Filujących zza meblościanki:
Liczba użytkowników online w ciągu ostatnich 60 min.
1. COD #52. COD #4 3. COD #3 Zwracam się z uprzejmą prośbą, byś dał mi wreszcie umrzeć4. Cod #25. Codziennostrzał 16. Perła Fireweed7. Schody8. Żeby już nigdy nie padał śnieg9. TW #02 — Chryzantema w oknie10. TW #1 — Ostatnie słowo nie należy do ciebie11. TW #0 — 12. Dom, który stracił korzenie13. TW #5 — Roślina w pojemniku14. TW#1 — Laufer15. TW #5 — Cumulus mediocris 16. Już nie drabble NR 17 - Kapcie na defiladzie (inaczej koszmar sensola)17. TW #3 — Nie możemy zasnąć18. TW #20 — Otwarte okno19. W chmurach20. Miasto we mgle

17 / 20

Już nie drabble NR 17 - Kapcie na defiladzie (inaczej koszmar sensola)
<
TW #20 — Otwarte okno
>
Praca Wyróżniona

TW #3 — Nie możemy zasnąć

*Prince - When Doves Cry: https://www.youtube.com/watch?v=UG3VcCAlUgE 

Postać: Zły kapitan

Zdarzenie: Nie możemy zasnąć

Efekt: Nie ma (przespałam)

Nienawidziła Jaxona za to, że zgodził się iść. Thomas od dawna był zafascynowany starym domem Quarrych, ale liczyła, że przyjaciel wybije mu z głowy myśl, która powoli stawała się obsesją. Tymczasem nie dość, że mieli się tam włamać, postanowili zrobić to w nocy. Po tym, jak wybije godzina duchów.

Za oknem zauważyła światło latarki. Mocno zacisnęła powieki, mimo panującej duchoty naciągnęła na głowę kołdrę. „Przywidziało mi się” — powtarzała. „Za oknem nikogo nie ma. Jaxon stchórzył, albo przyłapała go mama”. W tle pohukiwała sowa, kiedy w całkowitej ciemności Emma modliła się, żeby rodzice coś usłyszeli, zauważyli postać na podwórzu... Cokolwiek, byle zatrzymali ich w domu. Tymczasem przez ochronną warstwę pierza i bawełnianej poszwy przedarło się skrzypienie podłogi w korytarzu. Lekkie kroki zbliżały się do drzwi jej azylu. Mocniej ścisnęła wysłużonego misia, czuła jak serce próbuje wyrwać się z klatki piersiowej, wraz z cichym krzykiem.

Trzy stuknięcia, naciśnięta klamka. Thomas powoli uchylił drzwi, starał się nie narobić hałasu. Kiedy oczy rodzeństwa spotkały się, Emma poczuła, że pochłania ją pustka. Kiedyś bez problemu odczytywała myśli brata, choć dla otoczenia zawsze był zamkniętą księgą. Od czasu wypadku zdystansował się i od niej.

Otrząsnęła się z nieprzyjemnego wrażenia i odwróciła wzrok.

— Gotowa? — zapytał szeptem.

— To był Jaxon? Na dole, z latarką?

— Tak.

Skinęła głową. Odrzuciła kołdrę na ziemię, założyła przygotowane wcześniej sandałki.

— Chyba nie chcesz tak iść? — Przez twarz chłopca przebiegł grymas niezadowolenia. Po sekundzie znów wyglądał na zamyślonego, lecz chwilowa zmiana nie umknęła uwadze Emmy. — Będziemy iść przez las, pokaleczysz stopy.

— W szafie mam worek od wuefu. Mogę założyć trampki.

— Tak będzie lepiej.

Ponownie skinęła głową. Nie chciała przyznać nawet przed sobą, że się boi. Wciąż kochała brata całym sercem, lecz niezdrowa bladość odbijająca światło księżyca i ciemne, brązowe oczy wydawały jej się obce. Czuła, że pod płaszczem spokoju skrywa niezdrową ekscytację, wywołaną nie łamaniem zakazów, lecz faktem, że idą do tego domu.

Nie było jej przy wypadku, a rodzice ani Thomas nie chcieli o nim rozmawiać. Lecz plotki rozchodzą się szybko. Był środek jesieni, kolorowe liście rozkładały się kobiercem na placu zabaw, kiedy Melinda opowiadała jej historię, którą powinna była poznać od rodziny. Wiał ciepły wiatr, miała na sobie ulubiony kożuszek, lecz cały czas czuła przenikliwe zimno.

