Jestestwo
Najpierw zdał sobie sprawę z tego, że jest, istnieje naprawdę, chociaż nie odczuwa jeszcze swojego ciała, tylko widzi ciemność. Zupełnie jak w „Seksmisji”. Moment, skąd właściwie wie, co to jest „Seksmisja”? Dlaczego pamięta obrazy, jak z filmu Juliusza Machulskiego i skąd wie, że głównych bohaterów grali Jerzy Stuhr i Olgierd Łukaszewicz? Zaraz, zaraz - musi spojrzeć, aby rozproszyć ciemność na dobre.
Ostrożnie otwiera prawe oko, a za chwilę lewe. Nie było tak źle. Jeśli ma oczy, to znaczy, że jest cała głowa - z nosem, uszami, ustami, zarostem i włosami. O, nie tak prędko! Z włosami różnie bywa. Czasami znajdują pretekst, by wypadać przy byle okazji. Co do zarostu – trzeba się koniecznie upewnić, czy jest tu zgodność z płcią, bo z tym też różnie bywa. Głowę ma opuszczoną, więc szybko pomyślał, że gęste owłosienie na rękach i lekka wypukłość w spodniach, mogły świadczyć o tym, że był mężczyzną. Uff, ale ulżyło! Tylko właściwie, dlaczego? Co byłoby złego w byciu kobietą? Nie, no bez takich numerów! Lepiej nie być kobietą i tyle, chociaż nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia. Kiedy brak porównania, to chyba warto być jednak mężczyzną?
Głowa, ręce, podbrzusze – są, to w takim razie brzuch – jest. I to całkiem wyraźnie widoczny. A nogi i stopy? Zatupał - więc są. Ustalił też, że siedzi i jest mu wygodnie. To raczej fotel, bo ręce opierają się na miękkich, bocznych podporach. Jest komfortowo, ale czegoś brakuje, coś jest nie tak. Czuje się jak kowboj bez swojego rewolweru, to musi być coś pasującego w dłoń. Patrzy przed siebie i widzi gadający, migający obrazami ekran. Pilot! Tego mu brakowało. Rozgląda się wokół fotela, na którym siedzi. Będzie ciężko, dywan jest wzorzysty, ale przewaga koloru czarnego nie ułatwi mu sprawy. Musi się bardziej schylić, bo widocznie nie jest pierwszej młodości, skoro oczy niewyraźnie odczytują kontury, a kolory się zlewają. O, zauważył kapcie, takie laczki gumowe, chyba basenówki i szare skarpetki na stopach, tuż pod ściągaczami czarnych nogawek spodni dresowych. Pilot leży nieopodal prawej nogi, ale operator musi ruszyć tyłek w górę, bo inaczej nie sięgnie. Ciężko idzie, więc chyba ma trochę nadwagi. Nie będzie się przyznawać, że ma sporą nadwagę (a na to wskazuje ciężar tyłka i problem z brzuchem), skoro nie udało mu się na razie zlustrować swojego nadmiaru.
Tak, teraz jest panem i władcą, trzyma w ręku narzędzie pozwalające zmieniać kilkaset kanałów telewizyjnych według swojego widzimisię. Teraz on panuje, przełącza programy wszystkich języków świata. Niczym król na tronie, wysłuchujący skarg swoich poddanych, który gestem ręki jakby opędza się od niechcenia przed natrętną muchą, każe oddalić się nudziarzom. Zmienia kanały pstrykając jednym paluchem wciąż ten sam przycisk pilota, dusi go z coraz większym zniecierpliwieniem i czuje coraz większe zmęczenie ręki wycelowanej w stronę telewizora. To ci męczarnia!
Czegoś jeszcze brakuje, zaczyna odczuwać pewien dyskomfort na języku i podniebieniu. Wysuszona tarka podniebienna wysyła sygnały do mózgu, że trzeba nieco zwilżyć przełyk. Sięga machinalnie lewą ręką w bok i zaczyna macankę po blacie stolika, nie odrywając wzroku od migających obrazów. Palce trafiają na zimny w dotyku przedmiot, który oblepiony cieknącą wilgocią zewnętrznych ścianek naczynia, obiecuje ugasić pragnienie. Bezbłędnie trafia otworem puszki w usta i spija łapczywie, z głośnym odgłosem przełykania, ambrozję złotego koloru z lekką goryczką. Taaak, to jest to!
Po dłuższym czasie zaczyna go irytować to ciągłe przełączanie kanałów telewizyjnych w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego programu. Na filmy nawet nie liczy. Dzisiejsze produkcje nastawione są na babskie pierdoły, durne seriale i wyciskacze łez, a gdzie dobre kino akcji, kryminał? Odeszły wraz ze wspomnieniem lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. Dobrze, że chociaż są kanały popularnonaukowe i przyrodnicze. Czasami może pośmiać się z narwańców broniących krzyża, niczym niegdysiejsze ludy słowiańskie swojego bożka - pogańskiego Peruna.
Odwraca pełen drażliwego zmęczenia wzrok od ekranu telewizora i patrzy zaciekawiony, co się dzieje po jego prawej stronie. Kątem oka dostrzegł już wcześniej jakiś ruch, jednak nie usłyszał nic, co mogłoby skłonić go do rozproszenia uwagi od zajęcia, którym był pochłonięty. To ONA! Siedzi nieopodal na kanapie i coś pisze. Dobrze, że nie gada, bo tego nie wytrzymałby. Jest stara i gruba, przynajmniej tak mu się wydaje. W dniu ślubu, osiemnaście lat temu, była okruszynką, a teraz ma z 15, może 20 kilogramów więcej. To jej daje jakieś 70 kilogramów! Tak się zapuściła, nie to, co on! Tylko brzuch mu trochę urósł, ale jeśli go wciągnie, to niezły z niego towar na podryw dla młodych dziewczyn. Nie wytrzyma jednak długo bez tchu, więc to brzuszne wole tarczycowe jest wciąż widoczne. Ale to JEJ wina, przecież gotuje te niedobre obiady, które on musi jeść. Pewno, że je zjada, przecież tego barachła z jadłodajni nie da się strawić.
Ona pisze i pisze, albo czyta. „Ciągle tylko milczy i nie chce rozmawiać, jak grzecznie zagadam czy zapytam. Burknie na mnie, że przeszkadzam. Innym razem, jak się nie rozgada! Same bzdury opowiada i wnerwia. Ciekawe, co tam znów pisze?” - zastanawia się mężczyzna. Zerknie, chociaż ryzykuje, że ONA zapyta, czy może mu przeczytać fragment. On nic nie rozumie z tego, co ONA pisze. Używa tak trudnych słów i dziwnej składni, że musiałby to czytać kilka razy, a na to nie ma cierpliwości.
Zapuścił żurawia w ogromny kołonotes w kratę i własnym oczom nie wierzy! Co to za bazgroły? Przecież ONA zawsze miała okrągłe i małe pismo, czytelne nawet dla dziecka. A tutaj przekrzywione kulfony na lewą stronę, spłaszczone, wydłużone – nic z krągłości. Patrzy na nią ze zdziwieniem i pyta:
- To twoje pismo?
Skinęła twierdząco głową. Zerknęła na niego znad okularów i roześmiała się:
- Zawsze miałam dwa charaktery pisma. Nie wiedziałeś o tym?