Dentystka antywirus

Wczoraj byłam u dentystki. Zapukałam, bo zamknięte na czternaście spustów przed koronawirusem. Przyszła, otworzyła drzwi i spryskała mi dłonie. Pozwoliła wejść i zaczęło się znęcanie nad termometrem i moim czołem. Termometr odmawiał współpracy. Nie zmierzył temperatury. No dobrze, to niech się pani rozbierze z kurtki i usiądzie na ławce. Termometr odmawia współpracy. Niech pani wejdzie do gabinetu i usiądzie. Termometr odmawia. Niech zdejmie okulary, bo metalowe. Termometr odmawia. Niech jeszcze posiedzi chwilę, rutynowe pytania o kontakty z chorymi i nie chorymi. Protest. To może zombi jestem? Zdenerwowana dentystka mierzy do siebie z termometru - termometr współpracuje. Bez czapki pani szła do mnie? No tak, zawsze chodzę bez czapki. Termometr protestuje, ale bez pioruna. To może zmierzy mi pani na szyi, przecież można. Nie, bo to termometr na czoło. Ale szyja cieplejsza i jeśli mam temperaturę, to na szyi na pewno będzie to widać, bo cieplejsza od czoła. Nie, bo termometr na czoło. Termometr protestuje na czole. Wreszcie na szyi pokazuje 36,1. Ufff! Mogę siadać na fotel i rozdziawiać paszczękę.