Ich tata odebrał Thomasa z basenu. Wracali bez pośpiechu, dopisywały im humory. Żartowali, chłopiec opowiadał, jak klasowy rozrabiaka wepchnął nauczycielkę do wody, żywo przy tym gestykulował. Pan Reverb na chwilę oderwał wzrok od jezdni, kiedy mały Timothy Quarry znikąd wyjechał na trójkołowym rowerku, wprost pod koła starego Forda Raptor. Nie pomogło nagłe hamowanie, które poskutkowało jedynie tym, że nieprzypięty Thomas uderzył głową w deskę rozdzielczą. Nie pomogło też to, że jechali niecałe dziewiętnaście mil na godzinę, chłopczyk nie miał szans w starciu z pikapem.

Niedługo po pogrzebie państwo Quarry opuścili miasto, pozostawiając stary dom na pastwę losu.

— Długo jeszcze? — Thomas wyrwał ją z zamyślenia.

— Wybacz, nie chciałam narobić hałasu.

Wzuła sfatygowane tenisówki, po czym złapała wyciągniętą dłoń brata. Była zimna, szersza, niż pamiętała.

Cichutko zeszli po schodach, trzymając się jak najbliżej ściany. Thomas szedł przodem, na wypadek, gdyby Emma straciła równowagę. Cały czas trzymał ją za rękę. Była wdzięczna za ten drobny gest dodający otuchy.

W ciemnościach meble wydawały się większe i odleglejsze, niż za dnia, przejście przez kuchnię zajęło wieczność. Oboje wstrzymali oddech, kiedy Thomas przekręcał gałkę w drzwiach wychodzących na tył domu.

— Przed kolacją nalałem trochę oleju do zawiasów, kiedy mama nie patrzyła — szepnął konspiracyjnie do ucha siostry.

Odetchnęli z ulgą, kiedy drzwi otworzyły się bezdźwięcznie.

Uśmiechnięty Jaxon czekał na skraju lasu, skryty w cieniu świerków. Promienie światła przemykały między pniami drzew, odbite przez nienaturalnie duży, nisko zawieszony księżyc. Nie potrzebowali latarki, żeby widzieć ścieżkę.

— Hej mała, bardzo się boisz? — Jaxon zaczepił Emmę, jak tylko znaleźli się w bezpiecznej odległości od domów. Równocześnie lekko pociągnął mysi warkoczyk.

Thomas prowadził, jako kapitan wyprawy. Był wyjątkowo nierozmowny, lecz nie uciszał przyjaciela. Emma zaś zarumieniła się, jak zawsze, kiedy Jaxon był obok. Kochała go najczystszą miłością, jaką dziesięcioletnia dziewczynka może darzyć najlepszego przyjaciela starszego brata.

Spojrzała w figlarne, zielone oczy i poczuła się bezpieczna.

— Trochę, ale już jest lepiej.

— Też się bałem, jak wymykałem się z domu. Matula wygarbowałaby mi skórę, gdyby mnie przyłapała. — Dołeczki wywołane przez nerwowy uśmiech sprawiły, że resztki napięcia opuściły barki dziewczyny.

Chwilę szli w ciszy, las milczał razem z nimi. Emma po raz pierwszy była poza domem o tak późnej porze. Spodziewała się cykania świerszczy, może treli ptaków, które nie mogą usnąć. Tymczasem jedynym dźwiękiem, który do nich docierał, był szum opon pojedynczych samochodów przejeżdżających pobliską szosą.

Upał zelżał, odkąd palące słońce schowało się za horyzontem, mimo to cała trójka miała koszule przylepione do pleców. Wysuszona trawa trzeszczała pod podeszwami, parne powietrze utrudniało zaczerpnięcie głębszego oddechu. Jaxon co chwila odgarniał ciemną grzywkę przyklejającą się do czoła. Thomas pewnie szedł do przodu, zdawało się, że wyprawa nie robi na nim większego wrażenia. Choć Emma widziała jak napięte ma mięśnie pleców.

Las przerzedził się i zobaczyli klony rosnące wzdłuż Maple Avenue. Duże liście zwisały smętnie, tęsknie wyczekując wody. Na wprost, po przeciwnej stronie ulicy stał stary dom Quarrych. Z niegdyś zielonych okiennic płatami odchodziła farba, ukazując zbutwiałe drewno. Frontowe drzwi zabito deskami, tak samo wybite okno po prawej od wejścia. Latarenka w żółtym kloszu obrosła pajęczynami i od dawna nie rzucała światła na ganek, po którym walały się suche liście i opakowania po cukierkach.

Zbliżyli się do zardzewiałego ogrodzenia. Wysokie chwasty, które przejęły panowanie nad trawnikiem, nieźle radziły sobie z suszą – wciąż prężyły się w kierunku granatowego nieba. Thomas popchnął furtkę, lecz w pierwszej chwili ani drgnęła. Dopiero, kiedy naparł całym ciałem, ustąpiła z przejmującym jękiem. Jaxon instynktownie przytulił Emmę, która podskoczyła wystraszona. Kilka psów zaczęło ujadać, a w salonie sąsiedniego domu zapaliło się światło. Cała trójka czym prędzej pobiegła za przeciwległy róg domu.

