Postać: Ten, który jednak przeżył
Zdarzenie: Nuklearna zima
Efekt: 97. Jaka jest przyszłość? Odpowiedz na to pytanie w swoim opowiadaniu.
I
Obecnie
Dzieciak pod wpływem ciosu potknął się i upadł, osuwając po ścianie. Białe szaty, w które był ubrany, obecnie bardziej przypominały błoto, niż stroje noszone przez demony wywodzące się z arystokratycznych rodów. Skulił się i zaczął chlipać, jakby ktoś obdzierał go ze skóry, a jeszcze nawet nie zacząłem. Podszedłem do niego i kopniakiem zmusiłem do spojrzenia w oczy osobie, której odebrał wszystko. Nadal nie mogłem zrozumieć jakim cudem ta kupa mazgaja skrzyżowanego z pryszczatą nastolatką była w stanie zniszczyć wszystko, co miałem.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– To nie ja – chlipnął, zaciągając nosem smarki. – Musisz mi uwierzyć, to naprawdę nie ja.
– Nie pytam cię, czy to zrobiłeś. Dobrze wiem, że zatrudniłeś maga, który zesłał na moje królestwo nuklearną zimę. Chcę wiedzieć, dlaczego albo na czyj rozkaz to zrobiłeś.
– Nie wiem, ko ci to powiedział, ale kłamał – wyjąkał, cały czas próbując wniknąć w ścianę. Jego ojcu może by i wyszło, ale dzieciak był średniej klasy demonem z niskimi zdolnościami sięgania po magię. Powoli zaczynałem tracić cierpliwość.
– Powiesz mi wszystko, co chcę wiedzieć, a jeśli nie wtedy twoja krew zdradzi sekrety, które skrywasz.
– Naprawdę nie mam z tym nic wspólnego. – Sięgnąłem po hak przymocowany do sufitu i pociągnąłem dzieciaka, podnosząc za nogę. Metalową końcówką przebiłem klatkę piersiową i półokrągłym ruchem zaczepiłem o żebra. Krzyczał i szarpał się, ale przytrzymałem go, nie mając litości dla osoby, która nie miała jej dla mojej rodziny. Odwiązałem koniec liny przewieszonej przez karabinek i jednym, płynnym pociągnięciem uniosłem chłopaka wijącego się jak węgorz złapany na wędkę. Mieli jedną wspólną cechę, to był ich koniec. Szurając nogami krzesła o podłogę starej fabryki, przyciągnąłem zardzewiały metalowy mebel. Wyjąłem z kieszeni płaszcza sączek i młoteczek. Widziałem w oczach demona przerażenie, ale w tej chwili nic nie było w stanie powstrzymać mnie przed poznaniem prawdy. Przyłożyłem ostrą końcówkę do jego czoła i wprawnym ruchem za pomocą młotka zadałem cios, pod wpływem którego kranik wbił się w czaszkę chłopaka.
Przez chwilę dyndał na linie, ale po kilku sekundach oczy zaszły mgłą i wyjąkał jedynie, że nie powinienem przeżyć. Rozsiadłem się na krześle i nadstawiłem kielich pod wylotem rurki, jednocześnie odkręcając zawór. Do naczynia spłynęła czarna krew i na samą myśl, że musiałem ją wypić, skrzywiłem się z niesmakiem. Podnosząc kielich do ust, czułem coraz bardziej intensywny zapach siarki, lecz mimo to wychyliłem naczynie, czując spływającą po gardle krew, smakującą zgnilizną i grzechem, którego uosobieniem była cała jego rasa. Zamknąłem oczy i czekałem.
II
Trzy tygodnie wcześniej
Zebrane na sali demony zasiadły przy stole, na którego czele znajdował się siedzący na tronie władca.
– Skoro już wysłuchałem waszych narzekań, to może ktoś wreszcie zaproponuje jakiś sensowny plan pozbycia się Króla Krwi – powiedział znudzony.
– Zmasowany atak. Musimy zebrać wszystkie siły i ruszyć na niego niespodziewanie – powiedział jeden z białych.
– Już tego próbowaliśmy – warknął inny i wtedy rozpętała się wrzawa. Wszyscy krzyczeli oraz walczyli o rację i tylko władca wydawał się znudzony. W pewnym momencie Dimitr uciszył wszystkich jednym gestem dłoni i nikt nie śmiał przerwać najpotężniejszemu z nieświętych.
– Xavierze, udaj się do Wielkiego Maga ludzkiego wymiaru. Niech zorganizuje zrzut bomb atomowych na stolicę Dei.
– Panie, chcesz walczyć za pomocą ludzkich wynalazków?
– Musisz przyznać, że ludzie nie mają sobie równych w samozagładzie. Stworzyli broń, która jest w stanie zniszczyć świat, w którym żyją. To doprawdy niezwykłe – powiedział zamyślony. – Wymiar Dei jest bardzo podobny do ludzkiego świata, więc zniszczenie wszelkiego życia w świecie Króla Krwi nie powinno sprawić żadnej trudności.
III
Obecnie
Obrazy zaczęły blaknąć i tracić ostrość. Chwiejąc się na krześle, nachyliłem się w stronę wiszącego chłopaka. Odkręciłem kranik, nalałem prosto do ust więcej metalicznego paskudztwa płynącego w żyłach demona. Poczułem, jak część cieczy spłynęła po brodzie, brudząc szyję i ubrania. Otarłem się nieporadnie, czując, jak obraz znów staje się ostry, a ja wracam do wspomnień płynących w jego krwi.
