Moja pierwsza proza od dwudziestu albo i więcej lat. Publikowana na opowi ponad rok temu. Kiedy jeszcze nikt mnie nie znał.
Leżę. W rowie leżę. Co by nie gadać, nie da się ukryć: rów.
Jest środek lata. Jakieś trzydzieści w cieniu. Tylko, że ja w cieniu nie jestem. Szczere pole. Pachnie zboże. Ula pojechała dalej, myśląc, że ja zawróciłam do domu i już tam jestem.
Leżę. Świadomość świruje. Niby mam i niby nie. Widzę to dopiero później, że zaburzenia jak ta lala. No więc leżę i jestem jednocześnie świadoma i nieświadoma. Myślę z właściwym sobie specyficznym humorem, że teraz, to już wiem jak to jest leżeć w rowie. Żulików rozumiem jak nikt. W rowie jest jak w kołysce. Bezpiecznie. Rynienka chroni, jak nic dotąd. Nie jestem tylko świadoma tego, że jak walnie dalej, to nikt mnie tu nie znajdzie (w ogóle nie wiem, że coś walnęło). Boję się znacznie później. Za parę lat?
Niby świadomie zlazłam z drogi (cichej, pobocznej, mało uczęszczanej), żeby mnie nikt nie przejechał. Miałam właśnie tyle siły, żeby się sczołgać. Rower leży obok. Też w rowie. A jakże. Szczere pole. Nikogo. W oddali majaczy dom. Jeden jedyny. Dobrze mi tam, bezpiecznie. Oczy się zamykają. Zasnąć. Nie czuć. Ból przewala się falami. Zasnąć.
Resztkami świadomości coś mnie do niego woła, mówi: „idź”. Nie pamiętam jak. Pamiętam siebie blisko. Dom. Ogrodzenia nie ma. Psa (chwała Bogu) też nie. Jakimś cudem ludzie są przed domem. Kurczę, jakie szczęście, znam faceta. Kierowca autobusu, ojciec mojego kolegi (siedziałam mu kiedyś nieskończoność na kolanach w dużym fiacie w czasie powrotu z dyskoteki, osiem osób piętrowo na tylnym siedzeniu). Podczołguję się (nie pytaj jak). I zadaję najgłupsze z możliwych pytań: czy ja mogę tu trochę poleżeć? Zaraz sobie pójdę. Za chwilę.
Dziwnym trafem mają przed domem coś, co przypomina łóżko. Mam się gdzie położyć. Pozwalają. Tylko patrzą na mnie dziwnie. Jakoś tak, sama nie wiem. Bezradnie?
Potem pustka. Samochód: stary polonez. Rower wystaje z bagażnika przymkniętego do połowy. Przekrzywione koła wyglądają dość żałośnie. Mnie w samochodzie nie ma. Znaczy jestem. I nie. Świadomość jest poza nim. Obserwuje dość obojętnie.
Dom. Głosy z oddali. Leżę na tapczanie Pokiego. Trzęsę się. Nie jak galareta. Rzuca mną w upale pod dwoma kocami jakby mnie ktoś co chwilę kopał.
Zgodnie z polską ustawą, przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej
o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia. Prawo autorskie działa automatycznie
– ochrona praw autorskich rozpoczyna się z chwilą ustalenia utworu, bez konieczności spełnienia jakichkolwiek formalności. Utwór nie musi przy tym być skończony.
Autor: ~JamCiDodano: 2020-09-23 18:24:59Kategoria: wspomnienia Liczba wejść:
Ileż to ludzkość zawdzięcza rowom biegnącym wzdłuż pobocza... Ileż ludzkich istnień ocalało dzięki nim...
Historia opisana beznamiętnie, co podkreśla, uwypukla grozę sytuacji. Ale to nie stylizacja językowa ani żadna fikcja. Szok powoduje odrealnienie, to cudowny mechanizm obronny organizmu. I dopiero po wyjściu z tarapatów uświadamiamy sobie, jak poważna była sytuacja. I że jednak jest jakaś siła nieziemska, która nad nami czuwa.