— Myślisz, że nas widział? — Głos Emmy był wyższy o oktawę.

— Nie sądzę.

— Oby tylko nie chciało mu się wychodzić z domu. Mam nadzieję, że jest już w piżamie i kapciach, elegancik nie pokaże się w takim stroju — zachichotał Jaxon.

— Pies dalej szczeka — szepnęła, mocniej ściskając dłoń chłopca.

— Niech szczeka, może nas zagłuszy. Ej, Thomas, jak zamierzamy dostać się do środka?

— Widziałeś wybite okno?

— Widziałem, że jest zabite deskami.

— Za domem jest szopa z narzędziami. Otwarta. — Thomas machnął ręką w kierunku jeziora rozciągającego się na horyzoncie.

— Myślisz, że znajdziemy tam łom? Będzie słychać, jak zaczniemy odrywać deski.

— Poradzimy sobie — uciął.

Psy ucichły jeden po drugim, lecz łaciaty bulterier sąsiada nie dawał za wygraną. Usłyszeli trzaśnięcie dębowych drzwi i przekleństwa rzucane pod nosem, wsparte szuraniem puchatych kapci. Emma wielkimi oczami obserwowała kamienną twarz Thomasa. Nie wyrażał żadnych emocji, żadnego niepokoju. Biła od niego pewność siebie. Jaxon nie trzymał już jej ręki, ale sama jego obecność dodawała otuchy.

— Cicho, Prince. Nic złego się nie dzieje. — Usłyszeli, jak sąsiad uspokaja czworonoga. — Chcesz spać dzisiaj w domku z panciem? No, chodź.

Szuranie oddaliło się wraz z klikaniem pazurów o płyty chodnikowe. Jaxon upewnił się, że światło w salonie zgasło, zanim wybuchnął serdecznym śmiechem. Iskierki wesołości zagrały w zielonych oczach, kiedy po cichutku zaczął śpiewać „When Doves Cry”*. Dreptał na boki i strzelał palcami do rytmu. Emma krztusiła się, próbując powstrzymać śmiech, nawet Thomas zgięty wpół trzymał się za brzuch.

— Starczy — wykrztusił w końcu, siląc się na powagę.

Zdążyli zapomnieć o tym, jak bardzo stresowali się wyprawą do starego domu i rozluźnieni ruszyli w kierunku szopy. Minęli jezioro, w którym odbijały się tysiące gwiazd, z szuwar wystawał maszt drewnianej łódki, resztki porwanego żagla zwisały bez ruchu. Piasek chrzęścił pod stopami, leciutki szum trzcin zdradzał, że coś żyjącego znalazło wśród nich kryjówkę. Jaxon wesoło opowiadał o tym, jak w trakcie lekcji Jake radośnie grzebał sobie w uchu ołówkiem, ale wystraszył go dzwonek na przerwę. Podskoczył, wciąż trzymając narzędzie i przebił bębenek. Krzyknął tak głośno, że wszyscy zatrzymali się w pół ruchu, a nauczycielka pobladła i prawie straciła przytomność. Jako jedyny zimną krew zachował Thomas, wygonił wszystkich z klasy, po czym pobiegł przyprowadzić pielęgniarkę.

Emma słyszała szczątki historii już wcześniej. Lubiła słuchać opowieści Jaxona, lecz tym razem słuchała go połowicznie, zajęta obserwowaniem gromadzących się chmur, które powoli zasnuwały niebo czarnym całunem. „Chyba będzie padać” — przeszło jej przez myśl — „może upał zelżeje”.

Szopa faktycznie była otwarta, oderwane skrzydło drzwi leżało nieopodal, całe połamane. Jaxon zapalił latarkę i przedarli się przez zakurzone pajęczyny. Wywołali tym szybki tupot malutkich stópek i delikatne piski, które ucichły w najciemniejszym kącie.

Łomu nie znaleźli. Zniknęła większość narzędzi, po blacie stołu walały się tylko pojedyncze gwoździe i kostki małych zwierzątek. Nieopodal leżało kilka wypalonych zapałek, brudna gazeta porzucona na jeszcze brudniejszym kocu, który zimą musiał służyć za posłanie. Modelka z okładki próbowała uwodzić, lecz Thomas nie mógł być mniej zainteresowany, a Jaxon szybko stracił entuzjazm, widząc stan otoczenia wskazujący na to, że strony będą lepkie. Emma chwilę przyglądała się biustowi wyraźnie zarysowanemu pod dżinsowymi ogrodniczkami i zastanawiała, czy kiedyś będzie wyglądać podobnie. Oderwała wzrok od zdjęcia i wzdrygnęła się, kiedy zauważyła wpatrzone w siebie ciemne oczy, tak podobne do jej własnych.

