbicielek
Odpowiedz

Nie no, jak przyszedłem na opowi, Thomas-Fan miał fajny cykl o wampirach. Jedne z pierwszych tekstów jakie czytałem. Jego i Arysto. Potem odkryłem Ciebie, NMP z Deformacjami i Terribla. ALe Terribel to był wtedy taki ostatni boss na końcu gry i trochę mnie jego potęga onieśmielała.
Odpowiedz

❤️

Dobra idę...
Odpowiedz