Opisałaś to tak, że ciarki przechodzą.
Pięknie to opisałaś, wyszło tak z wewnątrz Ciebie i z zewnątrz. Opisałaś swoje odczucia, strach, ból, ale zachowując pełen dystans do okoliczności. Świadomość to taka cholera, co każe racjonalnie postępować. Mechanizm nastawiony na przetrwanie mimo wszystko.
alka666 no ja w ogóle mam tak, ze umiem zachować albo błyskawicznie odzysakc zimną krew. Już mmi to parę razy życie uratowało, ale tam nie było. Tam był odlot.
JamCi dobrze. Też kiedyś pisałam miniatury. Może odkopię jakąś, to wrzucę. Chociaż nie lubię wracać do starych. Mam je w zbiorku opowiadań, który wala się po kątach
Manta cieszę się, bo to był eksperyment. Ja nigdy prozy nie pisałam, chyba że coś na kształt poetyckiej i wieki temu w ogóle przestałam (no dobra, jednoo opko w podstawówce na konkurs Verna). I wtedy postanowiłam sprawdzić, czy umiem. I wylazło to. Jakoś tak samo. To jest tekst sprzed roku. Pierwsza moja opublikowana na portalu proza.
No Ty wiesz, że ja uwielbiam Cię czytać w każdym wydaniu. Ten przeczytałam jak się tylko pojawił. Czasem, kiedy coś odkryję nie potrafię od razu pisać o wrażeniach. Czasem, kiedy dotknie mocniej - słowa nie są potrzebne.
Tu właśnie nie są.
Naprawdę dobrze opisane.
Tak jak wspomniała Hal, beznamiętnie. Tak działa szok.
Oddziela nas od bólu fizycznego i psychicznego daje sile do zniesienia sytuacji ekstremalnej.
Przeżywałem coś podobnego, łącznie z wizjami potem.
Tak, ze gotów jestem poświadczyć prawdziwość przezywania takich przeżyć.
Jednocześnie zapis jest na wskroś artystyczny.
sensol to je stare :-) na opowi jest. Ponad chyba rok temu. Jak mię królowa poezji ścigała, to przestałam pisać wiersze i troszku z musu zaczęłam prozę.
JamCi królowa poezji to była jędza dopiero. robiłem sobie z niej jaja. tym bardziej, że za poezją niezbyt przepadam, a za proza poetycką to już wcale a wcale. nie mam słuchu do poezji, to tak jak z muzyką - jedni ją czują inni nie. muzykę kocham i nie mógłbym bez niej żyć. choć sam jestem antytalentem muzycznym. nie mam zupełnie wyczucia rytmu i zdolności manualnych. a szkoda. bo najbardziej ze wszystkiego to chciałbym być muzykiem.
sensol ja Cię bardzo dobrze rozumiem. Mi brak talentu do wszystkiego. Ale mam zamiłowanie do śpiewu, poezji i prozy poetyckiej, chcoiaż dopiero niedawno dwoeidziałam się, ze to się tak nazywa. A pisałam jakieś... 29 lat temu? 28?
Posiadasz niezwykle ironiczne poczucie humoru, JamCi.
To poza samym opowiadaniem.
Odkrycie bezpieczeństwa leżenia w rowie.
Jest jeszcze coś takiego, jak leżenie pod mostem, który chroni nas od różnych przejawów atmosferycznych.
Miejskim przejawem rowu jest tzw. rynsztok. Sztuczny betonowy rowek stworzony dla odpływu wód deszczowych.
Ale w rynsztoku jest mniej wygodnie, bo twardy i betonowy.
Chociaż pijaczkom to nie przeszkadza.
Ale oni i tak wola teraz ławki parkowe, albo te w wiatach autobusowych.
Wycwanili się.