— Nie jest tak ładna, jak sądzisz — szepnął konspiracyjnie.

Zaczerwieniona skinęła głową, ukradkiem zerkając, czy i Jaxon nie przyuważył, na co patrzyła. Był jednak zbyt zajęty grzebaniem w stercie złomu.

— Uważaj, żeby się nie skaleczyć. — Podeszła dzielący ich jard i zerknęła ponad ramieniem chłopca.

— Luz, uważam — wybełkotał. Mówienie utrudniała latarka, którą trzymał w zębach.

Niespodziewanie wyszarpnął rękę i triumfalnie uniósł w górę śrubokręt o długości około sześciu cali. Zakręcił nim młynka, wetknął za pasek spodni i powoli wstał z kucek. Szeroki uśmiech triumfował na umorusanej twarzy.

— Też nadaje się do wyciągania gwoździ. Zajmie to dłużej i przydałyby się kombinerki, ale damy radę.

— Dobra robota. — Thomas poklepał przyjaciela po ramieniu.

Szopę opuścili z przyjemnością. W trakcie jak ją przeszukiwali, zerwał się lekki wiatr, który przyniósł przyjemne ochłodzenie. Emma szła kilka jardów za chłopcami, zapatrzona w zmarszczoną toń. Nie myślała o niczym konkretnym, chłonęła spokój nocy.

Błogą chwilę przerwały podniesione głosy, ucięte przez donośny plusk. Zdążyła zauważyć jak Thomas odrzuca śrubokręt i spieszy pomóc przyjacielowi, który purpurowy ze złości szamotał się w wodzie. Próbował wydostać się z mulistego dna, które cmokało tym głośniej, im bliżej był brzegu. Zignorował wyciągniętą dłoń i zaciskając pięści wyszedł na trawę.

— Wepchnąłeś mnie. — Oskarżycielsko dźgnął Thomasa w pierś.

Woda skapywała na ziemię, mokre ubranie oblepiło szczupłe ciało chłopca. Wokół przemoczonych tenisówek utworzyła się kałuża błota. Jaxon cały drżał, a jego usta stanowiły cienką, bladą kreskę. Emma wiedziała, że nie jest mu zimno. Jeszcze nie widziała go w takim stanie.

— Sam wpadłeś.

— Jasne, a przy okazji śrubokręt wysunął mi się zza paska.

— Próbowałem cię złapać — bronił się.

— Możesz sobie wsadzić takie kłamstwa.

Nastała krępująca cisza. Po chwili Jaxon spojrzał przepraszająco na Emmę. Wiedziała, że będzie musiał wrócić do domu się przebrać, nie było mowy, żeby kontynuował noc w takim stanie. Martwiła się tylko jak jego mama zareaguje na ślady błota i zatęchłe ubranie w praniu. Będzie musiał wymyślić dobrą historyjkę.

— Wracajmy, Thomas może zrzucić ci buty przez okno, żebyś nie nabrudził w domu — zaproponowała nieśmiało.

— Nie chcę jego butów.

— A ja nigdzie nie wracam. Robimy to dzisiaj. Nieważne z nim, czy bez.

— No to se idź. Ja wracam do domu. — Jaxon odwrócił się na pięcie i zaczął człapać w kierunku ulicy. Byłoby to dramatyczne rozstanie, gdyby nie fakt, że jego przemoczone buty żałośnie skrzypiały. Do tego co kilka kroków potykał się o rozwiązane sznurówki, lecz nie zamierzał zatrzymać się, żeby je poprawić.

Thomas spokojnie podniósł śrubokręt i nie oglądając się na przyjaciela ruszył w kierunku domu. Emma ociągała się, ale w końcu dogoniła brata, który był już przy drzwiach wychodzących na jezioro. Metodycznie wyłamywał deski, którymi było zabite jedno z okien. Poczuła, jak do oczu napływają niechciane łzy. Zaczęła pociągać nosem. Chłopiec odwrócił się i przetarł jej twarz wierzchem dłoni, jednocześnie rozmazując brud. Ich spojrzenia spotkały się i przez chwilę Emma zobaczyła, co skrywa się w nieprzeniknionej pustce.

Nie spodobało jej się to, co dostrzegła.

Dziwna determinacja złamanej duszy. Było to spojrzenie człowieka, który doszedł do wniosku, że osiągnął już szczyt możliwości i nigdy nie przebije niewidzialnej bariery dzielącej go od doskonałej wersji siebie. Wędrówka urwana na początku, za pierwszym zakrętem. Nie dlatego, że zgubił drogę. Po prostu zobaczył co czeka go na końcu.

Albo był zmęczony, w końcu nie zmrużyli oka.