Dwa tygodnie wcześniej
– Ojcze, jesteś pewny, że Król nie pojawi się dzisiaj?
– Król nie chce mieć nic wspólnego z tym atakiem.
– Przecież to jego pomysł.
– To nasz pomysł. I lepiej to zapamiętaj raz na zawsze.
– Ale…
– Lepiej idź do pilota i upewnij się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Ja pójdę do wielkiego maga i sprawdzę, czy Król Krwi na pewno jest w Dei. Musi zginąć. Jeśli przeżyje, pogrzebie nas wszystkich za to, co zrobimy.
– W takim razie może lepiej się wycofać?
– Żeby zabił nas Król Demon? – Ojciec popchnął Xaviera w stronę pilota, a sam udał się do wieży maga nadzorującego misję z góry. Demon, drepcząc, podbiegł do pilota opartego o wiatrolot.
– Cześć. – Pilot zaciągając się papierosem, posłał dzieciakowi pobłażliwe spojrzenie. – Wszystko idzie zgodnie z planem?
– Czy gdyby coś było nie tak, stałbym tu spokojnie?
– Pewnie nie. – Rysując nogą szlaczki na piasku, Xavier zadał pytanie, które dręczyło go, odkąd dowiedział się o planie władcy. – Nie masz wyrzutów sumienia? Te wszystkie osoby, które zginą i nie tylko one. Po zrzucie tam nie nic nie będzie – dzieciak wysapał na jednym oddechu. Pilot zmierzył go wzrokiem, wyrzucił niedopałek i podniósł torbę, zbierając się do odejścia.
– To nie pierwsza i nie ostatnia wojna, w której biorę udział. Płacicie mi wystarczająco dużo, żebym nie czuł czegokolwiek, co nie jest wpisane w cenę.– Wszedł do wiatrolotu i czekał na sygnał maga, by ruszyć i zniszczyć wszystko, co było nie na rękę jego pracodawcy.
IV
Obecnie
Czując zaschniętą krew na ustach, wybudzałem się z wizji przeszłości, która z każdą chwilą coraz mniej przesłaniał rzeczywistość. Świat zawirował, kiedy wstałem z krzesła i podszedłem do okna z wybitą szybą. Mimo że byliśmy w innym wymiarze wciąż miałem przed oczami widok płonącego zamku, popiół unoszący się w powietrzu i cierpiących na chorobę popromienną poddanych. Pamiętałem, jak na oślep szukałem w zgliszczach stolicy rodziny, łudząc się, że przeżyli, choć w głębi duszy wiedziałem, że są martwi.
Stworzyłem świat, w którym każda mieszana para mogła założyć rodzinę i wieść spokojne życie. Z dala od prześladowań i osób, które myślały, że mają absolutną władzę. A oni mi to odebrali. Nam wszystkim. Tym, którzy ocaleli i których organizmy były odporne na promieniowanie. Żałowałem, że nie zginąłem wraz z ludzką żoną i mieszanymi dziećmi, które były solą w oku tych wszystkich „porządnych” nadprzyrodzonych.
Zacisnąłem pięści i wybiłem szybę do końca. Jęk chłopaka sprowadził mnie do teraźniejszości. Nie istniało nic, co mogłoby mi zwrócić rodzinę, ale mogłem do nich dołączyć. Podszedłem do wiszącego głową w dół demona i zdjąłem go z haka. Ciosem w policzek zacząłem cucić dzieciaka.
– Obudź się do cholery! – Chłopak otworzył oczy, jednak zostało mu niewiele świadomości. – Słyszysz mnie?
– Powinieneś nie żyć. Miałeś zginąć – majaczył. Nie było szans, żeby w takim stanie przekazał wiadomość. Rozerwałem szatę, w którą był ubrany i przekręciłem go na brzuch. Nożem wyryłem na jego plecach wiadomość do Króla. „Zginiecie. Wszyscy zginiecie. Czas się kończy.”. Podniosłem Xaviera i podszedłem do okna. Zrzuciłem go, a potem obserwowałem, jak czołga się w stronę stolicy widniejącej na horyzoncie. Osłabiony od utraty krwi powinien dotrzeć w ciągu kilku godzin.
Usiadłem na krześle i położyłem lewą rękę na oparciu. Zagryzając zęby z bólu, wyciąłem trzy linie prostokąta, następnie wywinąłem skórę i zacząłem pisać za pomocą noża.
„Pogrążony w rozpaczy Król Krwi mógł zrobić tylko jedno. Na wewnętrznej stronie skóry zapisał przyszłość niszczycieli światów. Nie było już Dei ani demonów, a nuklearna zima pochłonęła dwa walczące wymiary. Koniec dwóch wymiarów nastał wraz z ostatnim oddechem Króla Krwi, który zmarł o zachodzie słońca, wiedząc, że już nic nie będzie w stanie odebrać mu, odzyskanej po śmierci rodziny. I tak oto nastał koniec świata, by ten mógł narodzić się na nowo. Przeżył jedynie wiecznie nieśmiertelny Król Demon, który nie miał już kim rządzić i stał się władcą niczego.”
Nie byłem poetą ani artystą, a zapisane przeze mnie słowa były toporne jak litery, którymi je spisałem. Mimo to każde słowo zapisane krwią Króla Krwi miało wielką moc. Czasami piękno na pozór wydawało się szkaradne. Odłożyłem nóż i patrząc na poruszające się po niebie słońce i czekałem na koniec.