Przytulił ją mocno. Chwilę trwali bez ruchu, a kiedy już puścił, wyraz bólu ponownie ukryty był za zasłoną obojętności. Thomas bez słowa wrócił do pracy.

Ostatni kawałek deski nabitej gwoździami upadł na ziemię. Chłopiec ostrożnie przełożył rękę pomiędzy kłami zbitej szyby i od środka otworzył okno. Poddało się z cichym jękiem. Przeszli przez nie do ciemnej kuchni, nie mając źródła światła zaczęli przeszukiwać szuflady. Dość szybko znaleźli świece i zapałki. Wątły płomień wyłonił pistacjowy kolor szafek. Czerwone, plastikowe krzesła ustawione wokół stalowego stołu wyglądały, jakby czekały, aż ktoś na nich usiądzie, żeby zjeść naleśniki z syropem. Jednak brak utensyliów wprowadzał dysonans. Jakby dom wstydził się, że nie jest w pełni gotów przyjąć gości.

Thomas złapał dłoń Emmy i ruszyli ku wąskiemu korytarzowi. Cień drgał na drewnianych panelach, kiedy szli ramię w ramię. Zwielokrotnione echo kroków rozchodziło się po domu, dziewczynka poczuła jak serce przyspiesza rytm. Mimo to szła dalej.

Zatrzymali się w salonie. Przez wysokie okna przesączała się poświata księżyca, kurz wirował w powietrzu. Nad kominkiem widoczny był jaśniejszy prostokąt pozostawiony po obrazie, który kiedyś tam wisiał. Pośrodku pokoju stała granatowa, welurowa kanapa przykryta cienką folią. Thomas odsunął nakrycie i usiadł wygodnie. Oparł ramiona na kolanach i splótł palce.

— Nie opowiadałem ci tego, ale po wypadku tata zaniósł mnie tutaj. — Głos miał zachrypnięty, mówił bardzo cicho. — Pani Quarry zajmowała się mną, podczas gdy jej syn umierał w ramionach pana Quarry.

— Czemu tu jesteśmy? — Pytanie było tak ciche, że sama ledwo je usłyszała.

— Zadzwoniła najpierw po pogotowie, a potem przygotowała mi herbatę. Była mocna i słodka.

— Thomas, czemu tu jesteśmy? — powtórzyła głośniej.

Chłopiec wskazał na wysoki przedmiot, stojący w kącie pokoju. Ukryty był za bordową zasłoną. Emma powoli podeszła i ściągnęła materiał, odsłaniając lustro w ciężkiej, złotej oprawie. Nieskazitelna, kryształowa tafla odbijała kanapę i okna.

— Siedziałem w tym samym miejscu, co teraz. Widziałem, co dzieje się na podjeździe. Co zrobiłem.

Dziewczynka poczuła suchość w ustach. Po części chciała dowiedzieć się, czemu nagle Thomas poruszył temat wypadku, czemu są w tym domu. Jednocześnie marzyła, żeby nigdy nie poznać odpowiedzi.

— To nie była twoja wina.

— Na pogrzebie pan Quarry śmierdział alkoholem i płakał, powtarzał, że zabiłem mu syna. Pani Quarry mówiła, że nie ma mi nic za złe, że mały Timothy jest teraz aniołkiem i będzie mu dobrze. Oboje mieli rację.

Zobaczyła w lustrze, jak Thomas wstaje i podchodzi. Zatrzymał się bliżej, niż na wyciągnięcie ręki. Nagle wykonał szybki ruch, poczuła palący ból pod żebrami. Thomas wyszarpnął śrubokręt i schował za pasek.

— Wszystko będzie dobrze, Emmi. — Przytulił ją, po czym delikatnie ułożył na podłodze.

— Nie rozumiem.

— Jesteś aniołem, siostrzyczko. Nadal jesteś, ale świat próbuje ci to odebrać. Plotki, chłopcy, porównywanie do innych... Nie mogę pozwolić, żebyś przez nich straciła miejsce w niebie.

Wzrok Emmy był coraz bardziej zamglony. Obserwowała wciąż powiększającą się plamę, zalewającą klepki. Mieniła się, odbijała światło księżyca. Na granicy świadomości Emma słyszała, jak Thomas nuci. Zupełnie, jak kiedy była malutka i nie mogła zasnąć.

17542 zzs

Liczba ocen: 0
50%
0%
25%
50%
75%
100%
© Copyright - wszystkie prawa zastrzeżone.
Autor: ~pkropka
Dodano: 2020-02-20 02:17:20
Kategoria: trening-wyobrazni
Liczba wejść:

    Komentarzy: 37

  • *Canulas
    4 lata temu
    Wrócę z komentarzem właściwym, ale przeczytałem i jestem zachwycony.
    Oszołomiony wręcz tym, jak to poprowadziłaś, no i... no i rzecz jasna końcówką. 
    Zero spojlerów, ale wow. Choć ciągle byłaś, to i tak wracasz w wielkim stylu.
    Więcej pewnie dopiszę w stosownym czasie, ale bardzo, bardzo na tak. 
    
    
    "Dopiero,kiedy naparł całym ciałem, ustąpiła z przejmującym jękiem." - uciekł odstęp. 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    Canulas Byłam, ale nierozkręcona. Zobaczymy, gdzie sinusoida zacznie opadać tym razem 
    Dziękuję 
  • *TreningWyobrazni
    4 lata temu
    Witamy nowy tekst! 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    TreningWyobrazni Witam 
  • ~jotka
    4 lata temu
    Fabularnie ten tekst na pewno bardziej podchodzi mi niż twoje poprzednie, które czytałam. Dużo konkretów, delikatnie snująca się nić intrygi, napięcie budowane stopniowo... Miód. 
    
    Początek utworu to haczyk, który przyciąga czytelnika, przez co większość, jeśli się nie mylę, zada sobie pytanie: Skąd ta obsesja? Co kryje się w domu Quarrych?
    
    Zdecydowanie na plus koncepcja całej wędrówki, tajemnicy. Do samego końca nie sposób domyślić się, po co tam idą. 
    
    Także ogólnie jestem pod wrażeniem.
    
    Jest natomiast jedna rzecz, pod której wrażeniem nie jestem. Zakończenie, które niekoniecznie mi odpowiada. Po prostu mam pewien dysonans. Z jednej strony kreujesz przez cały tekst taką cudowną atmosferę tajemniczości, sprawiasz, że czytelnik nie jest pewien, którą ścieżką podąży fabuła i taką piękną, misterną robotę tkasz i tkasz, a tutaj ten amiołek. No nie wiem. Niby fajnie, niejednoznacznie, nie poleciałaś sztampą, że spotkają tam duchy (nawiązanie do nocy duchów z początku), ale chyba liczyłam na coś innego. 
    Być może przesadzam i przy kolejnym podejściu wyda mi się to jedynym zasadnym rozwiązaniem. W ogólnym rozrachunku: piątka. 
    Tekst, który zapamiętam. Tekst, który powinni wciągnąć do anto. I tego Ci życzę. 
    
    
  • *Canulas
    4 lata temu
    jotka, też tak uważam z tym anto
  • ~pkropka
    4 lata temu
    jotka rozumiem zarzut, ale cóż... od takiego zakończenia się zaczęło i na takim stanęło 
    Dzięki śliczne, że jesteś.
  • *Ritha
    4 lata temu
    "— Długo jeszcze? — Tomas wyrwał ją z zamyślenia" - Thomas*
    "Dopiero,kiedy naparł całym ciałem" - zabrakło spacji po przecinku
    
    Jestem w połowie i myślę sobie - "stara", dobra Pkropka wróciła. Pełnokrwiste opo. Zaraz dokończę komentarz.
  • *Ritha
    4 lata temu
    "Emma krztusiła się[,] próbując powstrzymać śmiech"
    
    "Dziwna determinacja złamanej duszy. Było to spojrzenie człowieka, który doszedł do wniosku, że osiągnął już szczyt możliwości i nigdy nie przebije niewidzialnej bariery dzielącej go od doskonałej wersji siebie. Wędrówka urwana na początku, za pierwszym zakrętem. Nie dlatego, że zgubił drogę. Po prostu zobaczył co czeka go na końcu" - świetny fragment
    
    Problem z zakończeniem mam taki, że nie wiem czy dobrze pokumałam. Niemniej całe opowiadanie jest wysokich lotów i bardzo mi się podoba. Dobra robota, narracja, pomysł, dialogi, wytworzone napięcie, super. Jeśli Marok jest czarnym koniem, sensol kucem, to Ty klaczą. Najgłupsze porównanie ever chyba xd Good job, miss
  • *Canulas
    4 lata temu
    Ritha, hahahah
  • *Ritha
    4 lata temu
  • ~pkropka
    4 lata temu
    Ritha, mam nadzieję, że nie klaczą rozpłodową 
    Dziękuję  za całokształt
  • *Ritha
    4 lata temu
    pkropka uuu, oby nie!
  • ~DarkStone
    4 lata temu
    Bardzo wciągające opowiadanie. Ciekawa jestem tylko, dlaczego - skoro Thomas planował zabicie siostry - szli we trójkę? Przypuszczenie, jakie przychodzi mi do głowy, to to, że znał swojego przyjaciela na tyle, że wiedział, jak się go później pozbyć, a Emma bez Jaxona nie dałaby się namówić na tą eskapadę. 
    Czytam kolejne opowiadania z tej edycji i dochodzę do wniosku, że... "co ja robię tu?"...z czym mi do ludzi... Po prostu super.
  • ~pkropka
    4 lata temu
    DarkStone kombinujesz zgodnie z moim zamysłem. Choć jak byś nie kombinowała, byłoby dobrze 
    Robisz to, co wszyscy - piszesz i się rozwijasz  Tym bardziej, że piszesz dobrze
    Dzięki śliczne 
  • ~entropia
    4 lata temu
    Jestem i ja, całe opowiadanie super poprowadzone, klimat świata zewnętrznego i wewnętrznego i przenikanie, super. Za chwilę wypunktuje...  ale mam problem z dwoma rzeczami, właśnie dlaczego niby w trójkę? Te ich przekomarzanie, że on go pochnął do wody celowo, i dlatego że mokry to ten Jaxon zrezygnował? Że miał być tylko przynętą dla siostry? Hmm nie kupuje motywacji Jaxona, jest dysproporcja zbyt duża dla mnie w tym: ciekawość domu, wspólne planowanie włamania, siostra Thomasa, to jak przed nią grał twardziela i podnoszącego na duchu, zbyt duże zaangażowanie, by nagle zrezygnować, szczególnie że tamta dwójka idzie dalej, że ich nie powstrzymuje np choćby Emmy, że Emma też za szybko olewa Jaxona, i na końcu hmmm tak to jest ten sam zarzut, mi brakuje takiej prawdziwej motywacji, wkrada się dysonans odbiorczy, sposób jaki nakreśliłaś bohaterów, ich motywację wcześniejszą do udziału w tej eskapadzie, kłóci się mi z końcowym zachowaniem za szybko Jaxon odpuszcza, za szybko Emma odpuszcza Jaxona, który dodawał jej otuchy i bezpieczeństwa, i motywacja do morderstwa siostry. 
    
    "Tymczasem przez ochronną warstwę pierza i bawełnianej poszwy przedarło się skrzypienie podłogi w korytarzu. "Dopiero, kiedy naparł całym ciałem, ustąpiła z przejmującym jękiem. "
    "Dziwna determinacja złamanej duszy. Było to spojrzenie człowieka, który doszedł do wniosku, że osiągnął już szczyt możliwości i nigdy nie przebije niewidzialnej bariery dzielącej go od doskonałej wersji siebie. Wędrówka urwana na początku, za pierwszym zakrętem. Nie dlatego, że zgubił drogę. Po prostu zobaczył co czeka go na końcu." – a to świetne!
    
    Bardzo podoba mi się jak zbudowałaś cały klimat i pomysł też dobry, jedynie motywacja/rezygnacja bohaterów ma usterki, przez co tracą na wiarygodności, a tak super, przede wszystkim klimat miodzio.
    
  • ~pkropka
    4 lata temu
    entropia, rozumiem wątpliwości i notuję z tyłu głowy. Ciężko znaleźć złoty środek pomiędzy jasnym opisem, a wyłożeniem wszystkiego na talerz. Przy czym talerza boję się bardziej 
    Dziękuję serdecznie i pozdrawiam cieplutko 
  • ~aniamarzycielka
    4 lata temu
    Jestem zachwycona tym opowiadaniem! Poprowadzone świetnie, fajni bohaterowie, mega klimat, wciągające, ciekawe, a ten koniec...
    Gapiłam się przez chwilę w bezruchu na ekran i nie mogłam uwierzyć. Lubię opowiadania, które mnie zaskakują. Pozdrawiam 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    aniamarzycielka dziękuję pięknie 
    Pozdrawiam serdecznie 
  • *marok
    4 lata temu
    Jestem i ja, i powtórzę wszystko, bo mi też się bardzo podobało 
    "W sprawach ważnych konsultuje się z lustrem"
  • ~pkropka
    4 lata temu
    marok, dzięki, czarny koniu i wszechwidzący kocie 
  • ~Adelajda
    4 lata temu
    Całość jest naprawdę świetna, wszystko mi się podoba. Jest w tym opowiadaniu taka dziecięca beztroska, klimat letniej nocy. Chyba gdzieś się na końcu zgubiłam, bo myślałam, że całej trójce coś się przytrafi, a tu takie bum, lekkie zaskoczenie, ale jeśli zakończenie jest otwarte, no to zostawiasz sobie otwartą furtkę i to rozumiem.
    
    Pozdrówki 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    Adelajda, dziękuję bardzo 
    Pozdrawiam cieplutko 
  • ~jagodolas
    4 lata temu
    Wow, ale mocna ta edycja. Nie czytałem wszystkich tekstów, ale ten w czołówce ścisłej. A może i głową wyprzedza inne konie. Kurczę szkoda że nastąpiło to z tym śrubokrętem, myślę że udałoby się stworzyć napięcie bez - SPOiLER - trupa, ale szacun. Szacun za miejsce akcji (wyobraziłem sobie wszystko, jakbym tam był), klimat i narastające napięcie. W ogóle mam wrażenie, że często w Twoich opowiadaniach jest tak, że jestem dodatkowym uczestnikiem akcji, tylko stojącym z boku. To jest mega umiejętność tak wykreować świat, aby czytelnik w nim był, czuł itd...aż strach teraz w TW uczestniczyć, tyle dobrych tekstów..
    Naprawdę świetne..
  • ~pkropka
    4 lata temu
    jagodolas Też uważam, że mocna. I super 
    Pewnie masz rację z napięciem, ale jest jak jest. Może następnym razem  
    Dziękuję pięknie za budujące słowa 
  • *alfonsyna
    4 lata temu
    Nie wiem czemu, ale uwielbiam rodzeństwa i relacje między nimi w opowiadaniach - szczególnie, jeśli nie są to proste relacje. Dlatego tutaj śledziłam z dodatkowym zaciekawieniem rozwój akcji. A poprowadziłaś to wszystko w sposób bardzo przemyślany, spokojnie, stopniowo do celu - jak Thomas - on wiedział od początku, czego chce i po co to wszystko robi, bardzo dominujący charakter, być może okrutny i wyrachowany, ale tak naprawdę smutny i nieszczęśliwy - dobrze wykreowana postać po prostu, jak i cały tekst. Jeden z faworytów tej edycji na pewno. 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    alfonsyna dziękuję serdecznie 
  • +berkas
    4 lata temu
    Wciągnęło mnie na maxa. Leciałem pędem przez całość, jakoś nie wiem czemu spodziewałem się rozlewu krwi na koniec. Planujesz to kontynuować, czy czytelnik musi sam wymyślić co się wydarzyło? A może jakieś wskazówki do mnie nie dotarły. No w każdym razie klimat i możliwość wczucia się tak lekko 23/10.
  • ~pkropka
    4 lata temu
    berkas nie planuję kontynuować. Nie jestem dobra w kontynuowaniu, a i historia zamknięta.
    Łooo, 23? Dzięki 
  • *Canulas
    4 lata temu
    Miałem wrócić z komentarzem właściwym i jestem, ale... nie wiem co mógłbym dodać. Bardzo - na swój oczywiście sposób - korespondujące story z ostatnim tekstem Dark-Stone. Tylko jej urwisologia, to bardziej Gilbert Grape. Twoja to Władca much. Hedhes spotyka Goldinga. Wiem, że jak kiedyś będę miał możliwość wybrać, by dwie osoby pisały w parze, na sto procent was spiknę.
    
  • ~pkropka
    4 lata temu
    Canulas, nie rozumiem o czym do mnie prawisz. Ani nie oglądałam Gilberta Grape'a, ani władcy much 
    O patrz, Dark będzie miała w TW maile ode mnie. Nie pisanie razem, ale otarcie się o nie (o ile je wykorzysta). 
  • ~Manta
    4 lata temu
    Hej pkropka  bardzo podoba mi się Twój styl i jak poprowadziłaś tę historię. Fajnie budujesz klimat i super się to czyta.
    Mam jedno pytanie, które pewnie mi umknęło jakoś... Przez niemal całe opowiadanie nie ujawniasz powodu, z jakiego dzieciaki udają się do starego domu. I muszę przyznać, że mnie to najbardziej nurtowało, gdzie oni idą, dlaczego, etc. A potem pod koniec Emma pyta: "Czemu tu jesteśmy?" Jeżeli Thomas poszedł tam po to, żeby ją zabić to jakoś musiał ją przekonać, żeby tam poszła  i ja nadal nie wiem czym ją przekonał  
    I mam też problem z zakończeniem, bo zachowanie i motyw Thomasa jest dla mnie zaskoczeniem. Może jakby wcześniej była mowa o jego duchowości, jego słowa byłyby dla mnie bardziej logiczne. Chyba, że po prostu nie skumałam  
  • ~pkropka
    4 lata temu
    Manta, cześć 
    Powodu ogólnego nie wyjawiam, bo wydał mi się oczywisty. Dzieciaki + opuszczony stary dom w okolicy = trzeba tam iść. Szczególnie, jak jedno nakręci resztę "chodźmy, będzie fajnie". Ale może faktycznie takie oczywiste nie jest.
    Dalej zachowam milczenie - tylko winny się tłumaczy 
    Pozdrawiam 
  • ~JamCi
    4 lata temu
    Świetny tekst. Więcej nie napisze bo zasięg słaby. 
  • ~pkropka
    4 lata temu
    JamCi dziękuję. Więcej nie potrzeba 
  • ~jotka
    3 lata temu
    Pamiętam ten tekst. Uwielbiam klimat w nim. Kropa, pisz coś! 
  • ~pkropka
    3 lata temu
    jotka 
    Piszę zawzięcie (choć powoli) 
Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.